"Kowbojka z Kopenhagi" (reż. Nicolas Winding Refn, 2023), fot. Netflix

"Kowbojka z Kopenhagi" to sześcioodcinkowa miniseria, w której Nicolas Winding Refn kreśli hipnotyzującą kronikę doświadczeń Miu (znakomita Angela Bundalovic) – tytułowej bohaterki, która ze znanego tylko sobie powodu postanawia udać się w podróż do jądra ciemności kryminalnego półświatka.

Jednocześnie “Kowbojka z Kopenhagi” ujawnia stosunek Nicolasa Windinga Refna do streamingowej telewizji przypominający relację filozofii poststrukturalizmu i języka. Reprezentujący ten nurt wielcy myśliciele, tacy jak Lacan czy Derrida, poświęcili swoje życia rozmontowywaniu lingwistycznego uniwersalizmu. Zmuszeni do posługiwania się akceptowalnymi kulturowo pismem i mową, z perwersyjną radością podcinali natomiast gałąź, na której siedzieli.

Twórca “Drive” również zajmuje się podważaniem konwencji, będąc zanurzonym w niej po uszy. Żeby wejść w ostrą polemikę z formułą standardowej netflixowej serii, musiał bowiem odwołać się do szablonu kryminalno-gangsterskiej historii zemsty opartej na magnetyzmie westernowej protagonistki spod znaku drobnych słów i wielkich czynów. Nić łącząca Refna z ideami poststrukturalizmu uwydatnia się w myśli jeszcze jednego znaczącego filozofa – Gillesa Deleuze’a.

Współautor kultowego “Anty-Edypa” przez całą swoją karierę kontynuował Nietzscheańską tradycję podejrzliwości poprzez krytykę niemalże wszystkich najistotniejszych budulców rzeczywistości. Na swój celownik brał między innymi kapitalizm, współczesną psychiatrię, ale też faszystowskie tendencje zakodowane w podświadomości każdego człowieka. Jego radykalny sprzeciw wywoływała jednak jeszcze jedna tendencja organizująca naszą kulturową tożsamość.

Solą w oku wybitnego profesora było powszechne zamiłowanie świata sztuki i filozofii do stosowania metafor. Choć jego dzieła były naszpikowane karkołomnymi neologizmami, a wśród swoich głównych inspiracji wymieniał przede wszystkim przedstawicieli surrealizmu oraz teatru absurdu (artystów kojarzących się z fantasmagoryczną, groteskową symboliką), to równocześnie uparcie zarzekał się, że jego tekst zawsze należy odczytywać d o s ł o w n i e.

“Kowbojka z Kopenhagi” także cechuje się skrajna antymetaforyczność

“Kowbojka z Kopenhagi” od kuchni

Specyficzną postawę Duńczyka znakomicie ilustrują dwa pamiętne motywy serialu. Oba w dużej mierze dotyczą fallogocentryzmu – Derridiańskiej krytyki kombinacji Phallusa i Logosu, a więc zestawienia ukazującego patriarchalne utożsamienie archetypów męskości z mityczną ideą ostatecznej prawdy o świecie. Pierwsza dekonstrukcja maskulinizmu kryje się w wizji mężczyzny-świni.

Jeden z bohaterów nie tyle zachowuje się j a k świnia, ile po prostu nią jest. Gdy tylko odrażająca, opętana przez najniższe instynkty postać zabiera głos, z jej ust rzeczywiście wydobywa się symfonia chrumkań, pisków i mlasków. Oko kamery obnaża prymitywną, pierwotną energię prototypowej męskości jako słabość kamuflującą się w przerysowanej libidinalności. Drugi popis bezpośredniości Refn daje mniej więcej w połowie całej historii, gdy barwnie przedstawia widzowi widowiskową wojnę gangów.

Sytuacja rodem ze współczesnej baśni: obraz tabunów mężczyzn wierzących w superbohaterski charakter swojej testosteronowej, agresywnej energii zostaje zaklęty w kadrach wyraźnie zainspirowanych komiksowymi panelami. Członkowie dwóch wrogich obozów nie zachowują się j a k herosi z uniwersum dzisiejszych powieści graficznych. Oni naprawdę s ą żywymi portretami wyrwanymi z kart teraźniejszej, podporządkowanej męskiej optyce, superbohaterskiej mitologii.

Poetyka literalności stanowi główną siłę napędową Refnowskiego spektaklu

“Kowbojka z Kopenhagi” od strony kinematograficznej (fanowski kolaż)

W ujęciu Refnowskim nawet pozornie najbardziej abstrakcyjny czy irracjonalny pomysł zawsze jest dokładnie tym, czym uczyniła go wola twórcy. “Kowbojka z Kopenhagi” atakuje odbiorcę szeregiem absurdalnych rozwiązań fabularnych, zderzających kino zemsty, sagę gangsterską, science fiction i pełnokrwisty horror. Jednakże nawet wówczas, gdy ekranowe wydarzenia osiągają szczyty makabrycznej farsowości, a pojawiające się tu i ówdzie postaci przypominają obsadę cyrku rodem z koszmaru sennego, reżyser nie ratuje się ucieczką w bezpieczną intelektualnie alegoryczność.

Jeżeli Refnowska postać zdradza skłonności do potwornych czynów, to w istocie należy ją uznawać za potwora. Reżyser, tak jak każdy twórca ery postmodernizmu, ma słabość do irracjonalnych koncepcji. Natomiast, w przeciwieństwie do wielu koleżanek i kolegów po fachu, nie chce być kolekcjonerem urokliwych pastiszów. Jego ambicje sięgają bowiem znacznie wyżej. Artysta pragnie odgrywać rolę szamana ponowoczesności. Rzeczona dosłowność refnowskiego surrealizmu zbliża go do ideologii tak zwanej magii chaosu (chaos magick) – okultystycznej praktyki nowego wieku celebrowanej choćby przez wybitnych scenarzystów komiksowych – Alana Moore’a i Granta Morrisona.

