Serial "Sex Education" był dla mnie prawdziwą niespodzianką. Długo wzbraniałem się przed jego obejrzeniem i zrobiłem to dopiero kilka tygodni po premierze drugiego sezonu. Nawet moja żona obejrzała całość przede mną, choć zazwyczaj seriale oglądamy wspólnie. Nawet gdy ona odhaczała kolejne odcinki, a ja kątem oka podglądałem, co dzieje się na ekranie, nie byłem przekonany do tej produkcji. Później postanowiłem jednak dać jej szansę. Ani trochę tego nie żałuję.
Edukacja seksualna

Dla tych, który jeszcze nie mieli okazji zaznajomić się z edukacyjnym serialem od Netflixa, warto delikatnie streścić fabułę. Na początku poznajemy Otisa Milburna (Asa Butterfield), którego matka (Gillian Anderson) jest seksuolożką. W efekcie pewnych wydarzeń Otis wraz z koleżanką Meave (Emma Mackey) uruchamia potajemnie działająca poradnię seksualną na terenie szkoły. Wspólnie dają porady swoim rówieśnikom na temat seksu. Jednym ma to pomóc w urozmaiceniu związku, a innym dostarczeniu wiedzy przed pierwszym razem. Co dalej? Jeśli jeszcze nie oglądaliście "Sex Education", to nie ja będę tym, który wam to powie. Sami musicie się przekonać.
Barwni bohaterowie

Otis i Meave to nie jedyni bohaterowie serialu. Prawda jest taka, że choć wszystko się zaczyna od nich, to im dalej idziemy, tym bardziej poznajemy także innych nastolatków (i nie tylko). Najbarwniejszą – to będzie dobre słowo – postacią, jest w moim odczuciu najlepszy przyjaciel Otisa, Eric. Gra go wspaniały młody aktor Ncuti Gatwa i skandalem jest fakt, iż nie dostał jeszcze ogromu nagród za tę rolę.
Jest FE-NO-ME-NAL-NY!
Eric jest homoseksualistą, który na co dzień próbuje zdefiniować siebie – zwłaszcza wśród większości heteronormatywnych rówieśników. W całym serialu mamy zresztą pełne spektrum charakterów i postaci. Zapewne każdy znajdzie tu kogoś, z kim mógłby się w jakimś stopniu utożsamiać albo kto mógłby przypominać mu siebie w okresie nastoletnim. Trudno jest również kogoś tu nie lubić, gdyż dzięki bardzo dobremu castingowi bohaterowie nas niesamowicie do siebie przyciągają.
Styl

Dopiero podczas oglądania trzeciego sezonu zauważyłem, jak bardzo podobny jest to niego polski "Sexify". Pomijając oczywiście tematykę związaną z seksem, seriale te są bardzo zbliżone wizualnie. W obu przypadkach mamy do czynienia ze współczesnością (obecność smartfonów, komputerów itp.), ale już wnętrza czy nawet kostiumy przypominają nam bardziej lata 80. czy 90. ubiegłego stulecia. Ma to swój urok, który bardzo przyciąga do ekranu. To samo dotyczy ścieżki dźwiękowej, która zawiera wiele znanych przebojów. Jednocześnie jest szansą na odkrycie wielu nowych kawałków, które będziemy zapętlać na przykład w drodze do pracy.
Jak wypada najnowszy sezon?

Po znakomitych dwóch pierwszych sezonach miałem pewne obawy, że trzeci nie będzie już tak dobry. Wszak jest to dość często spotykane, że z każdą kolejną odsłoną serialu obserwujemy raczej tendencje spadkowe w jakości. Nic bardziej mylnego, gdy mowa o "Sex Education". Jak dla mnie trzeci sezon jest najlepszy ze wszystkich, a już na pewno najdojrzalszy. Nie chodzi nawet o to, że porusza dojrzałe kwestie. To, co przeżywają bohaterowie, jest jednak najlepsze, Dochodzi do tego fakt, że mamy okazję lepiej poznać postaci, które dotąd były raczej na drugim lub trzecim planie. Wszyscy są bardzo dobrze napisani i zagrani. Pod względem aktorskim serial prezentuje się wspaniale.