Pornhub pozbył się większości filmów

O poczynaniach należącego do kanadyjskiej firmy MindGeek portalu mogliście zapewne czytać już nie raz. Marketing największego pornograficznego medium prowadzono w taki sposób, by nawet osoby, które nie odwiedzają strony, wiedziały o jej istnieniu. Świąteczne reklamy serwisu potrafiły rozczulać bardziej niż jakiekolwiek inne; troska o nasze zdrowie i środowisko także co jakiś czas objawiała się wirtualnymi poradniami czy akcjami związanymi z przekazywaniem pieniędzy na działalność ekologicznych fundacji. Ba, w ramach wsparcia walki z pandemią Pornhub postanowił za darmo udostępnić wszystkim wersję premium! Ich poczynania były marketingowym majstersztykiem.

Swego czasu, w reakcji na coraz dziwniejszą politykę serwisu YouTube, co bardziej alternatywni artyści postanowili dzielić się swoją twórczością właśnie na tej stronie porno. Sam Elon Musk ma tam zweryfikowane konto. Słowem: Pornhub przekonywał, że nie samą pornografią żyje, ale też zmieniał podejście do tematu, pokazując, że nawet w tej branży porno ludziom zależy na podobnych wartościach. Tyle że była to tylko jedna strona medalu. O drugiej na początku grudnia na łamach "New York Timesa" napisał Nicholas Kristof.

Niby człowiek wiedział, a jednak się łudził...

Serena Fleites, Nicholas Kristof, New York Times
Serena Fleites, fot. New York Times

Cała otoczka, jaką stworzył wokół siebie Pornhub, skutecznie odciągała uwagę od treści, delikatnie mówiąc, problematycznych. Nie jest bowiem tak, że to po opublikowaniu przez "NYT" raportu Kristofa dostrzeżono problem. Do firmy MindGeek od lat spływały liczne skargi i prośby o usuwanie treści, które nie powinny się znaleźć w ich serwisach. Mowa przede wszystkim o nagraniach z ukrytych kamer, sekstaśmach, o których upublicznieniu nie każdy z uczestników wiedział, ale też niesławnym revenge porn, czyli sekstaśmach, które celowo zostały opublikowane, by zemścić się na partnerze. Do tego dochodzą nagrania, na których można zobaczyć nieletnich, ale czarę goryczy przelało coś innego. Największych kontrowersji nie wzbudziły tysiące nagrań wątpliwego pochodzenia, lecz ujawnienie kilku naprawdę głośnych spraw.

Mowa tu choćby o osobach, które porwano i wykorzystano do nagrywania filmów porno, ogółem o nagraniach z gwałtów. Twarzą, tak tekstu Kristofa, jak i upadku Pornhuba, okazała się natomiast Serena Fleites. Amerykanka miała zaledwie czternaście lat, gdy jej nagie nagrania trafił do serwisu. Film szybko obiegł jej rówieśników – musiała zmienić szkołę, choć i to nie pomogło. Coraz więcej więc wagarowała, by ostatecznie wylądować na ulicy. Sama – z problemami psychicznymi i kilkoma próbami samobójczymi na koncie. Dziś dziewiętnastolatka ma się już nieco lepiej, ale sprawa będzie się za nią ciągnąć prawdopodobnie już do końca życia.

Jej przykład idealnie obrazuje problem serwisu, choć w nieco innym sensie, niż mogłoby się wydawać. Przed resetem Pornhub posiadał bazę około 13 500 000 filmów. Dziś zostało ich niespełna 3 000 000, ale nie wyciągajmy pochopnych wniosków. To nie tak, że ponad 10 000 000 nagrań przedstawiało gwałty, nieletnich czy revenge porn. Problemem było natomiast zaniedbanie i niewystarczająca weryfikacja treści – każdy mógł coś wrzucić, a usunięcie tego było naprawdę trudne. Do teraz.

