„Predator: Prey” – udany powrót Łowcy

"Predator" z 1987 roku to jeden z moich najukochańszych przedstawicieli kina akcji tamtego okresu, choć kolejne filmy z uniwersum nigdy nie dorównywały poziomem obrazowi Johna McTiernana. W końcu pojawił się jednak tytuł, który momentami nawet przewyższa oryginalną historię o Łowcy. Proszę państwa, oto "Prey".

Mimo, że uważam późniejsze filmy o Predatorach za słabsze od tego, w którym główną rolę odegrał Arnold Schwarzenegger, nie powiem, że były one bardzo złe. Każdy miał w sobie coś ciekawego – przynajmniej w samej koncepcji. Dopiero wykonanie pozostawiało nieco do życzenia. Idealnym przykładem jest tutaj pierwsza kontynuacja, czyli „Predator 2” z 1990 roku.

Pomysł przerzucenia polowania z dżungli tropikalnej do miejskiej sam w sobie jest świetny. Tylko cóż z tego, kiedy nie czuje się tu napięcia, jakie towarzyszyło nam w pierwszym filmie? Najbliżej ideału był „Predators” Nimróda Antala, choć nawet tam w pewnym momencie twórcy polegli na zmorze sequeli – chęci dania wszystkiego więcej. Na szczęście niektórzy uczą się na błędach innych i najnowszy film uniwersum to dla mnie strzał w dziesiątkę.

Łowca naszych czasów

“Predator: Prey”- Amber Midthunder jako Naru fot. Disney+

Kiedy pojawiły się pierwsze informacje, że powstanie kolejny film z uniwersum Predatora, miałem mieszana odczucia. Z jednej strony każdą kolejną produkcję chcę obejrzeć, bo to moja ulubiona postać, jeśli chodzi o kosmiczne potwory. Z drugiej – było już tyle prób zrobienia czegoś dobrego, że obawy o efekt były raczej zasadne. Jednak gdy zapowiedziano, że akcja filmu będzie się dziać jakieś trzysta lat przed wydarzeniami znanymi z oryginału, poczułem się zaintrygowany.

„Predator: Prey” przenosi nas do Ameryki Północnej XVIII wieku, na terytoria Wielkich Równin. Główną bohaterką jest młoda kobieta z plemienia Komanczów, która nie chce podążać wyznaczoną jej przez innych ścieżką. Zamiast zajmowania się domowym ogniskiem i czekaniem na wracających z polowania mężczyzn, sama chce polować. Zwłaszcza że doskonale wie, jak powinno się to robić. Kiedy odkrywa, że na ich terenach pojawił się nowy łowca, postanawia sama na niego zapolować. Nie przeczuwa jednak, że to ona będzie tu zwierzyną.

Najlepsze co mogło spotkać serię

“Predator: Prey”- Amber Midthunder jako Naru fot. Disney+

Premiera „Prey” była jedną z najbardziej przeze mnie wyczekiwanych, jeśli chodzi o tegoroczne filmy pojawiające się na platformach streamingowych. Wiedziałem to już po obejrzeniu pierwszego zwiastuna tej produkcji. Dlatego też w dniu premiery, czyli miniony piątek, jak tylko zakończyłem wszystkie swoje zawodowe obowiązki, mogłem rozpocząć seans. Bez zbędnego koloryzowania powiem, że była to dla mnie czysta przyjemność i jedna z najlepszych rzeczy, jakie w ostatnim czasie obejrzałem.

Główna bohaterka Naru, w którą wciela się Amber Midthunder, jest tu doskonała. Aktorka posiada korzenie rdzenno-amerykańskie, a także zna język Komanczów, w którym wypowiadana jest część dialogów. Jednak jeśli chcemy, to możemy sobie ustawić dostępną ścieżkę dźwiękową, która w całości jest w tym języku. W obsadzie filmu co prawda nie znalazły się wielkie nazwiska, ale każdy, kto pojawił się na ekranie, sprawdził się tu idealnie.

Za reżyserię odpowiedzialny jest Dan Trachtenberg znany między innymi z „Cloverfield Lane 10”. Kolejny raz pokazał nam, że doskonale odnajduje się w historiach, które nie są tak monumentalne, jak wiele współczesnych blockbusterów, ale kupują widzów klimatem. Tego filmowi „Predator: Prey” odmówić nie można. Całość ogłada się tak dobrze, że żałuję, iż nie było mi dane zobaczyć go w kinie – czuję, że z pewnością wybrałbym się na seans na dużym ekranie.

„Predator: Prey” powiela schemat, ale i daje nowe spojrzenie

“Predator: Prey”- Amber Midthunder jako Naru fot. Disney+

Jak nietrudno się domyślić, bardzo ważna jest oprawa audiowizualna tytułu. Na szczęście nie postawiono tu na masę CGI. Film zachwyca pięknymi zdjęciami, subtelną pracą kamery oraz nadającą niezwykły klimat muzyką. Dzięki temu zbliżamy się w odbiorze do oryginału z 1987, choć oczywiście są to dzieła różne, rządzące się prawami czasów, w których powstały. Niemniej, nawet jeśli nie lubimy filmów o zabójczych kosmicznych potworach, to „Prey” powinniśmy obejrzeć choćby dla samych widoków i krajobrazów przedstawionych tak, że aż chce się tam pojechać. Dodatkowym atutem będzie także pies głównej bohaterki, który przez cały seans towarzyszy jej czy to w polowaniach, czy też w życiu codziennym.

Strukturalnie ten film nie różni się zbytnio od pierwszego „Predatora”. Nawet kilka dialogów z oryginalnego filmu pojawia się i tutaj – oczywiście to bardziej mrugnięcia okiem do fanów niż zwykłe kopiowanie pomysłów. Jednocześnie „Predator: Prey” daje nam coś świeżego. Może nie świeżego w kinie, ale na pewno w tej serii. Dostajemy silną i ambitną bohaterkę, która pomimo swoich niedoskonałości, jest równą przeciwniczką dla przeciwnika.

Naru zawdzięcza to swojej inteligencji, sprytowi i chęci udowodnienia, że może robić inne rzeczy, niż tylko to, co przypisuje jej społeczność. Zresztą nie tylko ona przeszła tu pewną ewolucję. Sam Łowca również jest inny. Widać wyraźnie, że filmowe polowanie również dla niego jest inicjacją, nie tylko dla Naru. On także dopiero zdobywa szlify w swoim fachu. To zdecydowanie powiem świeżości w uniwersum, który sprawia, że ten film jest dla serii najlepszą rzeczą, jaka jej się przytrafiła od czasu obrazu McTiernana.

Film można od kilku dni obejrzeć na platformie Disney+ i jest to teraz jedna z najgorętszych pozycji tamże. To prawie dwie godziny naprawdę dobrego blockbustera, który ogłada się z przyjemnością i aż chce się do niego wracać. Ja drugi seans mam jeszcze przed sobą, ale na pewno go odbędę.

„Predator: Prey” Zwiastun filmu

Zdjęcie u góry strony - materiały promujące film "Predator: Prey", fot. Disney+

Jan Urbanowicz

Jan Urbanowicz

Kinem jestem zafascynowany niemalże od kołyski, a przygody z nim zaczynałem od starych westernów i musicali z lat pięćdziesiątych. Kocham animacje Disneya, amerykańską popkulturę, "Gwiezdne wojny" i "Powrót do przyszłości". W filmach uwielbiam, że mogę spoglądać na świat z czyjejś perspektywy. Od wielu lat tworzę i współprowadzę podcasty o tematyce filmowej.