News will be here
To my kształtujemy miasta czy one nas?

Patrząc na zmiany, w których kierunku zmierza świat, możemy oszukiwać się, że dostrzegamy światełko w tunelu lub pogodzić się z myślą, że w naszym kierunku nadjeżdża rozpędzony pociąg. Politycy całego świata od lat wiedzą, co trzeba zrobić. Liczne szczyty klimatyczne i pomniejsze, tematycznie tożsame kongresy bez wątpienia są dla nich ważnymi momentami. Kiedy, jeśli nie podczas tego typu wydarzeń, mogliby powiedzieć równie wiele bezwartościowych słów, z których nikt ich nie rozliczy? Wzajemne poklepywanie się po plecach i równie solidarna bezczynność po powrocie do domów nie są jednak jedyną opcją. Paryż stara się pokazać, że można inaczej.

Nie ma miejsca na pars pro toto

Anne Hidalgo, mer Paryża, Henri Garat
Anne Hidalgo – mer Paryża, fot. Henri Garat

Zwykliśmy mawiać o decyzjach państw, posiłkując się nazwami ich stolic. Stolica Francji w kwestiach ekologicznych jest jednak o lata przed resztą kraju. Miasto zarządzane przez Anne Hidalgo robi, co może, między innymi ograniczając ruch samochodowy. Podobne kroki wykonują także inne europejskie stolice czy co bardziej świadome władze istotnych metropolii poza Starym Kontynentem. Problem smogu stał się wręcz namacalny, a Europejczycy – jak na stosunkowo niewielkich producentów gazów cieplarnianych – wprost palą się do naprawiania świata. Paryż chce jednak bardziej. Tam, gdzie inni rozważają opcje, Hidalgo kreśli plany i bez wahania przechodzi do ich realizacji. Tam, gdzie inni się odgrażają, Hidalgo po prostu działa.

Mer Paryża wyjątkowo mocno zależy na uczynieniu swojego miasta zieloną metropolią – i chwała jej za to. Za plan i jego konsekwentne realizowanie. Za nowe koncepcje i ich wrażanie. Właśnie tak powinien zaczynać się kres wyniszczającej planetę polityki. Europejska perspektywa mocno jednak rozmazuje obraz rzeczywistych działań. Nie mamy wpływu nawet na swoich sąsiadów, a co dopiero na gazowych olbrzymów, jak Chiny, Indie czy USA, którzy eksploatują planetę najmocniej i trują najbardziej. W tym ujęciu działania Anne Hidalgo (czy innych proekologicznych przywódców samorządowych) nie mają żadnego znaczenia.

Chcemy więcej od życia, chcemy więcej od świata

Francja jest dziś niezwykłym próbnikiem społecznej dojrzałości i wartości idei demokratycznych w niepewnych czasach. Kraj ma za sobą trudny okres – pandemia z rygorystycznymi obostrzeniami nadszarpnęła cierpliwość i zaufanie obywateli, a będący jej pokłosiem (choć nie tylko jej) socjalny kryzys omal nie wyprowadził narodu na manowce, bo tak trzeba nazwać wysoki wynik Marine Le Pen w niedawnych wyborach prezydenckich. Po latach dobrobytu wszyscy wpadamy w pułapki – nieważne jak dojrzała byłaby nasza demokracja.

Podnoszenie głów przez skrajnych populistów jest czymś powszechnym w momencie stagnacji. Narody zapominają o tym, jak trudno było zbudować spokój społeczny; ulegają pokusie i nawet najbardziej nierealistycznym wizjom w zamian za obietnicę zmiany. Zresztą, nie trzeba idyllicznych wizji – wystarczy impuls, który może coś zmienić, choćby kosztem ponurej przyszłość (lub jej całkowitego przekreślenia). Carpe diem, bo kto by się przejmował jutrem?

Nigdy chyba nie przestanie mnie zaskakiwać ludzka konsekwencja w dążeniu do autodestrukcji. Jesteśmy gatunkiem, któremu udało się zdobyć władzę nad światem, a zarazem chcącym ten świat zniszczyć w imię momentów ekstazy. Więcej władzy, więcej pieniędzy, więcej niepotrzebnych rzeczy – każdy znajdzie coś dla siebie w menu endorfinowych szotów – czynności zaspokajających nasze łaknienie na więcej. Co paradoksalne, natura cierpi przez to, jakimi nas stworzyła.

