"Fire (Pożar)", czyli David Lynch w formie

Mistrz filmu surrealistycznego po raz kolejny zaskoczył swoich fanów. Od zawsze David Lynch swoją twórczość traktuje jako styl życia, sztukę zaś jako formę wyrazu – nie środek przekazu. 74-latek bez wątpienia bawi się przy tym przednio, czego po raz kolejny dowiódł w zeszłym miesiącu. Kultowy reżyser pod koniec maja za pośrednictwem Twittera zaprosił wszystkich do swojego teatru... na YouTubie. David Lynch założył kanał już jakiś czas temu, ale publikować zaczął 11 maja. Obecnie można tam znaleźć przede wszystkim codziennie kilkudziesięciosekundowe... raporty pogodowe. W międzyczasie wystartował też z serią vlogów "What is David Working on Today?", gdzie opowiada o naprawach w swoim domu. Gdzieś między tymi krótkimi nagraniami opublikował natomiast długo wyczekiwaną animację "Fire (Pożar)".

"Fire (Pożar)" podzielił widownię... znowu

David Lynch w swojej kalifornijskiej pracowni (fragment "Raportu pogodowego" z kanału David Lynch Theater)
David Lynch w swojej kalifornijskiej pracowni (fragment "Raportu pogodowego" z kanału David Lynch Theater)

W sieci spotkałem się z wieloma – delikatnie mówiąc – niepochlebnymi komentarzami na temat ostatnich dzieł Lyncha. Nie dziwią mnie one jakoś szczególnie, bo surrealizm wymaga oddania się w ręce twórcy i zaufania mu na słowo, nie zaś doszukiwania się logiki tam, gdzie jej nie ma (i być nie powinno). Może nieco zaskakujący jest fakt, że ktokolwiek zarzuca "brak sensu" filmom człowieka, który nawet w mainstreamie (choć to za duże słowo) potrafił przemycić swój niepowtarzalny styl, jednocześnie doskonale budując opowieści – nawet jeśli pozornie pozbawione były one sensu. Z drugiej jednak strony popularności Lynchowi odmówić nie można, a przecież partycypacja w zachwytach – a właściwie jej brak, jeśli nie przyswajamy surrealizmu, musi prowadzić do reakcji obronnej w stylu "ale czym tu się zachwycać?". Lynch przede wszystkim udowadnia jednak, że robi swoje – a ta wolność najwidoczniej go cieszy.

Po głośnym powrocie do miasteczka Twin Peaks, który też nie u wszystkich wywołał zachwyt, a finalne wyjaśnienie nadeszło po czasie, Lynch nakręcił jeszcze krótkometrażówkę "Co zrobił Jack?". Ten doskonały, po brzegi wypełniony lynchowskim humorem hołd dla kina noir, można obecnie zobaczyć na Netflixie. Domysły, do czego reżyser zmierza ze swoimi raportami pogodowymi oraz vlogami, rozsadzają więc mózgi jego największych fanów. "Fire (Pożar)" także to robi, choć tu domysłów jest mniej – sporo za to narzekań na formę.

Niepokojący jak David Lynch

Fot. David Lynch Theater
Fot. David Lynch Theater

Podobnie jak inne dzieła Lyncha, "Fire (Pożar)" także serwuje więcej pytań niż odpowiedzi. Intrygować może już sam tytuł, w oryginale zawierający polskojęzyczne tłumaczenie. Najpewniej jest to ukłon w stronę Marka Żebrowskiego – kompozytora, wieloletniego współpracownika Lyncha i formalnie współtwórcy tej krótkometrażówki. Panowie poznali się w 2004 roku podczas Camerimage w Łodzi. Później Żebrowski w roli tłumacza pomagał w pracach nad "Inland Empire" (2006), które częściowo powstawało w Polsce, ale też koncertował z Lynchem w ramach promocji filmu. Panowie wydali też płytę "Polish Night Music" (2007), której towarzyszyła oczywiście trasa koncertowa. "Fire (Pożar)", nad którym prace ukończono już w 2015 roku, było kolejnym ich wspólnym dziełem.

Historia i szkice, które widzimy w trwającej dziesięć i pół minuty krótkometrażówce, to dzieło Lyncha. Za ich animację odpowiada jednak Noriko Miyakawa, także wieloletnia współpracowniczka reżysera (m.in. "Inland Empire", "Twin Peaks", "Co zrobił Jack?"). Co ciekawe, Marek Żebrowski wkroczył do akcji niejako w ciemno, udźwiękowiając gotowe dzieło wizualne. David Lynch celowo pozwolił polskiemu kompozytorowi na własną interpretację, nie sugerując mu swoich intencji. Eksperyment trzeba jednak uznać za udany, bo muzyka buduje w "Fire (Pożar)" genialną atmosferę, doskonale uzupełniając niepokojący klimat szkiców Lyncha. Polak stwierdził po wszystkim: "Myślę, że w pewnym sensie to bardzo melancholijny i poetycki film". Oczywiście w sieci pojawiło się już równie wiele interpretacji, co komentarzy krytykujących prostotę czy "bezsensowną historię". Nie należy jednak zapominać, że "Fire (Pożar)" jest dziełem eksperymentalnym, zatem decyzje reżysera są tu zupełnie celowe.

Formalnie film jest prostą animacją poklatkową – czyni go to swoistym hołdem dla klasyki gatunku w erze grafiki komputerowej. W surrealistycznej formie "Fire (Pożar)" wielu doszukuje się także nawiązań do wspomnianego już "Inland Empire", choć osobiście szedłbym raczej w prostą historię na kształt tego, co widzimy w "Co zrobił Jack?". Bo czy wizje Lyncha nie są aby symbolicznym nawiązaniem do rozwoju cywilizacyjnego od momentu, gdy człowiek zapanował nad ogniem, by kontrolować naturę, po czasy, gdy to ludzkość trawi ją niczym pożar? Własnej interpretacji oczywiście nikomu nie narzucam – każdy może dokonać swojej, po obejrzeniu filmu.

Damian Halik

Damian Halik

Kulturoholik, level 99. Czas na filmy, książki, komiksy i gry, generowany gdzieś między pracą a codziennymi obowiązkami, zawdzięcza opanowaniu umiejętności zaginania czasoprzestrzeni.