Plakat promujący film "Niezniszczalni 4" (reż. Scott Waugh, 2023), fot. Lionsgate

Do kin wracają twardziele z VHS-ów. Sylvester Stallone, Dolph Lundgren i Jason Statham wyruszają na kolejną misję niemożliwą, jednak patrząc na wyniki box office, tym razem największym wyzwaniem, z którym zmierzą się "Niezniszczalni", okaże się próba utrzymania uwagi widza.

Tym razem terroryści, na których czele staje Suarto Rahmat (Iko Uwais), zdobywają broń jądrową. Czy Barney Ross (Sylvester Stallone) i Lee Christmas (Jason Statham) wraz z oddanymi przyjaciółmi powstrzymają wybuch trzeciej wojny światowej? I tak naprawdę opis fabuły można by tutaj skończyć, bo “Niezniszczalni 4” mają do zaoferowania naprawdę niewiele. Jednak metraż musi dobić do dziewięćdziesięciu minut, więc do scenariusza dopisano między innymi wątki dziewczyny Christmasa (Megan Fox) i tajemniczego Marsha (Andy Garcia). Niestety nawet to nie pomogło umierającej serii.

Niezniszczalni dawno powinni być na emeryturze

Jason Statham, Sylvester Stallone, Niezniszczalni 4, Scott Waugh, 2023, Lionsgate
Jason Statham i Sylvester Stallone w filmie “Niezniszczalni 4” (reż. Scott Waugh, 2023), fot. Lionsgate

Seria “Niezniszczalni” zaczynała jako mokry sen fanów VHS-ów z lat osiemdziesiątych, zbierając w obsadzie czołowe nazwiska kina akcji tamtych czasów. Część druga poszła o krok dalej i zaproponowała wypełnione żartami i easter eggami samoświadome widowisko, które traktowało się mniej poważnie. Przy następnej kontynuacji zabrakło pomysłu (albo kasy), przez co większość starej ekipy zastąpiono nowym narybkiem. W najnowszej odsłonie serii jest natomiast gorzej niż kiedykolwiek. Od kina akcji, zwłaszcza składającego hołd czasom, gdy w domu królował magnetowid, nie trzeba oczekiwać odkrywczej fabuły, ale dobrze, jeśli choć w najmniejszym stopniu potrafi ona zaangażować odbiorcę.

Tymczasem w filmie “Niezniszczalni 4” postaci snują się po ekranie i automatycznie podają kolejne dialogi, które ani nie mają znaczenia, ani nie są zabawne. Każdy wygląda tak, jakby chciał jak najszybciej wrócić do domu. Te same żarty powtarza się do znudzenia (Toll opowiada o kontuzji ucha; Gunner się zestarzał i jako snajper ma problemy z trafieniem w cel – ten żart dodatkowo ma moralnie dyskusyjny follow up). Fabule brakuje stawki, postaciom charyzmy, a scenom akcji – które powinny w tego typu produkcji uszlachetniać nawet najgorszy scenariusz – widowiskowości.

Wyblakłe wspomnienie dawnej wielkości

Megan Fox, Niezniszczalni 4, 2023, Scott Waugh, Lionsgate
Megan Fox w filmie “Niezniszczalni 4”, fot. Lionsgate

Już w trzeciej części – której recenzję zatytułowałem “Kabaret starszych panów” – widać było, że pomysł na serię “Niezniszczalni” skończył się wraz z drugą odsłoną. Największe nazwiska w obsadzie pojawiały się tam zaledwie na chwilę i zostały zastąpione przez nową ekipę. W czwartej części twórcy stosują podobny myk. Samego Stallone’a na ekranie oglądamy może w sumie przez piętnaście minut. Większą rolę ma Statham i jako jedyny ratuje honor starych wyg kina akcji – chyba tylko dlatego, że początkowo część czwarta miała być spin-offem właśnie o postaci Christmasa.

Nawet jego charyzma nie pozwala jednak zapomnieć o fakcie, że prawie nic się w tym filmie nie dzieje, a przez ekran przewijają się jakieś randomy. Megan Fox wygląda tak, jakby zaraz miała się złamać pod ciężarem karabinu, który ktoś jej każe nosić. 50 Cent na każdą akcję wpada, jakby to była osiedlowa awantura z dresami, a nie tajna operacja mająca na celu powstrzymanie globalnych terrorystów. Chłopak zastępujący bohatera Antonio Banderasa jest śmiertelnie irytujący, bo gada bez przerwy, a jego żarty orbitują wokół ekskrementów. Rola Andy’ego Garcii ani na chwilę nie pozostaje tajemnicą, choć chyba twórcy myślą, że jest inaczej.

“Niezniszczalni” – projekt z potrzeby serca, który dał Stallone’owi i jego kumplom trochę nostalgicznej zabawy, a serca fanów rozpalił dawną miłością – obecnie wydaje się skazany na porażkę. Kompletny brak pomysłu, gdzie zabrać tę serię, minimum wysiłku włożone w scenariusz, a także realizacyjna taniocha sprawiają, że ogląda się to po prostu smutno. Zwłaszcza że patrząc na Stallone’a i innych twardzieli, zawsze widzi się echa ich poprzednich kultowych ról. Dziś po Rambo, Terminatorze czy Johnie McClanie zostało jedynie wspomnienie. Wyniki box office nowej części są tragiczne, więc bardzo możliwe, że to pogrzeb Niezniszczalnych.

Jan Sławiński

Jan Sławiński

Absolwent Filmoznawstwa (I i II stopień) oraz Tekstów Kultury (II stopień) na Uniwersytecie Jagiellońskim. Publikuje w internecie, prasie specjalistycznej („Ekrany”, „Czas Literatury”, „Zeszyty Komiksowe”) oraz tomach zbiorowych („1000 filmów, które tworzą historię kina”, „Poszukiwacze zaginionych znaczeń”). Od ponad dziesięciu lat prowadzi autorskiego bloga jako Anonimowy Grzybiarz.