Jak zapewne wszyscy dobrze wiedzą, koronawirus od jakiegoś czasu nie jest już tylko w Chinach. Pojawiło się wiele przypadków w Europie oraz Ameryce Północnej. Od początku roku zostało odwołanych wiele masowych imprez, w obawie przez jeszcze szybszym rozprzestrzenianiem się wirusa. Nie trzeba było długo czekać, żeby sytuacja ta dotknęła również przemysł filmowy. Pierwszą ofiarą jest jeden z najtwardszych agentów Jej Królewskiej Mości, James Bond.
W miniony wtorek ruszyła przedsprzedaż biletów na najnowszą odsłonę przygód agenta 007. Nie czas umierać miał mieć swoją premierę 3 kwietnia. Niestety, tego samego dnia studio i producenci filmu poinformowali, że w związku z szalejącym wirusem premiera filmu zostaje przełożona na listopad.
Reżyserem Nie czas umierać jest Cary Joji Fukunaga, który odpowiedzialny był między innymi za 3. sezon serialu HBO Detektyw. W roli głównej ponownie zobaczymy Daniela Craiga. Będzie to jego piąte i ostatnie wcielenie się w agenta 007. Na ekranie pojawią się również Ana de Armas, Léa Seydoux oraz Rami Malek.
Podjęcie tej decyzji absolutnie nie powinno nikogo dziwić. Możemy oczywiście nie być z niej zadowoleni – wszak zobaczymy film ponad pół roku później niż planowaliśmy – jednak jest to decyzja stricte biznesowa. I oczywiście jak najbardziej zrozumiała. Pomimo tego, co znajduje się w logotypie MGM (Ars gratia artis łac. Sztuka dla sztuki), które to zajmuje się produkcją filmów o Bondzie, takie filmy tworzy się przede wszystkim dla pieniędzy. Trudno się dziwić, że kiedy powstaje film za prawie 300 milionów dolarów, to oczekuje się nie tylko zwrotu, ale i dużych zarobków. W obecnej sytuacji, kiedy dużo ludzi na całym świecie panikuje i boi się wychodzić w miejsca dużych skupisk ludzkich, film może nie przynieść oczekiwanych zysków. Dlatego na pewno trudna decyzja o przesunięciu premiery jest w pełni zrozumiała i biznesowo uzasadniona.
Jako wielki fan Jamesa Bonda i filmów z jego udziałem, nie mogę ukrywać mojego niezadowolenia. Nawet jeśli, jak napisałem wyżej, w pełni tę decyzję rozumiem.
Odliczałem już dni do premiery, a w poprzedni weekend nawet powtórzyłem sobie wszystkie filmy z serii, w których występuje Daniel Craig. Pomimo tego, że nie przepadam za „jego” Bondem, to są to filmy, które znakomicie się ogląda. Co więcej, do niektórych z nich nawet bardziej się przekonałem, niż wcześniej. Na przykład do Skyfall, które do tej pory przekonywało mnie przede wszystkim zdjęciami autorstwa Rogera Deakinsa, który ostatnio otrzymał Oscara za zdjęcia do 1917. Najlepszym filmem z udziałem Craiga w dalszym ciągu uważam Casino Royale, które jest znakomitą pozycją, jedną z lepszych ze wszystkich przygód Bonda.
Na 25. film o agencie Jej Królewskiej Mości przyjdzie nam jeszcze poczekać, ale nie wątpię, że to czekanie się opłaci. Jestem niezwykle ciekaw, jak zakończy się linia fabularna. Pierwszy bowiem raz w historii serii, filmy z jednym aktorem mają ciągłość fabularną. Jak wiemy, to już ostatni film z udziałem Daniela Craiga i niezwykle zastanawiające jest to, jak twórcy postanowili zakończyć jego wątek.