Kino musicalowe nie jest tak szerokie, jak w połowie XX wieku. Nie tylko pojawia się takich filmów mniej, ale również są one zupełnie inne. Przykładem jest tu "La La Land" Damiena Chazelle'a, który pięć lat temu odniósł ogromny sukces. Daleko mu jednak do klasycznych musicali z Frankiem Sinatrą czy Gene'em Kellym. Dawniejsze musicale to bardziej komedie, podczas gdy film z Ryanem Goslingiem jest przede wszystkim dramatem. Podobnie sprawa wygląda z najnowszym filmem Leosa Caraxa "Annette", który nie tylko nie nawiązuje do klasyków gatunku, ale dodatkowo jest czymś, co wielu jego fanom może się nie spodobać.
Kiedy wiele lat temu szukałem czegoś, co zapełni mi pustkę w rozśpiewanym i roztańczonym kinie, sięgnąłem po Bollywood, w którym znakomicie się odnalazłem. Rok 2021 i AppleTV+ pokazali, że wciąż jest jednak przestrzeń na nowe produkcje, które nawiążą do klasyki musicalów. Witamy w Schmigadoon!
Wspaniała koncepcja, która okazała się strzałem w dziesiątkę

Para z kilkuletnim stażem (w tych rolach Keegan-Michael Key oraz Cecily Strong) postanawia ożywić swój lekko zastały związek i wybiera się na wycieczkę po lasach. Niestety gubią drogę, kłócąc się przy tym, i w pewnym momencie trafiają do dziwacznej krainy. Miejsca, gdzie wszyscy zachowują się tak, jakby byli żywcem wyjęci z musicalu z połowy XX wieku. Miejscem tym jest miasteczko Schmigadoon. Bohaterowie początkowo myślą, że trafili do jakiegoś rodzaju atrakcji turystycznej, jednak szybko orientują się, że prawda jest zupełnie inna, a oni muszą znaleźć sposób, by się stamtąd wydostać.
Sam pomysł na historię jest dość prosty, ale jednocześnie ciekawy. Jest też bardzo dobrym uzasadnieniem na to, jak włożyć w fabułę musical. Dlatego też osoby, które lubią albo nawet kochają klasyczne filmy z tego gatunku, poczują się w tej produkcji doskonale. Mnie "Schmigadoon!" kupił już po pierwszym odcinku i nie mogłem się doczekać kolejnych.
Rozśpiewane towarzystwo

Sam pomysł na "Schmigadoon!" to oczywiście nie wszystko, bo rewelacyjne jest również wykonanie. Poza głównymi bohaterami – którzy partii śpiewanych nie mieli tu za wiele – w serialu możemy zobaczyć takie rozśpiewane nazwiska jak: Kristin Chenoweth, Alan Cumming czy Martin Short. Dla mnie największą perłą całej produkcji jest Ariana DeBose, którą można kojarzyć z "Hamiltona", a pod koniec roku zobaczymy ją w nowej wersji "West Side Story" Stevena Spielberga. Wcieli się tam w rolę Anity, którą w oryginale zagrała Rita Moreno.
Na ogromną pochwałę zasługują tu przede wszystkim piosenki oraz układy choreografii. To, co w musicalach najważniejsze. Chciałoby się napisać, że w większości przypadków nóżka sama chodzi. Oczywiście zatrudnienie w głównych rolach kominków też nie było przypadkowe. Między Keyem a Strong jest bardzo dobra chemia, a ich żarty są naturalne i przede wszystkim zabawne.
Jeden z najlepszych seriali od Apple

Warto powiedzieć, że oferta serialowa AppleTV+ jest coraz bogatsza i lepsza – zwłaszcza jakościowo. Sądzę, że każdy może naleźć tam coś dla siebie, a jesień zapowiada się w ich ramówce znakomicie. Tym bardziej cieszy, że wśród tak zacnego grona to właśnie produkcję musicalową mogę osobiście uznać za jedną z najlepszych na całej platformie. Jest zabawnie, jest kolorowo (świetne scenografie!) skocznie i bardzo muzycznie. W zasadzie nic bym tu nie zmienił i chętnie zobaczyłbym więcej takich produkcji. Obawiam się, że jest to format na miniserial (przynajmniej ta historia) i nie zobaczymy drugiego sezonu. Mam jednak nadzieję, że jest to pierwsza z ciekawych musicalowych produkcji i w przyszłości czeka nas ich znacznie więcej.