Główną bohaterką "Najgorszego człowieka na świecie" jest Julie (Renate Reinsve), którą poznajemy jako studentkę medycyny. Szybko jednak spostrzega, że nie jest to kierunek dla niej, i postanawia zająć się psychologią. Niedługo później oddaje się fotografii. Przez cały seans, będący zbiorem dwunastu rozdziałów i przekrojem przez dekadę życia bohaterki, przyglądamy się jej poszukiwaniom celu. Celu swojego życia, którego znalezienie nie tylko nie jest łatwe, ale potrafi być również dość zabawne – głównie za sprawą momentami absurdalnego poczucia humoru bohaterki.
W cieniu poprzednich pokoleń

Choć "Najgorszego człowieka…" obejrzałem już kilka tygodni temu podczas tegorocznego festiwalu Sundance, zapadł on w mojej pamięć. W filmie jest taka scena, gdzie podczas rodzinnego spotkania bohaterowie opowiadają o starszych pokoleniach kobiet. Dawniej w wieku trzydziestu lat miało się już rodzinę, kilkoro dzieci i ogólnie zajmowało się domem. Julie natomiast jako trzydziestolatka nie ma żadnej z tych rzeczy, wciąż poszukuje miejsca dla siebie. Jednocześnie to właśnie dzięki poprzednim pokoleniom może dziś być taka, jaka chce i dążyć do tego.
Tym, co najbardziej rzucało mi się w oczy podczas seansu, to podobieństwa do starszych filmów i bohaterów Woody’ego Allena. Czuć tu podobną neurotyczność, zagubienie i obserwacje momentami absurdalnego społeczeństwa. Podobnie jak u amerykańskiego reżysera możemy się tu poczuć trochę jak na terapii. Można powiedzieć, że główna bohaterka jest archetypem współczesnej trzydziestolatki (choć mężczyźni również mogą się nią identyfikować), a my, oglądając film, mamy punktowane wszystko, co może nas aktualnie uwierać.
Szukanie swojego miejsca

Poszukiwania Julie nie dotyczą oczywiście tylko płaszczyzny zawodowej, ale również i tej społecznej, a przede wszystkim związkowej. Kiedy związana jest ze swoim partnerem, który wydaje się ideałem, okazuje się, że nie wszystko jest tak wspaniałe. Ideał mężczyzny zostaje podważony poprzez spotkanie innego, który ma w sobie więcej szaleństwa – tak pożądanego przez Julie. Jednocześnie jest to zwykły facet, co może być dla bohaterki dobrą odskocznią od poprzednich związków.
"Najgorszy człowiek na świecie" może zostać odczytany jako komedia romantyczna i po pierwszych kilku minutach wydaje się, że właśnie z takim gatunkiem będziemy mieć do czynienia. Ostatecznie okazuje się jednak, że nowy film Joachima Triera jest komediodramatem przepełnionym słodko-gorzkim spojrzeniem na świat.
Gdzie jest szczęście?

Film zachwyca zwłaszcza dwoma aspektami: aktorstwem i zdjęciami. W pierwszym przypadku chodzi przede wszystkim o Renate Reinsve, która jako Julie jest hipnotyzująca i wręcz wspaniała. Gdyby nie ona, film bardzo wiele by stracił i trudno byłoby się nim zachwycać. Zostało to zresztą docenione na zeszłorocznym festiwalu filmowym w Cannes, gdzie aktorkę nagrodzono za tę rolę Złotą Palmą.
Z kolei zdjęcia subtelnie obrazują nam mniej więcej to, co dzieje się w głowie bohaterki. Oglądając zwiastun, na pewno wiele osób zauważyło biegnącą Julie – ta scena jest ogólnie pokazywana na wszelkich materiałach promocyjnych – i jest to jedna z lepiej zrealizowanych scen w całym filmie. Bieg przez zatrzymane w czasie miasto robi naprawdę dobre wrażenie.