Za tydzień na ekrany kin wchodzi dokument poświęcony jednemu z najważniejszych kompozytorów muzyki filmowej. Postać Ennio Morricone przybliżają w nim muzycy i filmowcy, współpracownicy i przyjaciele, a reżyser Giuseppe Tornatore chętnie oddaje głos samemu maestro.
Ennio Morricone to postać legendarna. Autor muzyki do kilkuset filmów dał nam wiele niezapomnianych melodii. „Cinema Paradiso”, „Misja”, „Dawno temu w Ameryce”, „Nietykalni”, trylogia dolarowa Sergio Leone – to tylko kilka wybitnych przykładów. Nie ma wątpliwości, że muzyka Morricone jest jedyna w swoim rodzaju. Rozpoznawalna po jednej nutce, zakorzeniona w (pop)kulturze (utwór z „Dobrego, złego i brzydkiego” Metallica wykorzystuje jako intro swoich koncertów), będąca inspiracją dla całych pokoleń muzyków.
Forma kontra treść

Monumentalny dokument (trwający dwie i pół godziny!) formalnie nie jest może wyjątkowy. Zgodnie z prawidłami rządzącymi tym gatunkiem widz dostaje wgląd w życie i twórczość bohatera. Materiały zza kulis przeplatają się z gadającymi głowami – w filmie możemy zobaczyć całą śmietankę twórców muzyki i filmów, którzy wspominają współpracę z Morricone albo mówią o jego talencie. Quentin Tarantino, John Williams, Hans Zimmer, James Hetfield wplatają swoje trzy grosze, w archiwalnych nagraniach można również usłyszeć m.in. Bernarda Bertolucciego. Tu raczej bez zaskoczeń: Morricone wielkim artystą był i basta, chciałoby się powiedzieć, słuchając kolejnych laurek na temat legendarnego kompozytora.
O wiele ciekawiej robi się, gdy do głosu dochodzi sam kompozytor. Część materiału była nagrywana jeszcze przed jego śmiercią w 2020 roku. Widzimy na nich skromnego, ale i niezwykle energicznego (jak na swój wiek) mężczyznę. Mamy okazję poznać początki jego kariery, dowiedzieć się sporo o dzieciństwie, relacji z ojcem i pierwszych krokach w świecie muzyki (w szkole Morricone grał na trąbce).
To zarówno ciekawe wypowiedzi – często o charakterze anegdotycznym, jak i niepozorne zdarzenia, które ukształtowały późniejszą karierę muzyka. Widz ma szansę dowiedzieć się, jaka była codzienna rutyna kompozytora, a także dlaczego najbardziej żałował, że nie udało mu się współpracować ze Stanleyem Kubrickiem (i jak do tego doszło, skoro obaj artyści byli otwarci na pomysł wspólnego filmu).
Ennio Morricone – kompozytor, mistrz, przyjaciel

Reżyserem filmu „Ennio” jest wieloletni współpracownik Morricone, a także jego serdeczny przyjaciel. Giuseppe Tornatore, najbardziej znany jako reżyser kinofilskiego „Cinema Paradiso”, był dla kompozytora niczym przybrany syn. Panowie zaczęli współpracę przy wspomnianym filmie, gdy muzyk był już doświadczonym i cenionym w branży artystą. Z kolei Tornatore stawiał pierwsze kroki w świecie filmów (opowieść o prowincjonalnym kinie była zaledwie drugą produkcją, przy której pracował). Dzięki temu, oglądając „Ennio”, ma się czasem wrażenie, że jest to bardzo osobista i emocjonalna opowieść nie tylko o legendarnym muzyku, ale również o bliskim przyjacielu.
O sukcesie dokumentu świadczy zarówno temat, wybór bohatera, selekcja wypowiedzi, jak i realizacyjna sprawność. „Ennio” w reżyserii Giuseppe Tornatore prezentuje postać kompozytora z różnych stron. Choć w wypowiedziach niektórych rozmówców reżysera nie brakuje słodyczy, to dopuszczenie do głosu samego kompozytora równoważy laurkowy charakter dokumentu. Film pęka od ciekawostek na temat samego muzyka, jego pracy czy konkretnych projektów, w których brał udział. Wszyscy miłośnicy muzyki Morricone z pewnością znajdą tu wiele dla siebie, mogąc zajrzeć za kulisy powstawania zarówno najsłynniejszych partytur, jak i tych mniej znanych taktów.
Zdjęcie u góry strony: Ennio Morricone z Oscarem za muzykę do "Nienawistnej ósemki" (2016), fot. Robyn Beck/AFP Photo
Zdjęcie Ennio Morricone i Giuseppe Tornatore, fot. musiculturaonline.it