Zdjęcia pływających straganów widnieją na okładkach przewodników, a cała sceneria jest tak malownicza, że posłużyła za plan filmowy do przygód Jamesa Bonda. Sprzedawcy i kupujący poruszają się na łodziach wzdłuż kanałów, które ponoć sięgają aż do odległego o 100 km Bangkoku. W dawnych czasach w całym kraju nie było dróg – ich rolę spełniała gęsta siatka połączeń wodnych, których część przetrwała po dziś dzień.
Poranek na Floating Market
Ważne jest, aby przybyć tu przed setkami autokarów, które zaczynają pojawiać się o dziewiątej rano. Wtedy kanały zapełniają się turystami, tworzą się korki i nie ma szansy na podpatrywanie lokalnego kolorytu. My docieramy przed ósmą i wsiadamy do łodzi wynajętej przez naszego przewodnika Toma. Przemieszczamy się wolno wzdłuż straganów z rękodziełem, mijamy dzieci płynące do szkoły, mini-kuchnie, smażalnie placków i dostawców owoców. Każda łódka jest udekorowana wianuszkiem kwiatów będących ofiarą dla Buddy.

Tom zamawia dla nas szaszłyki i lokalne owoce: pomelo, papaje i rambutany a na deser placki kokosowe. Ma swoich sprawdzonych dostawców, więc wszystko, czym nas częstuje jest naprawdę pyszne.
Obserwujemy jak kucharze przyrządzają na bieżąco swoje potrawy, obierają, kroją, gotują i przyprawiają. Każda pływająca kuchnia jest w pełni wyposażona i samowystarczalna – ma swoją butlę gazową, naczynia, garnki i patelnie. Wszyscy sprzedawcy noszą słomkowe kapelusze, które są lekko zmodyfikowaną wersją znanych stożkowych chińskich, ale mają ścięty czubek. Podobno takie nakrycie głowy ma świetną wentylację i daje rewelacyjną ochronę przed słońcem.
Życie mieszkańców
Tom postanawia pokazać nam, jak naprawdę żyją lokalni mieszkańcy, więc zabiera nas na wyprawę wzdłuż kanałów z dala od bazaru. Robi się bardzo cicho i słyszymy jedynie odgłosy natury, jak z głębi egzotycznej puszczy. Woda w kanałach jest naprawdę brudna, mulista i pływa w niej wiele zagadkowych przedmiotów. Mija nas unoszący się na powierzchni zdechły waran, więc lepiej nie myśleć o skokach do wody i zażywaniu kąpieli.
Drewniane domy mieszkalne stoją na wysokich rusztowaniach, co chroni je przed zalaniem na wypadek wysokiego stanu wody w kanale w czasie pory deszczowej. Na każdym kroku stoi ukwiecona buddyjska kapliczka, co podkreśla jak bardzo religijni i uduchowieni są Tajowie. Mijamy mieszkańców zajętych swoimi codziennymi sprawami, uśmiechniętych i wyraźnie szczęśliwych. Nam udaje się uciec przed upałem i gromadą turystów, więc równie szczęśliwi i zadowoleni wracamy do Bangkoku.
Autorka tekstu i zdjęć: Anna Drozdowska (traveldesign.pl)