Dokładnie za półtora miesiąca, 29. lipca, w Tokio otwarta zostanie restauracja dla nudystów. The Amrita nie będzie pierwszym takim miejscem na świecie (zapewne nie będzie też ostatnim), jednak w tym przypadku głośno jest przede wszystkim o wymaganiach, jakie restaurator postawił przed swoimi klientami.
„Nagie restauracje” zaczynają pojawiać się coraz częściej – Amrita jest już trzecią, jaka powstała w niedługim odstępie czasu. Właściwie trudno się temu dziwić – patrząc na przykłady płynące z Londynu i Melbourne, można odnieść wrażenie, że to niezły biznes. Liczby mówią same za siebie – na liście oczekujących w „kolejce” do londyńskiego The Budyadi jest w tym momencie niemal pięćdziesiąt tysięcy osób.
Amrita także radzi sobie całkiem nieźle. Jak dotąd wyprzedano trzy pierwsze dni, a właściciele lokalu mówią o około czterech tysiącach rezerwacji ogółem. Jednak szum medialny wokół restauracji dopiero się tworzy, a wszystko za sprawą zasad, jakie Japończycy zaserwowali potencjalnym klientom.
Na pierwszy ogień poszły tatuaże. W japońskiej kulturze nie kojarzą się one dobrze, dlatego w przestrzeni publicznej nie ma miejsca na epatowanie nimi. Twórcy Amrity nie zamierzają z tym dyskutować. Jednak zachodnie serwisy skupiły się na zupełnie innych zakazach.
Jak zadecydowali właściciele, Amrita nie będzie także dostępna dla osób starszych oraz mających problem z nadwagą. I właśnie to budzi oburzenie. Limit wiekowy wyznaczono na 60 lat (dolna granica to oczywiście osiągnięcie pełnoletności), natomiast ilość dodatkowych kilogramów nie może przekroczyć średniej wagi dla danego wzrostu o więcej niż piętnaście kilogramów.
„Ale jak to tak?”,
„Dlaczego ograniczana się wolność osób, które nie pasują do schematu?” – witamy w Japonii – zdają się odpowiadać pomysłodawcy. Reakcja mediów jest dla nich tylko i wyłącznie darmową reklamą. Ciężko spodziewać się, że komukolwiek przyjdzie do głowy nawoływanie do bojkotu lokalu. Należy raczej uznać, że zdaniem właścicieli restauracji po prostu nadwaga i starość są mało apetyczne.
[caption id="attachment_4120" align="aligncenter" width="1200"]
Plakat promujący otwarcie, fot. Amrita Restaurant[/caption]
Jeśli powyższe obostrzenia nie wykluczą potencjalnego klienta, pozostają jeszcze tylko dwie zasady – zero elektroniki i nagabywania sąsiadów. To akurat wydaje się dość logiczne.
Na koniec mały szczegół – ze względu na obsługę oraz umilające posiłek występy sceniczne, Amrita o wiele bardziej przypadnie do gustu paniom (wystarczy spojrzeć na plakat promujący lokal - tak ma wyglądać ekipa „Men of Amrita”).
Ostatnia sprawa to koszt takiego wypadu, a nie będzie to tania przyjemność. Miejsca podzielone są na cztery kategorie, kosztujące od 12000 do 80000 jenów, co w przeliczeniu na złotówki da nam od 450 zł, do niemal 3000 zł. Na pocieszenie: jeśli ktoś przeceni swoje możliwości i na miejscu poczuje się zawstydzony, zawsze może wypożyczyć koronkowy szlafrok.
W tym wszystkim zastanawiające jest tylko jedno – słowo „amrita” to w sanskrycie „nieśmiertelność”, ale jak to ma się do lokalu pełnego nagich osób?
Źródło:
dailymail.co.uk