"Annette" – to co, możemy zaczynać? [Recenzja]

Każdy, kto oglądał na przykład wspomniany wyżej "Holy Motors", wie, że po Caraxie należy spodziewać się niespodziewanego. Sam wiedziałem o "Annette" w zasadzie cztery rzeczy: znałem reżysera, obsadę, fakt, że za scenariusz i muzykę odpowiedzialny jest zespół Sparks oraz iż będzie to musical. Prawdę powiedziawszy, najbardziej cieszyłem się z tego ostatniego. Jeśli jednak ktokolwiek spodziewa się tu klasycznego musicalu, będzie musiał obejść się smakiem, gdyż czegoś takiego kino chyba nie widziało.

Zacznijmy

Adam Driver, Leos Carax
Adam Driver w filmie "Annette" (reż. Leos Carax, 2021), dyst. Gutek Film

Film rozpoczyna się utworem "So May We Start", którym to obsada, a także ekipa filmu w rytm muzyki, przedstawia nam, co może się wydarzyć w ciągu nadchodzących nieco ponad dwóch godzin. Na pierwszym planie znaleźli się oczywiście Adam Driver, Marion Cotillard oraz Simon Helberg. Owa piosenka jeszcze nie jest zwiastunem inności, jaka spotka nas podczas seansu.

Sam wiedziałem, że nie będzie to klasyczny musical, jakie kocham z dawnych lat, ale raczej coś idącego w stronę "La La Land", czyli dramat w dźwiękach muzyki i rytmie piosenek. W zasadzie pierwszych kilkanaście minut nie było od tej tezy dalekie. Dopiero drugi akt filmu wchodzi na nieco bardziej surrealistyczne tony, jakich wszakże powinniśmy się po Caraxie spodziewać.

Gwiazdorska obsada

Annette, Leos Carax, Gutek Film
Obsada filmu "Annette", dyst. Gutek Film

Adam Driver jest jednym z najgłośniejszych nazwisk Hollywood ostatnich lat. Aktor miał wiele okazji, by udowodnić nam, że znakomicie sprawdza się jednakowo w kinie mainstreamowym (np. najnowsza trylogia "Gwiezdnych wojen") oraz w kinie artystycznym (np. "Historia małżeńska"). Pewne było, że w "Annette" możemy spodziewać się jego aktorskiego popisu. Powiedzenie, że to Driver dźwiga ten film na swoich barkach, umniejszałoby jednak innym aktorom.

Jego postać jest dla całości kluczowa, a sam Driver wywiązał się z tej roli bezbłędnie. Zresztą partnerująca mu Cotillard, choć z nieco mniejszym czasem obecności na ekranie, wcale mu nie ustępuje. Śledzę jej karierę od 1998 roku i gdy spoglądam na drogę, jaką przeszła jako aktorka, widzę ogromny rozwój i naprawdę mądry wybór ról. W tym przypadku nie jest inaczej. Marion fenomenalnie oddaje tragizm granej przez nią postaci.

Nie można zapomnieć o Simonie Helbergu. Aktor zdobył największą popularność w serialu "Teoria Wielkiego Podrywu", choć osobiście podziwiałem go już we wcześniejszych produkcjach. Niezmiernie cieszy fakt, że jest on coraz częściej dostrzegany nie tylko w serialach, ale również w kinie i to przez cenionych reżyserów. Ten szalenie zdolny aktor ma jeszcze wiele do powiedzenia, co udowodnił w "Annette".

Cienka linia między miłością a nienawiścią

Marion Cotillard, Annette, Gutek Film
Marion Cotillard w filmie "Annette", dyst. Gutek Film

Leos Carax to jeden z tych reżyserów, których bardzo cenię za kreatywności i podejście do sztuki filmowej, jednocześnie nie potrafiąc się utożsamiać z ich twórczością. Podobnie wygląda sprawa z "Annette", który – w moim odczuciu – momentami ociera się o geniusz. Mowa tu przede wszystkim o niezwykłych zdjęciach Caroline Champetier czy muzyce zespołu Sparks, którego członkowie są również autorami scenariusza. Sama historia, której celowo tu nie streściłem, również potrafi zachwycać – szczególnie dialogi, które za nią przemawiają. Aktorsko film broni się niemal w każdej scenie, a realizacja całości jest czymś, co nieczęsto oglądamy w kinie. Co zatem poszło nie tak?

Osobiście zmęczyła mnie forma ciągłego musicalu. W "Annette" nie ma chyba ani jednej sceny, która nie zostałaby zaśpiewana. W jednym momencie nawet podczas seksu bohaterowie śpiewają, co zahaczało już o śmieszność. Podobnie ma się sprawa z wykonywaniem utworów. O ile Cotillard, która wykonuje arie operowe, jest genialna w tej materii, a także znany z muzycznych talentów Halberg, o tyle nie jestem fanem wokalnych możliwości Adama Drivera. Nie ma mowy tu o fałszu czy nieczystym śpiewaniu, ale aktor bardziej mówi w rytm muzyki, niż faktycznie śpiewa. Nie wiem, czy jest to kwestia koncepcji, czy może jest to odgórnie związany z jego możliwościami.

"Annette" to film, który będzie bardzo dzielił widzów. Jedni uznają go za arcydzieło i dowód, że warto było czekać wiele lat na nowy film Caraxa. Drugich natomiast zmęczy przerost formy nad treścią.

Ja znajduję się gdzieś pośrodku, bo w pewnym momentach film mnie absolutnie zachwycał, by za kilka scen wkurzać, niemal do granic nienawiści. Uświadomiłem sobie, że Leos Carax tworzy kino, które do mnie nie przemawia – szanuję jego kreatywność i podejście do tematu, jednak nie taki emocjonalny rollercoaster lubię czuć w kinowym fotelu.

Jan Urbanowicz

Jan Urbanowicz

Kinem jestem zafascynowany niemalże od kołyski, a przygody z nim zaczynałem od starych westernów i musicali z lat pięćdziesiątych. Kocham animacje Disneya, amerykańską popkulturę, "Gwiezdne wojny" i "Powrót do przyszłości". W filmach uwielbiam, że mogę spoglądać na świat z czyjejś perspektywy. Od wielu lat tworzę i współprowadzę podcasty o tematyce filmowej.