Pornhub ma jeszcze szansę – zareagowali najlepiej jak mogli

Jedna z reklam promujących Pornhub w USA, fot. The Verge
Jedna z reklam promujących Pornhub w USA, fot. The Verge

Mam na myśli zarówno czas, jak i rozmach reakcji. Nie sam artykuł Kristofa, od którego publikacji minęło ledwie półtora tygodnia, był bowiem powodem zmian. Dopiero Visa i Mastercard, obsługujące płatności na stronie, skłoniły serwis do czyszczenia biblioteki. W reakcji na raport "NYT" obie organizacje postanowiły przeprowadzić własne śledztwo, by po zaledwie kilku dniach zawiesić współpracę z pornograficznym gigantem. Jeszcze szybsza była reakcja serwisu, który nagle znalazł rozwiązanie problemu trawiącego de facto cały internet.

Jak wspomniałem, przykład Fleites idealnie obrazuje zaniedbanie serwisu. Pornhub sam w sobie nie popełnił przestępstwa, ale pozwolił, by ktoś inny zrobił to na jego serwerach. W przypadku Fleites był to nawet nie jej chłopak, a któryś z jego kolegów – dochodzimy więc do sedna, którym jest problem ze świadomym decydowaniem dzieciaków. Czternastolatka nagrywa filmik dla swojego chłopaka – ten pokazuje go kolegom, a któryś geniusz wrzuca nagranie do sieci. Tragedia młodej Amerykanki to symbol, bo podobnych spraw jest zapewne tysiące. Tyle że to w pierwszej kolejności symbol szczeniackiej bezmyślności, a dopiero dalej – niedopełnienia obowiązków przez dorosłych. Teraz jednak tragedia może stać się także symbolem technologicznego skoku jakościowego.

Skoro to nie tak, że ponad 10 000 000 nagrań, które usunięto z serwisu, było nielegalne, to czym Pornhub się kierował? Otóż usuwał wszystko, czego nie był w stanie zweryfikować. Platforma wolności twórczej była też śmietnikiem pełnym reuploadowanych treści – teraz mamy tam znaleźć jedynie zweryfikowanych autorów.

Krok firmy MindGeek był drastyczny, ale potrzebny. Dzięki niemu Pornhub, choć zdecydowanie uboższy w treści, ma szansę uciec spod topora. Co więcej, ich marketingowcy z pewnością przekują to w sukces, bo – patrząc obiektywnie – rzeczywiście można tu mówić o sukcesie. Kanadyjskie przedsiębiorstwo podkreśla przy tym, że te same zasady równocześnie wprowadza we wszystkich swoich serwisach pornograficznych. Tu jednak pojawia się problem – to zaledwie promil wszystkich tego typu stron w internecie. I nikt nawet nie próbuje zauważyć tego problemu w szerszej perspektywie, na cel biorąc właśnie tego giganta. Jakie to typowe, prawda?

Innymi słowy: Pornhub – przynajmniej na razie – nie umiera, a na zmianach może jedynie zyskać, ale nie naprawi to świata. Pozostawione same sobie dzieciaki nadal będą popełniać głupoty tak, jak przestępstw będą dopuszczać się przestępcy. Treści te trafią po prostu na pomniejsze serwisy, chyba że w końcu rozpocznie się proces jedynej słusznej walki z problemem – przez edukowanie. Warto zresztą zauważyć, że choć pornografia to problem wielu poruszający, praktyki MindGeek nie odbiegały dotąd od rynkowych standardów. W swoim oświadczeniu firma podkreśla, że po zaimplementowaniu zmian pozostawia w tyle największe serwisy internetowe: Facebooka, Instagrama, TikToka, YouTube'a, Snapchata i Twittera, które nadal nie weryfikują swoich użytkowników. To zaś przekłada się na ogólny problem naszego bezpieczeństwa w sieci.

Damian Halik

Damian Halik

Kulturoholik, level 99. Czas na filmy, książki, komiksy i gry, generowany gdzieś między pracą a codziennymi obowiązkami, zawdzięcza opanowaniu umiejętności zaginania czasoprzestrzeni.