News will be here
"Krzyk" – krwawa gra z konwencją [Recenzja]

W pierwszej scenie dzwoni telefon. Samotna nastolatka odbiera i daje się wciągnąć w morderczą grę. Na pytanie o ulubione filmy grozy, jednym tchem wymienia ambitne posthorrory – "Babadook", "Coś za mną chodzi", "Czarownica". To parafraza sceny z oryginalnego "Krzyku" Wesa Cravena. Od jego premiery w 1996 roku minęło dwadzieścia pięć lat. Przez ten czas horrory uległy zmianie. Czy w kinie grozy wciąż jest miejsce na zwykłe slashery? Na to pytanie starają się odpowiedzieć reżyserzy nowego filmu z serii "Krzyk" – Matt Bettinelli-Olpin i Tyler Gillett.

Postmodernistyczna zabawa gatunkiem

Jenna Ortega, Krzyk, Krzyk (2022), Matt Bettinelli-Olpin, Tyler Gillett, Paramount Pictures
Jenna Ortega w filmie "Krzyk" (reż. Matt Bettinelli-Olpin, Tyler Gillett, 2022), fot. Paramount Pictures

Oryginalny "Krzyk" Wesa Cravena i jego trzy kontynuacje były samoświadomymi horrorami. Grupa nastolatków zabijanych po kolei przez zamaskowanego mordercę znała reguły krwawej gry. Każdy wiedział, czym grozi oddzielenie się od reszty po wypowiedzeniu słów "Zaraz wracam". Nie każdy jednak traktował te zasady poważnie, co najczęściej kończyło się tragicznie. Na przestrzeni lat seria wyśmiewała kolejne bolączki produkowanych masowo sequeli, ale sama w sobie szła z duchem czasu i pozostawała świeża.

Również najnowszy "Krzyk" – osadzony między rebootem franczyzy a nakręconą po latach kontynuacją – posiada samoświadome elementy. Grupa nastolatków wychowanych na horrorach i legendzie o dramatycznych wydarzeniach z przeszłości, które miały miejsce w okolicy, traktuje zagrożenie pół-serio. Bohaterowie, zamiast uciekać, wolą spuentować sytuację niewybrednym komentarzem. Ze znużeniem ostrzegają się nawzajem przed kliszami wyciągniętymi z kina grozy.

Nawet w zaangażowaniu w sprawę starej gwardii (w filmie powracają David Arquette, Courteney Cox i Neve Campbell) nastolatkowie widzą filmowy schemat requela – fabuły, w której pojawiają się postacie z oryginału, ale oddają pałeczkę nieznanym bohaterom, dzięki czemu widowisko trafia zarówno do fanów, jak i nowych odbiorców. "Krzyk" z 2022 roku realizuję tę formułę z gracją. Wprowadzenie bohaterów z oryginału jest sensownie umotywowane i przeprowadzone z szacunkiem. Mimo to nikt nie udaje, że to wciąż ich historia. Sidney Prescott, Gale Weathers i Dewey Riley pełnią funkcję wsparcia, ale są na tyle istotni, że trudno byłoby sobie wyobrazić ten film, gdyby ich zabrakło.

Nie tylko pusta laurka

Neve Campbell, Courteney Cox, Krzyk, Krzyk (2022), Matt Bettinelli-Olpin, Tyler Gillett, Paramount Pictures
Neve Campbell i Courteney Cox w filmie "Krzyk" (2022), fot. Paramount Pictures

Trzeba też przyznać, że "Krzyk" sprawdza się jako slasher. Mamy tu kilka pomysłowo zainscenizowanych morderstw, a pytania o motywacje i tożsamość Ghostface’a przykuwają do ekranu. Rozwiązanie całej zagadki jest satysfakcjonujące i może być zaskakujące. Ponadto nowe postaci wydają się autentyczne, niektóre da się szybko polubić, inne (zgodnie z zamysłem twórców) wręcz przeciwnie. Dobrze wypadają zwłaszcza grające pierwsze skrzypce Jenna Ortega i Melissa Barrera, choć na drugim planie nie brakuje przekonujących epizodów (Jack Quaid, Kyle Gallner).

Jednocześnie film porusza kilka ciekawych kwestii okołofilmowych. Zachęca do refleksji na temat roli horroru we współczesnym krajobrazie popkulturowym. Nasuwa pytanie, czy wciąż jest w nim miejsce dla mniej ambitnych przedstawicieli gatunku. Stanowi również bolesny komentarz na temat toksycznego fandomu. W czasach, gdy coraz więcej gwiazd opuszcza media społecznościowe, bo prawdziwi fani w agresywny sposób obwiniają je o zniszczenie ulubionej franczyzy, wydaje się to szczególnie celne. Nie można "Krzykowi" A.D. 2022 odmówić aktualności.

"Krzyk", albo muzyka dla uszu fana

Ghostface, Krzyk, Krzyk (2022), Matt Bettinelli-Olpin, Tyler Gillett, Paramount Pictures
Kadr z filmu "Krzyk" (2022), fot. Paramount Pictures

Ostatnie premiery pokazują, że fan service to broń obosieczna. Może być przyczyną fenomenalnego sukcesu ("Spider-Man: Bez drogi do domu"), ale nieprzemyślany najprawdopodobniej pogrzebie franczyzę ("Matrix Zmartwychwstania"). Matt Bettinelli-Olpin i Tyler Gillett wiedzą jak dobrać proporcje, by ich meta-horror był odpowiednio wyważony.

"Krzyk" sprawdza się jako przedstawiciel gatunku i posiada elementy dekonstruujące slasher. Być może bezczelnie samoświadoma formuła serii ułatwiła reżyserom zadanie, ale ich trzeci pełnometrażowy projekt jest zaskakująco świeży, choć przecież oparty na czymś, co doskonale znamy. Trzeba przyznać, że autorzy "Zabawy w pochowanego" wyszli obronną ręką ze starcia z legendą Wesa Cravena. Niecierpliwie czekam na ich kolejne filmowe projekty.

Jan Sławiński

Jan Sławiński

Absolwent Filmoznawstwa (I i II stopień) oraz Tekstów Kultury (II stopień) na Uniwersytecie Jagiellońskim. Publikuje w internecie, prasie specjalistycznej („Ekrany”, „Czas Literatury”, „Zeszyty Komiksowe”) oraz tomach zbiorowych („1000 filmów, które tworzą historię kina”, „Poszukiwacze zaginionych znaczeń”). Od ponad dziesięciu lat prowadzi autorskiego bloga jako Anonimowy Grzybiarz.
News will be here