Najnowszy film Kornéla Mundruczó, który zrealizował wraz ze swoją zawodową i prywatną partnerką Katą Wéber, to pozycja uderzająca nas bardzo precyzyjnie w konkretne emocjonalne struny. "Cząstki kobiety" opowiada historię młodej, spodziewającej się dziecka bostońskiej pary – Marthy (Vanessa Kirby) i Seana (Shia LaBeouf). Jego narodziny obserwujemy już na początku filmu i są one punktem wyjścia dla całej fabuły. A właściwie to, co wydarza się chwilę po narodzinach.
Film jest bowiem opowieścią o radzeniu sobie z traumą po utracie dziecka, które zmarło zaraz po porodzie. Osobiście obawiam się, czy ten film będzie w stanie dotrzeć emocjonalnie do osób, które nie są rodzicami. Posiadanie potomstwa nie jest oczywiście warunkiem, by być zadowolonym z seansu. Niemniej rodzice z pewnością odbiorą go nieco inaczej niż osoby bezdzietne. Jest jednak pewne, że trudno wobec tego tytułu pozostać obojętnym.
Trauma rodzica

Wyobrażam sobie, że strata dziecka to jedno z najgorszych i najcięższych przeżyć, jakich może doświadczyć człowiek. Jednocześnie nie jestem w stanie sobie w pełni tego bólu wyobrazić. Za sprawą takich filmów, jak "Cząstki kobiety", mogę jednak przynajmniej postarać się zrozumieć, co czuje osoba, która nie tylko straciła dziecko, ale również doświadczyła tego krótko po wydaniu go na świat.
Choć w filmie strata ta dotyczy dwójki osób, to skupiamy się przede wszystkim na tym, co – i jak – czuje Martha. Widać, że początkowo postać grana przez Vanessę Kirby stara się wrócić do dawnego i normalnego życia. Szybko jednak zauważamy, że nie będzie to takie proste. Trauma nie tylko wciąż daje o sobie znać, ale z każdym dniem coraz bardziej wpływa na jej codzienne życie i relacje z bliskimi.
Aktorski popis

Choć sama historia nie wpłynęła na mnie na tyle, bym mógł wpisać ten film na listę ulubionych, to inaczej prezentuje się sprawa aktorstwa. Przed przejściem do wspomnianej wcześniej Vanessy Kirby warto powiedzieć kilka słów o innych aktorkach i aktorach pojawiających się na ekranie. Shia LaBeouf, pomimo tego, że nie gra tutaj pierwszych skrzypiec, ma kilka naprawdę bardzo chwytających momentów. Być może w jego sytuacji łatwiej było mi się postawić, ponieważ jestem mężczyzną, a może to też moja ogromna sympatia do tego aktora. Jestem świadom, że w przyszłych oscarowych przewidywaniach, to Kirby będzie zdobywać nominacje i nagrody, jednak trzymam również kciuki za LaBeoufa.
Warto również wspomnieć fenomenalną Ellen Burstyn, która wyraźnie dała tu znać, że pomimo 88 wiosen nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa i wciąż może nas aktorsko bardzo zakończyć. Jej rola apodyktyczniej matki głównej bohaterki to zdecydowanie coś, dla czego warto zwrócić swoją uwagę na ten film. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby nominacja dla Burstyn pojawiła się już za samą jedną scenę tego filmu. Coś pięknego.

Prawdziwą perłą w koronie "Cząstek kobiety" jest jednak Vanessa Kirby. Młoda aktorka już kilkukrotnie pokazywała nam na ekranie, że warto śledzić jej karierę. Najlepiej znamy ją oczywiście z dwóch pierwszych sezonów "The Crown" i roli księżniczki Małgorzaty. Mogliśmy ją jednak zobaczyć również w produkcjach bardziej rozrywkowych jak "Mission: Impossible - Fallout" czy "Szybcy i wściekli: Hobbs i Shaw". Dzięki temu wiemy, że doskonale czuje się zarówno w niewymagającym kinie, jak i bardziej dramatycznych filmach.
"Cząstki kobiety" będą dla niej zdecydowanie przełomem, który jeszcze szerzej otworzy drzwi do wielkiej kariery. Postać Marthy, kobiety zmagającej się z traumą utraty dziecka, jest chłodna, ale umiejąca wydobyć z nas najgłębsze emocje. Doceniam sposób jej ukazania przez Mundruczó i skupianie się na detalach jak drganie brwi, napięcie karku czy ułamany paznokieć. Dzięki takim rzeczom jeszcze mocniej czujemy to, co czuje główna bohaterka.