Trzecia po "Morderstwie w Orient Expressie" i "Śmierci na Nilu" ekranizacja powieści Agathy Christie autorstwa Kennetha Branagha trafiła na ekran. W "Duchach w Wenecji" Hercules Poirot będzie musiał wysilić szare komórki, by stawić czoła zjawiskom paranormalnym.
Hercules Poirot (Kenneth Branagh) spędza w Wenecji emeryturę. Jego spokój zostaje jednak zakłócony przez pojawienie się starej przyjaciółki, pisarki Ariadne Oliver (Tina Fey), która wciąga detektywa w nową sprawę. W wigilię wszystkich świętych w starym sierocińcu odbywa się zabawa halloweenowa połączona z seansem spirytystycznym, lecz przerywa ją nagła śmierć. Czy medium, pani Reynolds (Michelle Yeoh), jest tylko szarlatanką, czy rzeczywiście może porozumieć się z duchem zmarłej dziewczynki i ukoić cierpienie matki (Kelly Reilly)? Belgijski detektyw rozpoczyna śledztwo, jednak tym razem na drodze do rozwiązania zagadki staną nie tylko żywi, ale również umarli.
Stary Poirot wciąż potrafi zaskoczyć

Już pierwsze zwiastuny “Duchów w Wenecji” sugerowały, że tym razem Kenneth Branagh zaserwuje widzom coś nowego. Po poprawnej adaptacji “Morderstwa w Orient Expressie”, która wyróżniała się przede wszystkim gwiazdorską obsadą, oraz nieznośnej ekranizacji “Śmierci na Nilu” Brytyjczyk wreszcie zaproponował widzom coś świeżego. Stało się tak z trzech powodów.
Pierwszy to sięgnięcie po powieść Christie, która nie jest tak rozpoznawalna, jak dwa wyżej wymienione tytuły. Zarówno “Morderstwo…”, jak i “Śmierć…” były już wielokrotnie przenoszone na ekran, a także doczekały się adaptacji w formie gier czy komiksów. To też książki Christie powszechnie uznawane za najlepsze, czyli najbardziej popularne przygody Herkulesa Poirot. Nawet osoby nieznające literackiego pierwowzoru prawdopodobnie z grubsza wiedzą, o co w nich chodziło. Przypadek “Wigilii Wszystkich Świętych” jest natomiast mniej znany. “Duchy w Wenecji” to zaledwie druga ekranizacja tej książki po wersji z 2010 roku z Davidem Suchetem.
Drugim z powodów jest kreatywne podejście Branagha do adaptowanego materiału. Nie przenosi on wiernie na ekran powieści Christie, lecz razem ze scenarzystą Michaelem Greenem wykorzystuje jedynie niektóre jej elementy i układa je po swojemu. Dlatego nawet osoby, które znają “Wigilię Wszystkich Świętych”, mogą być zaskoczone przebiegiem akcji. Zmieniają się motywy, ofiary i winni, co uatrakcyjnia seans i sprawia, że do samego końca zastanawiamy się “kto i dlaczego?”.
Racjonalny umysł kontra nadprzyrodzone

Wspomniałem o trzech powodach, ale wymieniłem dwa. Ostatnią rzeczą, która czyni seans nowych przygód detektywa Poirot ciekawszym od dwóch poprzednich występów Branagha w tej roli, jest bowiem atmosfera grozy, która wylewa się z ekranu. “Duchy w Wenecji” to najmroczniejsza odsłona serii. Akcja umiejscowiona została w dawnym sierocińcu, którego wychowankowie zginęli w tragicznych okolicznościach, a niektórzy twierdzą, że nocą od ścian wciąż odbijają się ich krzyki. Próbując rozwiązać zagadkę morderstwa, Poirot widzi i słyszy rzeczy, które wymykają się racjonalnemu postrzeganiu. Klimat niesamowitości potęgują natomiast skąpane w ciemnych tonacjach zdjęcia, sugestywne oświetlenie oraz scenografia przywodząca na myśl gotycki horror.
Odejście od oryginalnej fabuły oraz opisana wyżej, działająca na wyobraźnię strona formalna sprawiają, że “Duchy w Wenecji” ogląda się z zainteresowaniem. Ponownie przez fabułę przewija się temat wojny (choć zakończonej – akcja filmu dzieje się w 1947 roku – to wciąż żywej we wspomnieniach i zbierającej żniwo). Mamy tu kilka dobrych jumpscare'ów i nawet czytelnicy znający książkowy pierwowzór mogą być zaskoczeni kilkoma odważnymi rozwiązaniami scenariuszowymi. To miła odmiana po poprzednich nudnych i bezpiecznych adaptacjach z Branaghem. Choć całość wciąż jest staromodna i w pewnych kwestiach dość ospała, to jednocześnie nie ulega wątpliwości, że to najciekawsza z trzech części serii.