Młody, piękny i – przede wszystkim – piekielnie utalentowany, a w rezultacie także bogaty. Ilu ich już było? Showbiznes właśnie takie gwiazdy uwielbia, nie zważając na to, co się z nimi stanie, jeśli nie otrzymają odpowiedniej opieki. Jak bowiem wiadomo, w parze z tymi cechami często kroczy jeszcze jeden atrybut – autodestrukcyjny brak umiaru. Upojeni własną potęgą (choćby na glinianych nogach), otumanieni używkami i zachłyśnięci sławą – w końcu trafiają do rynsztoku. Historia lubi się powtarzać, choć wieszczenie końca ich karier zwykle bywa przedwczesne.
Ezra Miller – cudak z Hollywoodu

Niespełna trzydziestoletni dziś Ezra Miller to jedno z hollywoodzkich objawień ubiegłej dekady. Jeszcze jako nastolatek debiutował w serialu "Californication" (2008), wystąpił także w równie kultowym "Prawie i porządku". Jednocześnie zaczął z powodzeniem występować w filmach, poczynając od "Afterschool" (2008) Antonio Camposa. Miał ich w CV kilka, zanim jeszcze mógł wejść do jednego z rodzimych sklepów i legalnie kupić w nich alkohol. Przełomowym tytułem, który zwrócił na niego uwagę krytyków i szerszej widowni, było natomiast "Musimy porozmawiać o Kevinie" (2011) Lynne Ramsay. Mimo że Miller miał wówczas dopiero dziewiętnaście lat, jego kariera nabrała rozpędu.
Wiele mówi się o cudowności jego pojawienia się w showbiznesie. Na karb wyrazistej urody i czystego talentu zrzuca się błyskawiczną karierę, jaką Ezra Miller zrobił. Byłbym jednak ostrożny w tak idealistycznym podejściu do biografii jakiejkolwiek gwiazdy filmowej. Pochodzący z New Jersey młodzian od najmłodszych lat chłonął artystyczną aurę, przygotowując się do własnej świetlanej przyszłości. Jako syn zawodowej tancerki i wydawcy książek nie miał wyboru. Zresztą, już jako sześciolatek występował w Metropolitan Opera. Szybko ujawnił się u niego także inny talent.
Wraz z filmowym debiutem, w wieku zaledwie szesnastu lat, Ezra Miller rzucił szkołę – choć niektóre źródła podają, że został z niej wydalony. Po przebojowym odegraniu nastoletniej wersji tytułowego Kevina z filmu Ramsay stał się natomiast pupilkiem mediów. Zainteresowanie, jakim go obdarzono, nie poszło na marne. Młody aktor chętnie udzielał kolejnych wywiadów, mocno zaangażował się także w sprawy osób niebinarnych, przy jednoczesnym unikaniu etykietowania kogokolwiek. Nie omieszkał też podzielić się swoimi doświadczeniami, wspierając ruch #MeToo. Tyle że łaska mediów na pstrym koniu jeździ...
Najszybszy człowiek na świecie najszybciej pakuje się także w kolejne kłopoty

Ezra Miller w międzyczasie dołączył do dwóch kasowych uniwersów – pojawił się w serii "Fantastyczne zwierzęta i jak je złapać" oraz dołączył do "Ligi Sprawiedliwości". Dziś zresztą głównie przez pryzmat roli Barry'ego Allena/Flasha postrzegany jest przez fanów i media. Problem w tym, że jak dotąd nie doczekał się filmu poświęconego swojej postaci i wiele wskazuje na to, że może się już nie doczekać. Od miesięcy media żyją bowiem kolejnymi doniesieniami na temat wyskoków Millera – to zaś, jak wiadomo, zwykle skłania wytwórnie filmowe do podejmowania konkretnych kroków.
Po wydarzeniach na Islandii, kiedy to – podobno w żartach – Ezra Miller dusił jedną z fanek, aktor zalicza zjazd po równi pochyłej. W ciągu zaledwie ostatniego półrocza do incydentów z nim związanych na samych tylko Hawajach dochodziło dziesięciokrotnie. Najgłośniejsze to wtargnięcie do domu pewnej pary i grożenie im śmiercią, a także bójka w barze karaoke. Teraz jednak sprawy wydają się znacznie poważniejsze.
Najpierw bowiem głośno zrobiło się o zażyłości Millera z zaledwie osiemnastoletnią Tokatą Iron Eyes. Problem w tym, że ich relacja trwa już od sześciu lat, kiedy to poznali się podczas protestów przeciw Dakota Access Pipeline. Niedawno rodzina Tokaty, zaniepokojona tym, co dzieje się z ich córką, postanowiła wytoczyć wobec aktora długą listę zarzutów. Niewiele później, bo zaledwie kilka dni temu, do mediów zgłosił się natomiast mężczyzna, który twierdzi, że Ezra Miller przetrzymuje na swoim ranchu jego żonę i trójkę dzieci.
Płomień, który świeci dwa razy jaśniej, płonie dwa razy krócej?

