News will be here
Steven Spielberg – człowiek, który wymyślił blockbuster

Zanim Steven Spielberg i jego "Szczęki" na zawsze odmienili kino, ustanawiając modę na filmy wysokobudżetowe w Hollywood, reżyser zajmował się kręceniem tańszych produkcji. Będąc jeszcze na studiach, odpowiadał za odcinki popularnych seriali telewizyjnych (m.in. o przygodach porucznika Columbo), ale też dostał możliwość wyreżyserowania czterech filmów telewizyjnych dzięki kontraktowi z wytwórnią Universal.

Telewizyjne początki

Pojedynek na szosie, Steven Spielberg, Universal Pictures
Kadr z filmu "Pojedynek na szosie" (reż. Steven Spielberg, 1971), fot. Universal Pictures

"Pojedynek na szosie" (1971), "Something Evil" (1972), "Savage" (1973) – to trzy pierwsze tytuły Spielberga, z których tylko jeden spotkał się z ciepłym przyjęciem ze strony publiczności i krytyków. "Pojedynek na szosie" opowiadał o mężczyźnie w podróży służbowej, który staje się celem psychopatycznego kierowcy ciężarówki. Walka na śmierć i życie rozgrywa się na drodze, czym Spielberg pokazał, że potrafi bezbłędnie trzymać widza w napięciu.

Dwa pozostałe dreszczowce przeszły bez echa. Mimo to wytwórnia zgodziła się, by jego czwarty projekt – "Sugarland Express" (1974) – został zrealizowany jako film kinowy. Produkcja o małżeństwie rzezimieszków, które chce odzyskać dziecko i w tym celu porywa policjanta, zdobyła przychylne recenzje. Podczas pracy nad "Sugarland Express" Spielberg po raz pierwszy współpracował z Johnem Williamsem, który w późniejszych latach będzie jego stałym kompozytorem. Nagroda za scenariusz w Cannes potwierdziła, że to film wart uwagi, jednak nie okazał się sukcesem komercyjnym. Na ten reżyser musiał poczekać do 1975 roku i premiery "Szczęk".

W szczękach finansowego sukcesu

Roy Scheider, Szczęki, Steven Spielberg, Universal Pictures
Roy Scheider w filmie "Szczęki" (reż. Steven Spielberg, 1975), fot. Universal Pictures

"Szczęki" to historia o rekinie ludojadzie, który terroryzuje okolice Amity Island. Zadania pozbycia się go podejmuje się trzech mężczyzn: szeryf Martin Brody (Roy Scheider), oceanolog Matt Hooper (Richard Dreyfuss) i Quint – łowca rekinów (Robert Shaw). Bazujący na książce Petera Benchleya film odniósł komercyjny sukces. Miał świetną promocję, na którą wydano ogromną wówczas sumę dwóch milionów dolarów. Plakaty, wydanie książki z okładką filmową, charakterystyczny muzyczny motyw przewodni – wszystko to pobudzało ciekawość i przyciągało do kin tłumy. Istotną zmianą było również porzucenie reklam w gazetach na rzecz prezentowania zwiastunów w telewizji podczas prime time.

Zrealizowany za dziewięć milionów dolarów film zarobił czterysta siedemdziesiąt milionów (z czego dwieście sześćdziesiąt w samym USA), tym samym stając się najbardziej dochodową produkcją w historii. Dopiero "Gwiezdne Wojny" George'a Lucasa w 1977 roku (wtedy jeszcze bez podtytułu "Nowa nadzieja") pobiły rekord Spielberga. Wiąże się z tym ciekawa anegdota.

Zdjęcia do pierwszej części przygód Luke'a Skywalkera powstawały równolegle ze zdjęciami do "Bliskich spotkań trzeciego stopnia". Lucas i Spielberg byli pod wrażeniem wzajemnych osiągnięć, dlatego postanowili się założyć. Przyjaciele umówili się, że oddadzą sobie nawzajem 2,5% zysku z dochodów filmu. W efekcie tego na konto Spielberga wpłynęło czterdzieści milionów dolarów. Mimo że jego "Bliskie spotkania trzeciego stopnia" były hitem (zarobiły trzysta cztery miliony dolarów), to sukces "Gwiezdnych Wojen" (siedemset siedemdziesiąt pięć milionów) był przytłaczający.

Blockbuster – początek

Szczęki, Jaws, Kino, 1975
Długa na całą ulicę kolejka do kina na "Szczęki"

"Szczęki" (wraz z późniejszymi "Gwiezdnymi Wojnami") zapoczątkowały modę na letni blockbuster. Wcześniej wielkie premiery nie trafiały do kin w okresie wakacyjnym. Po sukcesie filmu Spielberga uległo to zmianie. Samo wyrażenie blockbuster odnosi się do równoczesnej premiery filmu w wielu kinach jednocześnie (tzw. szerokie otwarcie lub nalot dywanowy). Wcześniejszy model dystrybucji wyglądał inaczej. Najpierw produkcję wyświetlano w wybranych kinach w wielkim mieście, a później trafiała ona do innych miejsc w kraju – pod warunkiem, że dobrze się sprzedawała. W innym wypadku szybko znikała z ekranów, a na część z nich w ogóle nie trafiała.

Zarówno "Szczęki", jak i "Gwiezdne Wojny" były prawdziwymi wydarzeniami w świecie filmu. Zapewniały czystą rozrywkę, a jednocześnie żyły własnym życiem wśród widzów po wyjściu z kina. Dyskutowało się o nich, zabierało na nie przyjaciół i oglądało je wielokrotnie. Było o nich wszędzie głośno, a na kolejne seanse ustawiały się wielokilometrowe kolejki – czasem ciągnące się przez kilka przecznic. Oba filmy zmieniły podejście producentów, którzy zrozumieli, że im więcej wydadzą na film i jego promocję, tym więcej mogą zyskać.

