Trzy wygrane Złote Globy, dziewięć nominacji do Oscara i worek innych nagród. "Duchy Inisherin" Martina McDonagha to jedna z najgorętszych premier stycznia. Sprawdzamy, o co tyle hałasu!
Lata 20. XX wieku, mała irlandzka wyspa. Czas wojny domowej. Dla Pádraica (Colin Farrell) życie toczy się jednak swoim niespieszny rytmem. Wyznaczają go codzienne obowiązki w gospodarstwie i nieodzowny kufel piwa w lokalnym pubie u boku przyjaciela. Wszystko staje na głowie, gdy Colm (Brendan Gleeson) postanawia zerwać długoletnią znajomość. O konflikcie między mężczyznami, raz przypominającym absurdalną komedię, innym razem antyczną tragedię, opowiadają “Duchy Inisherin”.
“Duchy Inisherin” – czarna komedia skupiona na postaciach

Martin McDonagh jest laureatem Oscara za “Trzy Billboardy za Ebbing, Missouri” oraz twórcą kultowej komedii kryminalnej “Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj” (przy której też współpracował z Colinem Farrellem i Brendanem Gleesonem). W dorobku ma jeszcze dwa filmy i wiele sztuk teatralnych. Natomiast “Duchy Inisherin” pierwotnie były ostatnią częścią trylogii teatralnej, na którą składają się jeszcze “The Cripple of Inishmaan” i “Lieutenant of Inishmore”.
Na przełomie wieków pisarz nie był jednak zadowolony z osiągniętego efektu. Sztuka powędrowała więc do szuflady z dopiskiem wrócić za kilka lat. Choć nie wiadomo, ile z oryginalnej fabuły wykorzystano na potrzeby filmu, po ponad dwudziestu latach miłośnicy talentu McDonagha mogą wreszcie zapoznać się z “Duchami Inisherin”. Na tle poprzednich filmów to rzecz wyjątkowa w dorobku reżysera.
Już od debiutanckiego “Sześciostrzałowca” McDonagh w swoich filmach wykorzystywał elementy sensacyjne z kina gangsterskiego i historii kryminalnych. Tym razem skupia się na małej społeczności wyspiarzy, gdzie czas zdaje się stać w miejscu, a drobny – wydawałoby się – konflikt między starymi kumplami niespodziewanie wpłynie na wszystkich mieszkańców. I choć w sprzeczce między dawnymi przyjaciółmi nie brakuje napięcia, przede wszystkim mamy do czynienia z nasiąkniętą absurdem historią, która ma w sobie coś z uniwersalnej przypowieści.
Piękno tkwi w prostocie

Fabuła “Duchów Inisherin” toczy się niespiesznym tempem. Ktoś złośliwy mógłby wręcz powiedzieć, że nie dzieje się nic. A jednak na poziomie osobistych relacji dzieje się mnóstwo. Konflikt interesów oraz odmienne spojrzenie na świat sprawiają, że Pádraic i Colm nie mogą się już dogadać. A że każdy jest uparty jak osioł, to zamiast pójść w osobne strony, co rusz zaostrzają konflikt.
Soczewka scenarzysty skupia się na bohaterze granym przez Farrella – wioskowym głupku, który nie potrafi dopuścić do siebie wiadomości, że oto stracił kumpla. Jednak Colm, w którego wciela się Gleeson, wcale nie jest lepszy – widząc upór towarzysza, wymyśla makabryczne ultimatum, w efekcie czego poleje się krew. Dla Pádraica zmiana rutyny jest czymś, co zabiera mu pewność siebie. Dla Colma z kolei, posiadającego artystyczną duszę i muzyczne ambicje, jest wybawieniem.
Jednocześnie “Duchy Inisherin” poruszają wiele wątków, wśród których nie zabraknie rozmyślań nad naturą relacji z bliskimi, ponadczasowością sztuki, stawianymi między ludźmi granicami czy efektem upływających lat. Wszystko rozgrywa się w surowych plenerach pochmurnej i wietrznej Irlandii, co w połączeniu ze smutną muzyką dodatkowo pogłębia dość depresyjny klimat całości.
Trzeba jednak wspomnieć o charakterystycznym dla McDonagha humorze – tym czarnym jak smoła, który niejednokrotnie przełamuje poważną konwencję. Bohaterowie zachowują się irracjonalnie (choć zgodnie z własnymi charakterami), co samo w sobie jest źródłem żartów. Scenarzysta słynie z dobrego ucha do dialogów i tu nie jest inaczej: słowne potyczki potrafią wywołać salwy niepohamowanego śmiechu.
Mroczna baśń o ludzkiej naturze

Film “Duchy Inisherin” jest kolejną udaną produkcją w dorobku twórcy “Siedmiu psychopatów”. Colin Farrell i Brendan Gleeson ponownie tworzą niezapomniany ekranowy duet, a bogaty scenariusz Martina McDonagha pozwala im zniuansować odgrywane postaci i stworzyć wyraziste kreacje bez zbędnej szarży. Nad całością unosi się specyficzny klimat, ponury i przytłaczający, a jednak twórcy nieoczekiwanie potrafią zaskoczyć absurdalnym humorem.
Surowa sceneria Irlandii, będąca niemal równorzędnym bohaterem filmu, łączy wszystkie te elementy w całość budzącą skojarzenia z mroczną baśnią i alegoryczną przypowieścią o ludzkiej naturze. Jednak tylko od widza zależy, które wątki uzna za najbardziej istotne i co z nich dla siebie wyciągnie. Bo fakt, że film zostaje w głowie widza jeszcze długo po opuszczeniu kina, nie podlega najmniejszej wątpliwości.