Kultywujący tę tradycję nowocześni czarownicy wprowadzają w życie kontrowersyjną maksymę: “Nic nie jest prawdziwe. Wszystko jest dozwolone”. Uznają więc rzeczywistość jedynie za manifestację najskuteczniej odtworzonych fikcji. Związki twórcy “Kowbojki z Kopenhagi” z nowoczesną ezoteryką nie są zresztą niczym nowym. Podczas kręcenia “Tylko Bóg wybacza” prosił Alejandro Jodorowsky’ego o tarotową konsultację, a w jednym z wywiadów promujących jego najnowsze dzieło przyznał się do metafizycznych kontaktów z istotami pozaziemskimi.

Jednym z kluczowych elementów magii chaotycznej są sigile – symbole wykreowane w celu urzeczywistnienia konkretnego życzenia

Ścieżka dźwiękowa serialu “Kowbojka z Kopenhagi”

Wspomniany Grant Morrison wierzy na przykład w sigilową moc swoich komiksów, uważając, że stworzona przez niego postać lub odpowiednio zaaranżowane fikcyjne wydarzenie (jeśli oczywiście taka akurat jest intencja szkockiego scenarzysty) mogą mieć bezpośredni, pozytywny lub negatywny, wpływ na rzeczywistość. Nawiązując więc do przytaczanej celebracji dosłowności, autor słynnej serii “Niewidzialni”, traktuje własne imaginacje tak samo (a może nawet bardziej) poważnie, jak świat widziany za oknem. Można wręcz powiedzieć, że według niego ów otaczający go świat jest plastelinową materią podatną na transformacyjne działanie jego wyobraźni.

Literalność “Kowbojki z Kopenhagi” zdaje się mieć podobny, magiczny cel. Miu, główna bohaterka miniserii, od samego początku zostaje przedstawiona widzom jako protagonistka posiadająca jakiś niezidentyfikowany, nadnaturalny dar. Przestępczy półświatek, do którego trafia, traktuje ją tak, jak adwersarze Deleuze’a traktowali słowo pisane oraz mówione. Bohaterka od razu zostaje naznaczona piętnem żywej metafory. Uznaje się ją bowiem za kogoś w rodzaju ludzkiego talizmanu przynoszącego szczęście każdemu, kto dobrze zapłaci. Jej abstrakcyjna siła wpada natomiast w pułapkę trywializacji zastawioną przez maskulinistyczną, wulgarną energię.

Miu jest współczesną czarownicą, której spirytualny potencjał wymyka się ograniczeniom męskiej, zdroworozsądkowej narracji. Musi więc przystać na zbanalizowanie własnej tożsamości oraz eksploatację swoich umiejętności, jeśli nie chce śmierci na stosie. Zacietrzewiona perspektywa antagonistów sprowadza postać graną przez Angelę Bundalovic do symbolu dobrostanu. Wbrew sobie funkcjonuje w tym mrocznym, ulicznym uniwersum jako kolejny składnik fallogocentrycznej opowieści o wspomaganej uśmiechem losu, doniosłości męskości.

Refnowska wyobraźnia jest magiczną siłą konfrontującą się z archetypiczną męską dominacją

Wywiad z reżyserem serialu “Kowbojka z Kopenhagi”

Późniejsze działania Miu, będące zgrabnym połączeniem kung-fu i paranormalnej siły sugestii, są sigilowymi zaklęciami mającym przemodelować plastelinową patriarchalność rzeczywistości. To cios zadany od wewnątrz – transgresyjny gest wykonany w samym centrum netflixowej galaktyki trywialności. Refn, jak przystało na prawdziwego magika chaosu, zagłębia się w kulturowy banał naszej cywilizacji (Morrison nurkuje w komiksowej estetyce, a Refn w prowizorycznej streamingowej rozkoszy) po to, by go skutecznie przewartościować.

Duńczyk szafuje toposami typowej oferty streamingowego serwisu – postacią nieustraszonej superbohaterki, mrokiem przestępczego piekła, groteskowym tańcem seksu z przemocą. Używa wielu narzędzi, ale nie żongluje nimi jak np. sowizdrzalscy scenarzyści “Riverdale”. Wręcz przeciwnie – podchodzi do kiczowatego popkulturowego pejzażu absolutnie na serio. Wierzy bowiem w to, że taka szczera naiwność, albo racjonalna irracjonalność mogą doprowadzić do namacalnej zmiany w chybotliwej strukturze rzeczywistości. To wiara stanowiąca antytezę dla tradycyjnego intertekstualnego kuglarstwa, które od lat infekuje streamingową rozrywkę.

“Kowbojka z Kopenhagi” jest więc projekcją spektakularnej fantazji o śmierci chrześcijańskiej zachodniej cywilizacji. Przytłaczająca męska figura Boga Ojca przybiera tu postać kulturowej ruiny, spróchniałego skansenu pokonanego przez nową, wyzwoleńczą siłę. Refnowskiej wizji natomiast znacznie bliżej do hinduizmu – religii politeistycznej wielobarwności, tworzonej między innymi przez potężny pierwiastek kobiecy. Refn stworzył znakomitą streamingową telewizję właśnie dlatego, że jest ona skrajnie antytelewizyjna i antystreamingowa.

Łukasz Krajnik

Łukasz Krajnik

Rocznik 1992. Dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling