Lubię Davida Benioffa. Nie za serialową "Grę o tron", bo choć po latach oporów nadrobiłem ten tytuł i wiem, skąd jego popularność, Benioff to dla mnie przede wszystkim ambitny pisarz. Jego genialna "25. godzina", dzięki której zaistniał w świecie filmu, wciąż robi na mnie wrażenie przy każdej styczności. Może to też zasługa Edwarda Nortona, ale nie o tym dziś. Benioff napisał w ciągu ostatnich dwudziestu lat wiele scenariuszy, choć większość i tak kojarzy go z "Grą o tron". Ta zaś, poprowadzona wraz z D.B. Weissem, skończyła się w sposób, którego do dziś wielu fanów nie potrafi odżałować. Duet kreatywny podąża jednak dalej, pracując między innymi nad kolejnymi gwiezdnowojennymi historiami. W zeszłym roku panowie podpisali też wartą 200 milionów dolarów umowę z Netflixem. Teraz natomiast ujawniono, nad czym pracują. Panie i Panowie – "Problem trzech ciał" to kolejny tytuł, którego premiery nie możecie się doczekać, choć jeszcze tego nie wiecie.
Netflix rezygnuje z fantastyki naukowej?

W ostatnich latach platforma wydała wiele intrygujących tytułów czy to z gatunku fantastyki, czy też science fiction. Większość z nich nie była jednak w stanie albo przebić się w przepastnej bibliotece pełnej znacznie prostszych pozycji, albo zawiodła swoim poziomem. Jak można się domyślić, znaczna ich część przestała już istnieć. Inne istnieją, choć właściwie nikt nie wie, po co i dlaczego. Najlepiej tę sytuację obrazuje ogłoszone w zeszłym miesiącu anulowanie serialu "Altered Carbon". Pierwszy sezon miał swoje wady, ale mimo to dobrze rokował. Cyberpunkowy rozmach swoje jednak kosztował, a obcięcie budżetu wyraźnie odbiło się na kolejnej odsłonie. I więcej ich już nie będzie, choć można było się tego domyślić, widząc, że scenariusz drugiego sezonu adaptował głównie historię z ostatniego tomu trylogii o Takeshim Kovacsu. Wniosek mógłby być jeden: Netflix odpuszcza i skupia się na bardziej mainstreamowych produkcjach... Tyle że nie.
Serwis w bliżej nieznanej przyszłości zaadaptuje "Problem trzech ciał", a w domyśle cały cykl "Wspomnienie o przeszłości Ziemi". To nawet nie przeciek, a oficjalne ogłoszenie Petera Friedlandera, wiceprezesa Netflixa. Dzieło Liu Cixina, które w Polsce ukazało się nakładem Domu Wydawniczego Rebis, pierwotnie wydano w Chinach w roku 2006. Powieść zapisała się w historii jako pierwszy nieanglojęzyczny tytuł, który nagrodzono prestiżowym Hugo Award, przy okazji zgarniając kilka nominacji do innych istotnych wyróżnień. Jej kontynuacje ukazywały się kolejno w 2008 ("Ciemny las") i 2010 roku ("Koniec śmierci"), a trzecia część cyklu otrzymała Nagrodę Locusa. Teraz, rękoma Davida Benioffa i D.B. Weissa, fantastycznonaukowy bestseller ma natomiast trafić do telewizji.
"Problem trzech ciał" to kolejne podejście – i kolejna szansa

Decyzja o zakończeniu "Altered Carbon", a więc sztandarowego dotąd projektu science fiction, na jaki pozwolił sobie Netflix, nie musi zaskakiwać. Zaskakuje jednak tak szybkie przejście do kolejnego tego typu przedsięwzięcia, bo choć "Problem trzech ciał" może nie być aż tak widowiskowy, trudno sobie wyobrazić, by serial nie miał gigantycznego budżetu. Brak konsekwencji? A może właśnie objaw trzeźwego myślenia i trzymanie się wcześniejszych ustaleń. O ile bowiem Netflix wyraźnie lubuje się w fantastycznonaukowych klimatach, o tyle nie ma chyba sensu płacić za coś, co się nie sprzedaje. A tak właśnie było z "Altered Carbon" (w dużej mierze na życzenie Netflixa). Ten pociąg już jednak odjechał, a w drodze jest kolejny, który w mniej efekciarskim stylu może zaskoczyć rozmachem – ale scenariuszowym, nie wizualnym.
Jeśli nie kojarzycie uniwersum, jakie wykreował Liu Cixin, pierwszy opis może was lekko zniechęcić. "Problem trzech ciał" to bowiem okaz hard sci-fi, przeplatający technologię i fikcję, tematem nadrzędnym jest natomiast kontakt z obcą cywilizacją. "Nudy." – powiecie – ale te nudy zrewolucjonizowały sposób opisywania tak wtórnego, acz wciąż wdzięcznego tematu. Za równie nudną można uznać "Historię twojego życia" Teda Chianga, którą Denis Villeneuve zaadaptował jako "Nowy początek". To jednak właśnie podejście do tematu sprawia, że te historie, choć opowiadają o tym samym, mówią o zupełnie innych sprawach. W obu przypadkach rzucając zresztą wyzwanie całej fantastyce naukowej, którą znamy.
Mając taki materiał, Netflix nie może sobie pozwolić na półśrodki. Wszystko wskazuje na to, że "Problem trzech ciał" może kosztować nawet więcej niż widowiskowe "Altered Carbon". Już sam skład kreatywny robi wrażenie nabrzmiałej bańki kreatywności. Poza wspomnianymi już Benioffem i Weissem wiceprezes serwisu wymienia szereg innych, równie głośnych nazwisk.
Twórcy "Gry o tron" będą oczywiście sprawować pieczę nad całością przedsięwzięcia. Jednym tchem wraz z nimi Friedlander wymienia też Alexandra Woo, który ma pomagać w tworzeniu scenariusza. Co ciekawe jego największym osiągnięciem jest praca przy "Czystej krwi" – mamy więc solidny zaciąg byłych pracowników HBO. Dalej robi się jeszcze goręcej. Na pokładzie jako producent wykonawczy melduje się Rian Johnson ("Gwiezdne wojny: część VIII – Ostatni Jedi") wraz ze swoim partnerem produkcyjnym Ramem Bergmanem. W przedsięwzięcie zaangażowany będzie oczywiście także Liu Cixin oraz Ken Liu – dzięki nim adaptacja ma nie naruszać ducha oryginału.
Pytanie tylko, czy ambitna treść znajdzie wystarczająco dużą rzeszę odbiorców? Widać tu pewien zgrzyt, bo oglądalności Netflixa nie da się w stu procentach przełożyć na pieniądze, ale jestem szczerze zaciekawiony tym przedsięwzięciem. Pomysł intryguje mnie tym mocniej, biorąc pod uwagę, że powieść Liu Cixina... doczekała się już adaptacji – tyle że chińskiej. Tytuł jest obecnie na etapie postprodukcji, a jego producenci – Yoozoo Pictures – także są na pokładzie. Możliwe, że współpraca ma na celu zniwelowanie konkurencji, co sugerowałoby, że chińska produkcja raczej nie doczeka się międzynarodowej emisji (ale kto wie). Tak czy inaczej – jest na co czekać i nie ma znaczenia, że „Problem trzech ciał” trafi na ekrany pewnie za dwa, trzy lata. Byle było dobrze, a nie jak zwykle.