Szefostwo Warner Bros. ma podobno dość pozascenicznych występów Millera – co nie wróży dobrze jego karierze. Może się nawet okazać, że nie dojdzie do skutku długo wyczekiwana, a planowana na przyszły rok premiera solowego filmu o Flashu. Warto jednak zatrzymać się na chwilę i zastanowić, co tak naprawdę się dzieje. Rzecz jasna nie możemy z całą pewnością stwierdzić, kto ma rację – wyrok, zdaje się, zdążył już jednak zapaść.
Media na całym świecie obiegły nagłówki dotyczące przetrzymywania przez Millera wspomnianej kobiety z dziećmi. To nawet głośniejsza sprawa od tej dotyczącej Tokaty Iron Eyes, która chyba nie kliknęła wystarczająco dobrze. Czyli mamy winę i krzyczymy o karę... a może to tylko szambo wybiło? Potok medialnych pomyj płynie prędko i zabiera po drodze wszystko niczym tsunami. Przestawienie musi trwać, a że dzieje się na łamach brukowców, nie zaś na deskach teatru czy filmowym planie – kto by się przejmował?
Konstrukcje kolejnych niusów na temat Millera są do siebie bliźniaczo podobne. Co bardziej szanujące się redakcje tytuły sugerujące przetrzymywanie wieńczą chociaż pytajnikami. Winy im to nie ujmuje, ale sugeruje pewne obawy przed jednoznacznymi wyrokiem. Cóż jednak z tego, jeśli w treści wiele do powiedzenia ma oskarżający aktora mężczyzna, podczas gdy ledwie w ostatnim zdaniu zasygnalizowane zostaje, że zarówno rzekomo przetrzymywana kobieta, jak i jej bliscy mówią o pomocy i ratunku przed przemocowym partnerem, których udzielił jej Miller?
Daleki jestem od rozgrzeszania gwiazd, jeszcze dalej mi jednak do ich kamienowania. Niepokojące doniesienia muszą być zawsze sprawdzane, ale ostatnim, co powinny robić media, jest informowanie w sposób nierzetelny, oparty na jednostronnym przekazie i niepopartych niczym domniemaniach. Klikalność nie może być wyznacznikiem dziennikarstwa. Póki to się nie zmieni, zaufanie wobec mediów stale będzie słabnąć, umacniając tym samym pozycję tych, który docelowo media miały przecież kontrolować.
Najciekawszym aspektem sprawy zdaje się jednak reakcja Warner Bros. i Disneya. Zwłaszcza ci drudzy mają twardy orzech do zgryzienia. Amerykański system prawny jest tworem tyleż absurdalnym, że każdego można posądzić o wszystko – a szkody, jakie wyrządzono, nim zapadł wyrok, będą niemal niemożliwe do odwrócenia. Tak jak wersja zatrwożonego ojca, który donosi o przetrzymywaniu jego żony i dzieci, mimo że ona i jej bliscy twierdzą, iż Ezra Miller pomógł jej i dzieciom wyrwać się z domu pełnego przemocy; tak i Tokata Iron Eyes dementuje oskarżenia swojej rodziny – bezskutecznie.
Decydując się na zerwanie współpracy z Millerem, Warner Bros. wyśle oczywiście jasny medialny sygnał: nie mamy z tym nic wspólnego. Ostatnie wydarzenia związane z Johnnym Deppem i Amber Heard powinny jednak stanowić ostrzeżenie. Nie można ot tak skreślać ludzi, gdy zostaną przez kogoś oskarżeni. Łatwo bowiem ferować wyroki wobec gwiazd, które zdają się poza naszym zasięgiem. Prawda jest jednak taka, że podobny los może spotkać każdego. Wystarczy nadepnąć na odcisk niewłaściwej osobie. Czas na refleksję, jak zwykle, przychodzi jednak zbyt późno.
Ezra Miller nie od dziś robi wokół siebie szum. Niemal od początku kariery (a przynajmniej od momentu zyskania rozpoznawalności) aktor mocno obnosi się z własnym ekscentryzmem. Nie pomagają także rzeczy, które wypisuje w mediach społecznościowych. Bez wątpienia jest w innym świecie – ale czy wróci jeszcze do naszej rzeczywistości? Trudno stwierdzić, czy to efekt stosowania różnych używek, rzeczywiste problemy psychiczne, czy może kolejna poza Millera. Wiadomo jedynie, że wszyscy współpracujący z nim dotąd reżyserzy nie mogli się go nachwalić. Może się więc okazać, że to kolejny wielki talent, który zaprzepaścił karierę. Może być jednak i tak, że przebodźcowany artysta właśnie doszedł do ściany, za którą czeka go oczyszczenie. Pewne jest jedynie to, że na werdykt jest zdecydowanie za wcześnie.