W Polsce cały czas jest popyt na auta sprowadzone zza zachodniej granicy. Niestety dla handlarzy, lata w których w tamtej części Europy wyzbywano się używanych aut za groszr bezpowrotnie minęły. Dlatego zysk na sprowadzaniu popularnych aut niepokojąco się zmniejszył. Największym kosztem jaki musi ponieść importer jest sam transport wozu. Aby nie wykupywać tymczasowych tablic i ubezpieczeń, często przywozi się auta na lawetach. Nierzadko bierze się do kabiny dodatkowych kierowców, którzy przyprowadzają kolejne samochody na kołach. Na podobny pomysł wpadli dwaj mieszkańcy Ostrołęki. Prawdopodobnie wyruszyli w podróż do Danii autolawetą zabierając ze sobą dwie przyczepy do transportu pojazdów. Pierwsza zapewne jechała na autolawecie, druga była przez nią ciągnięta. Na miejscu zakupili cztery auta, w tym jedno z hakiem holowniczym. Na autolawetę z przyczepą weszły dwa, do zakupionego wozu z hakiem zapięto polską przyczepę, na którą załadowano ostatnie auto. Niby nic nadzwyczajnego – ot przedsiębiorczy rodacy.
Problem jednak pojawił się, że zakupiony samochód służący jako holownik zepsuł się po drodze, jeszcze w Danii. Koszt sprowadzenia uszkodzonego auta, mógłby mocno nadwyrężyć zarobek dwóch kolegów. Wpadli wtedy na pomysł podczepienia zepsutego holownika do przyczepy holowanej przez autolawetę zwykłą… liną holowniczą. W ten sposób skonstruowali zestaw mierzący 26 metrów długości! Uporządkowując: Na początku jechała autolaweta z samochodem na pace ciągnąc przyczepę z kolejnym autem. Do tejże przyczepy liną podczepiono kolejnego minivana, który na haku miał zapiętą jeszcze jedną przyczepę. Dla porównania wystarczy przypomnieć, że zestaw składający się z ciągnika siodłowego z naczepą popularnie nazywanego TIRem ma „zaledwie” 16,5 metrów długości. Najdłuższy pojazd jaki może poruszać się po drogach bez specjalnego zezwolenia może mieć 18,75 m. Pomysł pomysłem, ale przedsiębiorczy ostrołęczanie przejechali takim pociągiem ponad 500 km, przez Danię i Niemcy niepokojeni przez nikogo. Dopiero w Polsce w okolicach Stargardu nietypowym zestawem zainteresowała się nasza Policja. Panowie otrzymali mandaty w sumie na 1150 złotych i zakaz dalszej jazdy. Cała sprawa wydaje się śmieszna, jednak cudem nie doszło do tragedii. Wyobraźcie sobie wyprzedzanie takiego pociągu. Widząc przed sobą auto z przyczepą raczej nie podejrzewacie, że może ono być połączone liną z następnym. Macie akurat miejsca z przeciwka na wyprzedzenie takiego zestawu, a tu niespodzianka, nie ma gdzie uciec. Ani wyprzedzany, ani wyprzedzający… To kolejny przykład, że na drodze należy mieć zawsze ograniczone zaufanie i myśleć. Również za innych.
Źródło: Komenda Powiatowa Policji w Stargardzie