Poważny problem młodego reżysera

Harrison Ford, Indiana Jones, Poszukiwaczach zaginionej Arki, Steven Spielberg, Paramount Pictures
Harrison Ford jako Indiana Jones w "Poszukiwaczach zaginionej Arki" (reż. Steven Spielberg, 1981), fot. Paramount Pictures

Steven Spielberg szybko stał się królem kina rozrywkowego. Zarówno wyreżyserowane, jak i wyprodukowane przez niego filmy (np. "Powrót do przyszłości") przyciągały do kin tłumy. Reżyser miał tylko jeden problem – było nim niedotrzymywanie terminów. Realizacja "Szczęk" pochłonęła sto dni zdjęciowych więcej, niż pierwotnie zakładano. Z kolei "Bliskie spotkania trzeciego stopnia" zrealizowano w terminie, który o sto czterdzieści dni przekraczał oryginalny plan. Aż sto siedemdziesiąt osiem dni więcej pochłonęła natomiast realizacja komedii wojennej "1941" – zresztą był to pierwszy jego film, który spotkał się z chłodnym przyjęciem ze strony krytyki i widzów.

Gdy Spielberg połączył siły z George'em Lucasem, chcąc wspólnie stworzyć "Poszukiwaczy zaginionej Arki", studio obawiało się, że nieterminowość Spielberga przyniesie straty. Chciano, by ktoś inny wyreżyserował film, jednak Lucas obiecał, że przyjaciel zmieści się w zakładanym budżecie. W innym wypadku – sam pokryje ewentualne dodatkowe koszty. Właśnie to sprawiło, że pierwsza część przygód Indiany Jonesa powstała w zastraszającym tempie. Film ukończono w rekordowe siedemdziesiąt trzy dni.

Dwie twarze

Lista Schindlera, Universal Pictures
Kadr z filmu "Lista Schindlera" (reż. Steven Spielberg, 1993), fot. Universal Pictures

Stevena Spielberga uważa się za jednego z ojców tak zwanego Kina Nowej Przygody (drugim jest George Lucas). Filmy awanturnicze, święcące triumfy w latach 30. i 40. XX wieku i tanie seriale telewizyjne science fiction z lat 50. to główne inspiracje dla nurtu. Widowiskowość i uniwersalność (kino angażujące niezależnie od wieku odbiorcy) okazały się przepisem na sukces. Szybka akcja, gorączkowe tempo oraz egzotyczna przygoda to podstawowe wartości Kina Nowej Przygody, a jedynym momentem na złapanie oddechu jest chwila na przedstawienie gagu lub opowiedzenie żartu. Te proste zasady przyświecały zarówno Spielbergowi, jak i Lucasowi. Do czasu.

W połowie lat 80. XX wieku Spielberg postanowił zrealizować swój pierwszy poważny film. "Kolor purpury" (1985) i późniejsze "Imperium słońca" (1987) to obrazy dalekie od tego, co reżyser wcześniej prezentował. Historie czarnoskórej kobiety maltretowanej przez męża i chłopca, który w czasie II wojny światowej trafia do obozu dla internowanych, okazały się przygnębiającymi, lecz poruszającymi przeżyciami zakorzenionymi w historii Ameryki. Trend do opowiadania politycznie i historycznie zaangażowanych historii zaowocował siedmioma Oscarami dla "Listy Schindlera". Realizacja filmu o holokauście była dla Spielberga osobistym doświadczeniem, jako dla mężczyzny, który wychował się w rodzinie ortodoksyjnych Żydów.

Steven Spielberg – reżyser-autor

Ariana DeBose, David Alvarez, West Side Story, 20th Century Studios
Ariana DeBose i David Alvarez w "West Side Story" (reż. Steven Spielberg, 2021), fot. 20th Century Studios

Spielberg pozostaje wierny obranej przed laty ścieżce. Łączy zamiłowanie do realizacji wysokobudżetowych filmów rozrywkowych i opowiadania o wydarzeniach istotnych dla Ameryki. Zgrabnie potrafi przeskakiwać między podniosłymi tonami i historiami większymi niż życie a prostymi, lecz spektakularnymi widowiskami, które ogląda się ze wstrzymanym oddechem.

Jego najnowszy film to remake musicalu z 1961 roku. Tegoroczne "West Side Story" łączy oba podejścia. Ma w sobie ambitną próbę powiedzenia czegoś o sytuacji imigrantów w Ameryce (która niewiele się zmieniła przez ostatnie pół wieku). Jednocześnie porywa od pierwszych minut dzięki imponującej stronie technicznej – sceny śpiewów i tańca robią niesamowite wrażenie. Mimo siedemdziesięciu pięciu lat na karku Spielberg wciąż jest w formie i doskonale wie, co chce powiedzieć przy pomocy kina.

Jan Sławiński

Jan Sławiński

Absolwent Filmoznawstwa (I i II stopień) oraz Tekstów Kultury (II stopień) na Uniwersytecie Jagiellońskim. Publikuje w internecie, prasie specjalistycznej („Ekrany”, „Czas Literatury”, „Zeszyty Komiksowe”) oraz tomach zbiorowych („1000 filmów, które tworzą historię kina”, „Poszukiwacze zaginionych znaczeń”). Od ponad dziesięciu lat prowadzi autorskiego bloga jako Anonimowy Grzybiarz.
News will be here