News will be here
Czy serial "Watchmen" doczeka się kontynuacji?

Adaptacja jednego z najważniejszych dzieł w historii komiksu była ryzykownym projektem. Twórcy serialu "Watchmen" stąpali po kruchym lodzie, nie obyło się bez kontrowersji, ale generalnie trzeba tę produkcję uznać za bardziej niż udaną. Świetnym ruchem było zaprezentowania świata przedstawionego w komiksie na długo po tym, jak kończy się historia nakreślona przez Alana Moore'a. Świat jest ponurym miejscem, a bohaterowie nadal niewiele różnią się od złoczyńców – nic nie jest czarno-białe. Właśnie dzięki takim dziełom HBO wciąż nie ulega presji konkurencji i jest w stanie zachować uwagę widzów, mimo tradycyjnej emisji jednego odcinka co tydzień. Co jednak najważniejsze, "Watchmen" najwyraźniej nie jest przez stację traktowane jako kura znosząca złote jaja i wcale nie musi doczekać się kontynuacji.

Serial "Watchmen" otworzył niektórym oczy

Chyba największe kontrowersje budziło w serialu dziedzictwo Rorschacha – jednej z ulubionych postaci fanów komiksu. W swym uwielbieniu dla jego prostej moralności wielu nie dostrzegło jednak przesłania Moore'a. Każdy ze Strażników był przecież antybohaterem, każdy miał coś na sumieniu, choć wśród nich Rorschach zdawał się tym najmniej szkodliwym. Co więcej, w ostateczności jego poświęcenie zdawało się zmazywać winy... Serialowa rzeczywistość mocno jednak odwoływała się do wydarzeń, jakie w historii nieraz miały miejsce. I tak oto na micie Rorschacha wyrósł swoisty kult, który jego "ideologię" przekształcił w coś przypominającego... ruch faszystowski. Wielu widzów, identyfikujących się jako fani "Strażników", w tym momencie zdecydowanie poległo. Wyszło bowiem na jaw, że nijak nie zrozumieli przesłania komiksu. To zresztą i tak nie był najważniejszy z momentów serialu!

Mimo oburzenia części fanów, "Watchmen" okazało się serialem kompletnym, świetnie budującym świat przedstawiony i nieskłonnym do uproszczeń. W pogoni za tą fantastyczną opowieścią wszyscy jednak zdali się na instynkt, który może nas mylić. Bez spoilerów powiem jedynie, że ostatnia scena zdaje się tu typowym cliffhangerem. Do tego przecież przyzwyczaiły nas dosłownie wszystkie seriale, jakie obecnie są emitowane. Koniec odcinka to zawieszenie akcji, by wzbudzić zainteresowanie i przyciągnąć widownie ponownie przed ekrany. Ale co, jeśli w tym przypadku cliffhanger okazał się po prostu otwartym zakończeniem?

Twórca "Watchmen" nie widzi sensu, by ciągnąć tę historię...

Finałowa scena pierwszego sezonu "Watchmen", fot. HBO
Finałowa scena pierwszego sezonu "Watchmen", fot. HBO

Oczywiście niepokojące z perspektywy głodnych odpowiedzi widzów. W tym przypadku mamy zresztą potwierdzenie stacji. Damon Lindelof, showrunner serialu, w wywiadzie dla "Vanity Fair" rzucił kilkoma pytaniami, które bez wątpienia kpiły z banalnego rozumienia jego dzieła i chęci kontynuowania go mimo wszystko. Co więcej, przyznał też, że chyba jest gotowy na kolejne wyzwania. Kilka dni później Lindelof potwierdził natomiast, że nie wróci na plan serialu "Watchmen". Taką decyzję uszanował zresztą Casey Bloys (dyrektor programowy HBO), który stwierdził:

Trudno sobie wyobrazić zrobienie drugiego sezonu bez udziału Damona

[Lindelofa – przyp. red.].

Takie postawienie sprawy nie jest oczywiście jednoznacznym stwierdzeniem: drugiego sezonu nie będzie

Szanse na jego realizację zdają się jednak naprawdę niewielkie. Oczywiście Lindelof zawsze może zmienić zdanie, natomiast zdanie Bloysa niekoniecznie musi spotkać się z poparciem zarządu HBO. W tym momencie wydaje się jednak, że nauczeni kilkoma wpadkami zarówno Lindelof, jak i Bloys nie szukają na siłę możliwości rozwoju tej historii. Może to i lepiej? Kontynuacja to zawsze ryzyko, a doświadczenia obu panów dobitnie pokazują, że nie zawsze warto brnąć dalej.

Damian Halik

Damian Halik

Kulturoholik, level 99. Czas na filmy, książki, komiksy i gry, generowany gdzieś między pracą a codziennymi obowiązkami, zawdzięcza opanowaniu umiejętności zaginania czasoprzestrzeni.

News will be here