Ogrody Ulricha w końcu otwarto ponownie. Rewitalizacja obiektów, które przed laty słynęły z hodowli egzotycznych roślin i owoców, robi ogromne wrażenie, tym bardziej że pomyślano zarówno o aspektach historycznych, jak i odważnie spojrzano w przyszłość.
Dziś tereny doskonale wszystkim warszawiakom znanego Wola Parku to tętniące życiem handlowe serce dzielnicy. Sto czterdzieści pięć lat temu było jednak zupełnie inaczej. Dużo bardziej zielono. W roku 1877 Jan Krystian Ulrich nabył bowiem w znajdującej się tam wówczas wsi Górce około trzydziestu mórg ziemi, na których założył słynne Ogrody Ulricha. Choć te po II wojnie światowej popadły w ruinę, pamięć o tym miejscu nie zginęła. 12 października otwarto natomiast nowe Ogrody Ulricha, będące częścią Wola Parku.
W czasach, gdy w Warszawie hodowano ananasy

Oczywiście Ogrody Ulricha nie powstały jako dzieło przypadku. Ogrodnictwo było zawodem przez dekady pielęgnowanym w tej pochodzącej z Łużyc Dolnych rodzinie. Miejsce dziś znane jako Ulrychów, właśnie od działających tam ogrodów tej rodziny, było natomiast dziełem życia Jana Krystiana. Wnuk Jana Chrystiana Menckego – dawnego zarządcy Ogrodu Saskiego, dobrze prosperującą już firmę odziedziczył po ojcu, również ogrodniku, a przy tym następcy Menckego, który na początku XIX wieku porzucił pracę w Ogrodach Saskich na rzecz własnej działalności. To jego pasją były owoce południowe, w szczególności daktyle i niespotykane wcześniej w Warszawie ananasy.
W kolejnych latach, reagując na rozwój miasta, syn Jana Bogumiła Ulricha przeniósł jednak produkcję poza obrzeża Warszawy. Znacząco rozwinął też działalność rodzinnej firmy. W szczytowym momencie jego ogrody zajmowały nawet czterdzieści osiem hektarów! Składały się na nie olbrzymie szklarnie, ale też pokazowy ogród oraz szkółki ogrodnicze. Same Ogrody Ulricha uchodziły zaś za wzorcowy zakład ogrodniczy. Jan Krystian słynął z prowadzenia szkółki drzew owocowych, ale przede wszystkim z hodowli krzewów ozdobnych.
W stumetrowych szklarniach młodego Ulricha nie brakowało również gatunków egzotycznych. Stopniowo przesuwał on jednak swoje zainteresowania w kierunku kwiatów, a jego znakiem rozpoznawczym stała się azalia. Niestety już wówczas działalność edukacyjną funkcjonującej przy zakładzie szkółki ogrodniczej torpedowały władze carskie. Nawet mimo tego kolejne pokolenia prowadziły ogrody aż do 1958 roku. Wówczas przedsiębiorstwo ostatecznie znacjonalizowano, większość gruntów przeznaczono pod zabudowę, z oryginalny ogrodów pozostały natomiast jedynie niewielkie tereny zielone wraz z dworkiem, które pozostawione same sobie popadały w ruinę.
Wola Park odzyskał duszę Ulrychowa

Już w nazwie centrum handlowego nie zabrakło nawiązania do tego miejsca. Niewielki fragment dawnych ogrodów, jaki pozostał, postanowiono natomiast zrewitalizować. Ze wspomnianych czterdziestu ośmiu pozostały jedynie dwa hektary. To jednak wciąż połacie zieleni, które można było uratować od betonozy. Prace wymagały więc olbrzymiego poszanowania dla historii i tradycji tego miejsca. Jako że ostatni skrawek Ogrodów Ulricha leży obecnie tuż obok Wola Parku, pracownia WXCA, która odpowiada za projekt zagospodarowania tej przestrzeni, obrała zielony kierunek rozwoju.
Część betonowego placu przez Wola Parkiem zazieleniono – dzięki temu nowe Ogrody Ulricha zyskały symboliczny, zielony łącznik z centrum handlowym, którego są przedłużeniem. Co ważne, praca architektów nie ograniczała się do przeprojektowania tego terenu. Dużą rolę w kierunku, jaki obrano, miały konsultacje społeczne. To mieszkańcy Woli powiedzieli, czego oczekują. Zarządzająca terenem firma Ingka Centres wsłuchała się natomiast w ich głos. Tym sposobem architekci z WXCA musieli lawirować między współczesnymi oczekiwaniami a historią tego miejsca.
Największym wyzwaniem projektowym było zachowanie niepowtarzalnej tożsamości szklarni Ulrichów – w tym materii historycznej – tak by miejsce to odpowiadało potrzebom współczesnych mieszkanek i mieszkańców oraz najwyższym standardom ekologicznym.
– Marta Sękulska-Wrońska, pracownia WXCA
Nowe Ogrody Ulricha zapraszają

Już dziś wiadomo, że kompleks dawnych szklarni ma niebywały potencjał. Architekci zachowali z oryginalnej zabudowy, co tylko się dało, choć nie było łatwo. Jak wspominają, w ich podziemiach nawet współcześnie dało się dostrzec osady przed ponad stu lat. Niestety zrujnowane ściany nie były na tyle silne, by dalej pełnić swoją funkcję. Zastosowano więc system wsporników, sprawiając, że historyczna konstrukcja opowiada swą historię, ale bez obciążenia. Podobnie rzecz ma się z kominami, które są pozostałością dawnego systemu grzewczego szklarni – a dziś jedynie pamiątką dawnych lat.
Szklarnie są dwie, łączy je podziemny korytarz. Z zewnątrz wyglądają dość nowocześnie, choć starano się jak najlepiej odwzorować pierwotny projekt. Wnętrza przywołują natomiast klimat dawnych lat, choć dziś rośliny znajdziemy tam głównie na talerzach. Jedną ze szklarni w pełni oddano na rzecz gastronomii. Skosztujemy tam kuchni z różnych zakątków świata, a także odwiedzimy bary – każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Najemcą drugiej jest natomiast firma Fikołki, która prowadzi sieć bawialni dla najmłodszych. Ogrody będą zatem pełnić funkcję gastronomiczną, ale i rozrywkowo-edukacyjną. Warto też wspomnieć, że dzięki zastosowanym rozwiązaniom, dawne szklarnie uzyskały certyfikat BREEAM.
Zależało nam, by przywrócić pamięć o pierwotnej funkcji tego miejsca. We wnętrzach zaprojektowaliśmy zespół oranżerii z odpowiednią temperaturą i wilgotnością, w których – tak jak kiedyś – będą rosły egzotyczne rośliny.
– Marta Sękulska-Wrońska

Jesień bez wątpienia nie jest najlepszym momentem na start tej przestrzeni. Jeśli więc już dziś robi ona tak wielkie wrażenie, sami pomyślcie, co stanie się wiosną i latem, gdy ożyją tamtejsze ogródki! Na tym jednak nie koniec. Wciąż czekamy na rewitalizację willi znajdującej się nieopodal oraz tak zwanej Zielonej Chaty. Ich otwarcie planowane jest na przyszły rok. Podobnie jak otwarte już Ogrody Ulricha, także kolejne dwie realizacje mają rozwijać zieloną koncepcję.