12.11.2023 zakończyła się kolejna edycja American Film Festival. Przez pięć dni we Wrocławiu można było wybierać spośród 126 filmów, z czego ponad 60 było pokazywanych w Polsce premierowo. Które filmy skradły moje serce tym razem?
Jeżdżenie na festiwale filmowe takie jak American Film Festival z karnetem to broń obosieczna. Z jednej strony pozwala dowolnie zmieniać wybrane seanse, wklikiwać się na jedne filmy i rezygnować z innych. Z drugiej strony niekiedy najbardziej oblegane seanse znikają w przeciągu kilku sekund od startu systemu rezerwacji. Wtedy trzeba znaleźć coś innego, co jest w tym samym czasie i nie nakłada się na następny seans. Rezerwacje biletów na następny dzień startują o 8:30 dnia poprzedniego, więc niektóre poranki bywają stresujące. Ale czasem satysfakcja ze zdobycia miejsca na upragniony seans jest większa. Gorzej, jak nie uda się wklikać na wyczekiwany film i pechowo wybierze się coś, co z opisu brzmi całkiem nieźle, ale w trakcie seansu wywołuje pytania o sens bycia kinomaniakiem. Na szczęście takich sytuacji na American Film Festival 2023 było jak na lekarstwo. Skupmy się na pozytywach - poniżej prezentuję moje ulubione filmy tegorocznej edycji (kolejność przypadkowa).
“Przesilenie zimowe” - świąteczne emocje na American Film Festival 2023

Zacznijmy z grubej rury - od najlepszego filmu tegorocznej edycji American Film Festival. “Przesilenie zimowe” Alexandra Payne’a to film świąteczny, który rozgrywa się podczas ferii zimowych w opuszczonej szkole z internatem. W pustej placówce zostaje uczeń, którego matka nie chciała zabrać na święta, nauczyciel pachnący rybą oraz kucharka pogrążona w żałobie. Trójce “rozbitków” mimo dzielących ich różnic, uda się znaleźć wspólny język i odnaleźć magię świąt. Jak pisałem w pełnej recenzji, “Przesilenie zimowe” ma wszelkie zadatki na to, żeby stać się świątecznym filmem kultowym. Idealnie łączy poważniejsze momenty z humorem, a błyskotliwe dialogi i wyraziste kreacje aktorskie (Paul Giamatti w najlepszej roli od lat) mogą zapewnić mu nieśmiertelność na miarę “To właśnie miłość”, “Szklanej pułapki” czy “Kevina samego w domu”.
“Dream Scenario” - memiczny Cage na American Film Festival

Internetowy fenomen Nicolasa Cage’a już dawno przeniknął do ról wybieranych przez aktora (lub rekomendowanych mu przez agenta). W “Dream Scenario” wciela się on w uniwersyteckiego wykładowcę w charakterystycznej stylówce (broda, okulary, łysina). Jego badania nie interesują kolegów z branży, a marzenia o wielkości legły w gruzach. Nagle Paul Matthews staje się viralem, gdy pojawia się w snach obcych ludzi na całym świecie. Czy to szansa, by wreszcie odnieść sukces? “Dream Scenario”, który wyreżyserował Kristoffer Borgli, to opowieść o pragnieniu sławy. O tym jak łatwo w dzisiejszych czasach stać się fenomenem na ogromną skalę i jak to, co łatwo przyszło, równie łatwo może zostać nam odebrane. Całość uwodzi absurdalnymi pomysłami i swoistą dziwnością, ale może być też odczytywana jako trafna satyra na dzisiejsze czasy zdominowane przez internetowe osobistości, których fenomen jest cokolwiek wątpliwy. “Dream Scenario” to jeden z lepiej ocenianych filmów tegorocznej edycji American Film Festival, a sale pękały w szwach.
“Krew w piach” - surowa gangsterka w starym stylu

American Film Festival to nie tylko wyczekiwane filmy pokazywane przedpremierowo (jak dwie opisywane wyżej), ale również skromniejsze niezależne produkcje. Właśnie wśród nich często można znaleźć nieoczywiste perły. “Krew w piach” Roda Blackhursta to historia jakich oglądaliśmy już setki. Cliff (Scoot McNairy) próbuje związać koniec z końcem, jednak długi, potrzeby rodziny i kiepsko płatna praca skutecznie mu to utrudniają. Od pierwszych minut seansu wiemy, że bohater wejdzie na złą drogę. Okazję ku temu daje mu spotkanie dawnego znajomego, Rickym (znany z “Gry o Tron” Kit Harington). Bohater z twarzy podobnej zupełnie do nikogo stanie się kurierem narkotykowego bossa. Szybki kurs oczywiście nie pójdzie zgodnie z planem, a Cliff znajdzie się między młotem a kowadłem, gdy konkurujące ze sobą gangi rozpoczną otwartą wojnę. “Krew w piach” nie ma odkrywczej fabuły, ale jego bohater i surowy klimat, który udaje się uchwycić reżyserowi sprawia, że to naprawdę udany gatunkowiec.
“Fancy Dance” - życie to taniec

Lily Gladsotne (znana z “Czasu krwawego księżyca”, o którym pisałem tutaj) w roli Jax szuka zaginionej siostry i opiekuje się jej nastoletnią córką. Byt zapewniają jej drobne kradzieże, a kryminalna przeszłość kładzie się cieniem na teraźniejszości, gdy opieka socjalna decyduje, że dziewczynka musi zamieszkać z dziadkami. W tej rodzinie przestrzeganie zasad nigdy nie było priorytetem, więc Roki wyrusza z Jax w podróż przez Amerykę na indiańskie święto Powwow. Energia siostrzanej relacji między obiema członkiniami plemienia Seneków-Kajugów niesie film Eriki Tremblay. To wzruszająca historia coming-of-age, ciepła i poruszająca, mimo że zbudowana na sensacyjnym gruncie. W niecałe półtorej godziny Tremblay udaje się powiedzieć więcej o zwyczajach, tradycji i folklorze rdzennych plemion Ameryki, niż w ponad trzygodzinnym filmie Scorsesego. “Fancy Dance” to kolejny skromny film American Film Festival, który przy odrobinie szczęścia będzie można za jakiś czas obejrzeć na streamingu - szczerze polecam.