"Ma Rainey: Matka bluesa" [Recenzja]

Tak przedstawia się zarys fabuły filmu "Ma Rainey: Matka bluesa", będącego ekranizacją sztuki Augusta Wilsona z 1984 roku. Wilson napisał cały cykl sztuk, które opowiadają o życiu czarnoskórej społeczności w USA na przestrzeni XX wieku. Kilka lat temu mogliśmy oglądać inną ekranizację jednej z jego sztuk – "Płoty" – za jedną z ról Viola Davis otrzymała Oscara. Gra ona również tytułową Ma Rainey w filmie George'a C. Wolfe'a.

Ostatnia rola

Chadwick Boseman, Ma Rainey: Matka bluesa, David Lee, Netflix
Chadwick Boseman jako Levee, fot. David Lee/Netflix

"Ma Rainey: Matka bluesa" jest ostatnim filmem, w jakim wystąpił zmarły pod koniec sierpnia Chadwick Boseman. Śmierć aktora znanego przede wszystkim z filmów uniwersum Marvela była dla wszystkich ogromnym szokiem. Okazało się bowiem, że Boseman od lat walczył z chorobą nowotworową, o czym wiedzieli tylko najbliższa rodzina i przyjaciele. Po seansie "Ma Rainey…" okazało się, że prawdopodobnie to najlepsza rola w jego karierze, za którą może być pośmiertnie nominowany do Oscara i – znając Akademię – nagroda ta może zostać mu przyznana. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ponieważ jest to naprawdę fenomenalnie zagrana postać. Boseman wnosi do niej bardzo dużo emocji i widać, że podczas odrywania scen powracały mu wspomnienia sytuacji z jego własnego życia. Cały film jest zresztą bardzo dobrze zagrany i w zasadzie każdą postać ogłada się tu z przyjemnością. To Boseman kradnie jednak całe show.

Matka bluesa

Chadwick Boseman, Dusan Brown, Colman Domingo, Michael Potts, Viola Davis, Glynn Turman, David Lee, Netflix
Chadwick Boseman jako Levee, Dusan Brown jako Sylvester, Colman Domingo jako Cutler, Michael Potts jako Slow Drag, Viola Davis jako Ma Rainey i Glynn Turman jako Toldeo, fot. David Lee/Netflix

Niesamowite wrażenie robi tu również sama Viola Davis, która po raz kolejny udowodniła, że znajduje się w hollywoodzkiej czołówce. Jej postać jest bardzo dobrze przedstawiona także dzięki charakteryzacji i zdjęciom Tobiasa Schliesslera. Ma Rainey wygląda tu jak kobieta, która naprawdę wiele w życiu przeszła; która doszła ciężką pracą do miejsca, w którym teraz się znajduje. Całość tego wrażenia potęguje nieustannie spływający po ciele pot.

Oglądając film, trudno nie zauważyć, że jest on adaptacją sztuki. Całość dzieje się praktycznie tylko w dwóch pomieszczeniach i skupia się przede wszystkim na dialogach pomiędzy bohaterami. Dopełnieniem są jeszcze świetne bluesowe utwory, które nadają klimat lat 20. XX wieku. Muszę przyznać, że jest to jedno z bardziej pozytywnych filmowych zaskoczeń 2020 roku. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że film ukazał się na Netflixie, a z ich produkcjami w ostatnim czasie bywało różnie. Niemniej "Ma Rainey: Matka bluesa" to film zdecydowanie godny polecenia – przede wszystkim ze względu na znakomitą rolę Chadwicka Bosemana. Szkoda, że już ostatnią.

Jan Urbanowicz

Jan Urbanowicz

Kinem jestem zafascynowany niemalże od kołyski, a przygody z nim zaczynałem od starych westernów i musicali z lat pięćdziesiątych. Kocham animacje Disneya, amerykańską popkulturę, "Gwiezdne wojny" i "Powrót do przyszłości". W filmach uwielbiam, że mogę spoglądać na świat z czyjejś perspektywy. Od wielu lat tworzę i współprowadzę podcasty o tematyce filmowej.