News will be here
Schronienie na końcu świata

Zmierzając ku południowym krańcom Nowej Zelandii, warto zboczyć z trasy między miastem Invercargill a portowym miasteczkiem Bluff. Wśród naturalnej roślinności tego regionu, przy mocno wytężonym wzroku, dostrzeżecie bowiem wyjątkowe miejsce.

Wyspa Południowa Nowej Zelandii niezmiennie fascynuje. To miejsce niemal nieskalane, mimo że od stuleci stopniowo ulegające działalności człowieka. Nowozelandczycy szybko jednak zrozumieli, zapewne za sprawą argumentów lokalnych plemion Maoryskich, jak ważna jest tamtejsza natura. Nic więc dziwnego, że terytorium wyspy w większości zajętej przez pasmo Alp Południowych to zarazem teren licznych rezerwatów – w tym największego w całym kraju Fiordland National Park.

Plaża Omaui (Nowa Zelandia, Wyspa Południowa), fot. Ben Ruffell

Właśnie to miejsce jest jednym z najchętniej odwiedzanych przez turystów – zwłaszcza miłośników natury. Tym, co najmocniej oddziałuje na wyobraźnię, są bowiem dominujące tu akcenty naturalne. Wysokie, przekraczające trzy tysiące metrów wierzchołki gór i charakterystyczne fiordy są wizytówkami tego miejsca. Gdzie nie spojrzeć, tam trudno o żywego ducha. Tylko góry, pofałdowane niziny i otulające wszystko błękitem wody oceanu. Idealne miejsce odosobnienia, ucieczki od zgiełku – zwłaszcza że można tam także zamieszkać.

Coast House, hołd oddany

The Coast House w Omaui (proj. Stacey Farrell), fot. Simon Devitt

W Nowej Zelandii powstało już wiele projektów nakierowanych na naturę. Jedne bardziej, inne mniej ekskluzywne – wszystkie jednak skupione na minimalizowaniu wpływu na otoczenie, a zarazem maksymalizacji doznań oferowanych przez naturę. Podobnym pomysłem, choć chyba nawet idącym o krok dalej, jest ukończonych w zeszłym roku Coast House autorstwa Stacey Farrell.

Twórczość lokalnej architektki nie po raz znalazła uznanie poza granicami Nowej Zelandii. Stacey Farrell w zawodzie pracuje od przeszło dwudziestu lat. Kierunkowe studia w Auckland ukończyła w 1995 roku, od 1998 roku oficjalnie figuruje w krajowym rejestrze architektów, należy też do tamtejszych stowarzyszeń zawodowych. Na co dzień działa natomiast w jedenastotysięcznym Queenstown, niemal w sercu Wyspy Południowej – na skraju Parku Narodowego Fiordland.

Ruszając około dwustu kilometrów na południe od jej miejsca zamieszkania, mijając po drodze Invercargill, znajdziemy natomiast jeden z jej najświeższych, a zarazem najgłośniejszych projektów. O ile uda nam się go wypatrzyć wśród fałd terenu zmierzającego na nieuniknione spotkanie z Morzem Tasmana. Dalej na południe jest już niewiele. Poza wodą, pojedynczymi wysepkami i w końcu Antarktydą, rzecz jasna.

Stacey Farrell zaprojektowała schronienie pośrodku niczego

Wpisująca się w krajobraz Omaui bryła The Coast House, fot. Ben Ruffell

Nowozelandzkie widoki często bywają porównywane z pejzażem charakterystycznym dla Szkocji. Mimo że odmienna, tamtejsza roślinność zapewnia wizualne wrażenia zbliżone do słynnych wrzosowisk. Ukrycie się w tym stosunkowo płaskim, choć pofałdowanym terenie zdaje się łatwe dla człowieka. Kto by jednak pomyślał, że w gąszczu można też ukryć dom, nie schodząc przy tym pod ziemię?

Coast House autorstwa Stacey Farrell ulokowano na stosunkowo nisko położonym (jak na Wyspę Południową) gruncie w granicach osady Omaui. Projekt ukończony w 2021 roku został doceniony przez lokalną prasę i branżowe stowarzyszenia. Niewielki dom zachwyca minimalizmem. Jego ściany i dachy zdają się składać z zaledwie kilku linii prostych, a krzywizna bryły dodatkowo zaburza wrażenie patrzenia na dzieło ludzkie. Pierwsze wrażenie to raczej widok nietypowej formacji skalnej bądź, jeśli już mowa o dziele ludzkim, zapomnianego wraku.

Nowoczesne rozwiązania w symbiozie z dzikością natury

Wnętrze domu (widok na salon), fot. Ben Ruffell

W istocie Coast House to niskoemisyjne, trudne do wypatrzenia schronienie, którego głównym celem jest zapewnienie bliskości natury i oddanie się w jej władanie. Poza otaczającą dom roślinnością z okien oraz niewielkiego, przylegającego do budynku tarasu, widzimy oczywiście wody Morza Tasmana. Nietypowy kształt bryły nie jest tu bez znaczenia. Wszelkie spady nie tylko maskują tę niską konstrukcję, wpisując ją w krajobraz, ale i wspomagają odzyskiwanie wody deszczowej, kierując ją do zbiorników. Całość jest łatwa w utrzymaniu i odporna na tamtejsze warunki pogodowe.

Projekt korzysta także z założeń architektury pasywnej, minimalizując utratę energii. Pomaga w tym zastosowanie izolacyjnych paneli strukturalnych (SIP), które odgrywają też nietypową dla siebie rolę. Zwykle bowiem są one skrzętnie ukrywane. W tym przypadku widzimy je jednak we wnętrzach, co z jednej strony nadaje wystrojowi surowości, z drugiej zaś – niepowtarzalnego charakteru. Doskonale komponują się one z drewnianymi elementami, które uzyskano z odzysku.

Wnętrze domu (widok na kuchnię), fot. Simon Devitt

Wewnątrz, poza nietuzinkowym wystrojem, znajdziemy dwie sypialnie – w częściach ze spadowym dachem, niewielką łazienkę, a także przestrzeń dzienną, której centralnym punktem jest… stół do ping-ponga. To swoisty łącznik między salonem a kuchnią, który może służyć zarówno rozrywce, jak i pełnić funkcję stołu jadalnianego. Całość, mimo niewielkiego metrażu i nieco przytłaczającego – surowo-drewnianego, wspartego sporą ilością czerni – wystroju, sprawia wrażenie niezwykle przytulnego miejsca. Ogrzewaniu służy tu piec opalany drewnem, który dodatkowo potęguje eskapistyczny klimat budynku.

Widok z sypialni The Coast House, fot. Ben Ruffell

Zdjęcie u góry strony: The Coast House w Omaui (proj. Stacey Farrell), fot. Ben Ruffell
Zdjęcia: The Coast House w Omaui (proj. Stacey Farrell), fot. Simon Devitt

Damian Halik

Damian Halik

Kulturoholik, level 99. Czas na filmy, książki, komiksy i gry, generowany gdzieś między pracą a codziennymi obowiązkami, zawdzięcza opanowaniu umiejętności zaginania czasoprzestrzeni.

News will be here