News will be here
Grafika promująca film "Kokainowy miś" (reż. Elizabeth Banks, 2023), fot. Universal Pictures

W kinach film-mem. Od pierwszych doniesień "Kokainowy miś" w reżyserii Elizabeth Banks intrygował głupawym pomysłem, a materiały promocyjne jedynie podsycały ciekawość. A jak finalnie wypada ten komediowy horror?

Gdy przemytnik narkotyków musi zrzucić ładunek podczas awarii samolotu, kilkadziesiąt kilogramów kokainy trafia na teren narodowego parku krajobrazowego. Tam natomiast do narkotyków dobiera się pewien niedźwiedź. Tytułowy “Kokainowy miś” zaczyna siać terror i zniszczenie, a na jego drodze stanie cały zastęp przypadkowych osób.

Samotna matka (Keri Russell) i dwójka dzieci, trio gangsterów szukających kokainy (Ray Liotta, Alden Ehrenreich, O'Shea Jackson Jr.), zagubiony turysta (znany z “Gry o Tron” Kristofer Hivju)... Do tego policjant, strażniczka leśna i jej wanna-be-kochanek oraz gang młodocianych przestępców… A, jeszcze medycy, wspomniałem o medykach? Łatwo o kimś zapomnieć, bo postaci pełnią tylko i wyłącznie rolę mięsa armatniego.

“Kokainowy miś” to niedźwiedzia przysługa dla komediowych horrorów

Kokainowy miś, 2023, Elizabeth Banks, Universal Pictures
Kadr z filmu “Kokainowy miś” (reż. Elizabeth Banks, 2023), fot. Universal Pictures

“Kokainowy miś” to produkcja oparta na jednym pomyśle: niedźwiedź pod wpływem kokainy staje się krwiożerczą bestią. Mimo że ten dość prostacki koncept otoczony jest gęstą siecią wątków pobocznych (postaci jest aż nadto), próba nadania mu głębi jest bolesną porażką. Jednak wśród kilkunastu bohaterów zaledwie jeden ma cokolwiek, co może czynić go interesującym. Reszta stanowi natomiast reprezentację stereotypowych cech, od której wymaga się wygłoszenia kilku głupkowatych kwestii oraz krzyku i ucieczki na widok naćpanego miśka...

Często z marnym skutkiem, bo przecież chodzi o to, żeby było krwawo. Wszystko to sprawia, że produkcję śledzi się z obojętnością, a kolejne szalone perypetie bohaterów są po prostu nudne. Natomiast wyjątkiem jest, o dziwo, Alden Ehrenreich, który wciela się w samotnego ojca pogrążonego w żałobie po śmierci żony. Aktor znany z roli młodego Hana Solo dostał najciekawszy materiał w scenariuszu.

Pozostali grają kartą stereotypowa postać z jedną wyróżniającą cechą, tymczasem Eddie to nie tylko gangster z przymusu (jego ojcem jest szef wszystkich szefów), ale również facet zawodzący jako tata, pogrążony w depresji, próbujący zerwać z dotychczasowym życiem. Paradoksalnie właśnie Alden – utytłany codziennością, w umorusanym ubraniu, z długimi włosami i kilkudniowym zarostem – jako jedyny z obsady wydaje się żyć.

Oczko mu się odlepiło. Temu misiu…

Kokainowy miś, 2023, Elizabeth Banks, Universal Pictures
Kadr z filmu “Kokainowy miś”, fot. Universal Pictures

Film Elizabeth Banks jest przeładowany postaciami, wątkami i żartami. Na każdym kroku próbuje pokazać, jak bardzo jest zabawny i samoświadomy konwencji. Każda scena musi zaczynać się gagiem i kończyć plot twistem. Żeby przypadkiem widz ani na chwilę nie złapał oddechu. Nagromadzenie atrakcji sprawia jednak, że efekt jest odwrotny – już po kilkunastu minutach śledziłem kolejne perypetie bohaterów z całkowitą obojętnością. Gdyby “Kokainowy miś” był jeszcze choć trochę lepiej rozpisany i poprowadzony, to może byłoby to wszystko ekscytujące. Ale nie – wątki się plączą i urywają, siada tempo.

Właściwie wszystko, co może iść źle, idzie źle, z wyjątkiem pojedynczych sekwencji (pościg karetką, animacja miśka w CGI) brak w tym wszystkim kreatywnej energii. Szkoda, że takim filmem pożegnał się z publicznością zmarły w zeszłym roku Ray Liotta (o którego karierze pisałem tutaj). Żart, że “Kokainowy miś” jest wielki i straszny, bawił na poziomie zwiastuna, ale twórcy kompletnie nie mieli pomysłu, co z nim zrobić dalej. Właściwie, oglądając sam trailer, ma się dobre pojęcie o całym filmie – wystarczy dodać kilka mniej lub bardziej kreatywnych scen masakry i wątki prowadzące donikąd. Viola! Oto “Kokainowy miś” w pełnej krasie.

Rzecz na granicy komedii i horroru, która oferuje kiepskie żarty i nudne sceny gore, jest porażką, bo nie sprawdza się w żadnej z prezentowanych konwencji (o rodzinnym dramacie nie wspominając). Powtarza się, gubi w gąszczu postaci, ma rwane tempo i dziwnie zmienia tonacje (po osiemdziesięciu minutach oglądania miśka rozszarpującego ludzi nagle mamy mu... współczuć?). Szalony pomysł wyjściowy zostaje zmarnowany, bo twórcy kompletnie nie wiedzą, co z nim począć. Nie oczekiwałem wielkiego kina, a jedynie prostej rozrywki. Mimo to srogo się zawiodłem.

Jan Sławiński

Jan Sławiński

Absolwent Filmoznawstwa (I i II stopień) oraz Tekstów Kultury (II stopień) na Uniwersytecie Jagiellońskim. Publikuje w internecie, prasie specjalistycznej („Ekrany”, „Czas Literatury”, „Zeszyty Komiksowe”) oraz tomach zbiorowych („1000 filmów, które tworzą historię kina”, „Poszukiwacze zaginionych znaczeń”). Od ponad dziesięciu lat prowadzi autorskiego bloga jako Anonimowy Grzybiarz.
News will be here