Paryż wytycza ścieżki

Plan Velo, Act 2 (2021-2026)
Plan Velo, Act 2 (2021-2026)

Gdzieś między głosowaniem na ludzi takich, jaki Donald Trump czy wspomniana już Marine Le Pen, a oczekiwaniem warunków do realizacji naszych ekstatycznych potrzeb pojawiają się przebłyski trzeźwości. Czasem dociera do nas, że choćby nie wiem, co nam obiecywano, niewiele to zmieni. Najpierw sami musimy się zmienić, instynkt jednak i tu wygrywa – chcemy zmian, ale takich, które ktoś przeprowadzi za nas. Mieszkańcy stolicy Francji w ostatnich latach wyraźnie zmieniają swe nawyki, choć wielu po prostu staje przed faktem dokonanym. I niekoniecznie jest z tego zadowolona...

Mer Paryża chce wychodzić naprzeciw potrzebom mieszkańców. Podczas pandemii odnotowano w mieście drastyczny skok popularności rowerów – Anne Hidalgo zapowiedziała więc działania. W pierwszej reakcji tymczasowo oddała część ulic rowerzystom, a zadowalający odbiór sprawił, że aż pięćdziesiąt kilometrów tych dróg już na stałe stanie się ścieżkami rowerowymi. Znikające parkingi dla samochodów dały zaś miejsce nowym wiatom dla rowerów. Do 2026 roku miasto zainwestuje 250 000 000 euro w rozwój rowerowej infrastruktury. Te przeznaczone zostaną na stworzenie kolejnych stu trzydziestu kilometrów ścieżek rowerowych i kilkudziesięciu tysięcy stojaków.

Droga rowerowa, Paryż, Clement Dorval, Ville de Paris
Droga rowerowa w Paryżu, fot. Clement Dorval/Ville de Paris

Rozwój tym razem wyniknął z impulsu oddolnego. Plan Velo: Act 2, jak nazywa się dokument, którego założenia powyżej wymieniłem, to tylko kolejna cegiełka w przebudowie przestrzeni i realizacji koncepcji takich jak miasto piętnastominutowe. Paryż potrzebuje jednak czegoś więcej niż tylko odważnej mer. Potrzebuje ludzi, którzy wezmą sprawy w swoje ręce, a nie takich, którzy biernie będą się działaniom Hidalgo przyglądać. Może się bowiem okazać, że choć odzew jest pozytywny, niekoniecznie zmiany zadowalają obywateli.

Chcemy więcej od władzy, ale kiedy zaczniemy wymagać więcej od siebie?

Stolica Francji w ostatnich wyborach mimo wszystko poparła stagnację, zwłaszcza jej serce bez cienia zastanowienia podarowało drugą kadencję Emmanuelowi Macronowi. Zastanawia jednak fakt, że wśród najwyżej notowanych kandydatów pierwszej tury próżno szukać także biorącej udział w wyścigu Anne Hidalgo. W skali kraju mer Paryża uzyskała zaledwie 1,75%, zajmując dopiero dziesiąte miejsce. Licząc głosy wraz z przedmieściami, obiektem westchnień stolicy okazał się natomiast największy z lewicowych radykałów – Jean-Luc Mélenchon.

Tak rodzą się pytania: paryżanie chcieli zatrzymać swoją mer w obecnym miejscu pracy, czy zgadzają się z lewicowym światopoglądem, ale chcieliby czegoś więcej niż proekologiczna postawa? A może zamiast zmian socjalnych, woleliby odczuć na własnej skórze, jak działa komunizm? Niestety nie znamy na nie odpowiedzi. Ponownie jednak widzimy, że do głosu dochodzi ja, co gorsza – w formie, w której my nieodzownie wytwarza też grupę określaną jako oni. Może więc wzajemne relacje człowieka i miasta, owszem, wpływają na kształtowanie tak urbanistyki, jak i światopoglądu, lecz w szerszej perspektywie pozostają kwestią uznaniową, uzależnioną od potrzeby chwili.

Damian Halik

Damian Halik

Kulturoholik, level 99. Czas na filmy, książki, komiksy i gry, generowany gdzieś między pracą a codziennymi obowiązkami, zawdzięcza opanowaniu umiejętności zaginania czasoprzestrzeni.

News will be here