"Tenet" – Christopher Nolan na wstecznym biegu [Recenzja]

Najnowsza produkcja spod szyldu Warner Bros. Pictures zawiera motyw, który jest obecny w niemal każdym filmie Christophera Nolana – czas. Widać to było już po pierwszym zwiastunie, jak to jednak bywa w przypadku jego filmów, materiały promocyjne nigdy do końca nie zdradzają, o czym dana produkcja opowiada. Ja sam obejrzałem tylko jeden zwiastun "Tenet" wiele miesięcy temu i od tamtego czasu nie przyswajałem żadnych informacji dotyczących fabuły. Unikałem ich celowo, by przeżyć jak największe zaskoczenie w kinie. To zaskoczenie było...

A dokładniej: było nim rozczarowanie

Christopher Nolan, TENET, Warner Bros. Pictures
Kadr z filmu "Tenet", fot. Warner Bros. Pictures

Od momentu premiery recenzenci zaczęli zauważać, że Christopher Nolan zrobił swojego Bonda. Jest w tym sporo prawdy, gdyż "Tenet" ma w sobie bardzo ciekawy miks gatunkowy. Jest to film szpiegowski, thriller, film akcji, a momentami nowe buddy movie. Wszystko to doprawione zagadkami i zabiegami, do jakich reżyser zdążył nas już przez lata przyzwyczaić. Pewne było, że będzie on perfekcyjnie zrealizowany i właściwie ciężko jest się tu przyczepić do strony technicznej.

Pierwszym, co rzuca nam się w oczy – a w zasadzie w uszy – jest muzyka autorstwa zdobywcy Oscara Ludwiga Göranssona. To chyba najlepsza strona tego filmu (nie sugerując, że inne są gorsze) i choć momentami nuty przypomniały nieco twórczość Hansa Zimmera, to większość ścieżki dźwiękowej naprawdę robi wrażenie, a w połączeniu z miksem dźwięku w filmie – wgniata w fotel i masuje wnętrzności. Mamy tu również świetne zdjęcia Hoyte'a Van Hoytemy. To jego trzecia współpraca z Nolanem po "Dunkierce" i "Interstellarze".

https://youtu.be/u0hCSxqnjT0

Oczywiście niemal cały film został nakręcony kamerami IMAX (dlatego na seans najlepiej się wybrać od tego typu kina) z minimalnym użyciem komputerowych efektów specjalnych. Sam Nolan od zawsze stawia na efekty praktyczne, dlatego możemy być pewni, że niemal wszystko, co wydarzyło się na ekranie, miało miejsce podczas kręcenia filmu. Warto zobaczyć powyższy materiał o produkcji, który kilka dni temu udostępniło Warner Bros. Sceny walki i ich choreografie, pościgi i inne sceny akcji zapierają tu dosłownie dech.

"Tenet" to sporo nowych twarzy w nolanowskim kinie

John David Washington, TENET, Warner Bros. Pictures
John David Washington wcielający się w głównego bohatera filmu "TENET", fot. Warner Bros. Pictures

Kręcąc "Tenet", reżyser postawił w dużej mierze na nową, wcześniej nieangażowaną obsadę, ale spokojnie – znalazło się miejsce dla Michaela Caine'a. Na ekranie zobaczymy między innymi Johna Davida Washingtona, Roberta Pattinsona, Elizabeth Debicki czy Kennetha Branagha. Ich gra aktorska jest na takim poziomie, jakiego możemy pod nich oczekiwać. Zwłaszcza Washington zrobił na mnie spore wrażenie, głównie za sprawą fizycznego aspektu gry (sceny walki) oraz humoru, jaki wnosił momentami do filmu. Kiedy zobaczyłem Roberta Pattinsona w dobrych garniturach, w myślach pojawiał mi się już jego Bruce Wayne z nadchodzącego "Batmana" Matta Reevesa. Z kolei Elizabeth Debicki w pięknych i modnych strojach przypominała mi o tym, że została wybrana do roli księżnej Diany w 5. sezonie "The Crown". Zresztą jej bohaterka jest tu całkiem dobrze napisaną postacią – szkoda, że jedyną z całego filmu.

Dlaczego pomimo tych wszystkich dobrych elementów film okazał się rozczarowaniem? Ponieważ Nolan całkowicie zapomniał, że pomimo świetnej realizacji w kinie najważniejsi są bohaterowie i historia – których tu brakuje. Bohaterowie są na ekranie, ale w zasadzie nic o nich nie wiemy. Nie mamy pojęcia, skąd są, co ich motywuje, do czego dążą. Innymi słowy: ich los nas kompletnie nie interesuje. Podobnie jest z historią. Początek wydaje się niezły, intrygujący. Pojawiają się elementy typowe dla Nolana, czyli zagadki, ciekawy koncept całości. Niestety im dalej w las, tym bardziej wszystko się sypie. Nie tylko widz nie ma pojęcia, o co dokładnie chodzi, ale również bohaterowie, przez co ich działania są coraz dziwniejsze i niezrozumiałe momentami dla nikogo. Całość dobijają potworne dialogi. Wyraźnie widać, że przy pisaniu scenariusza zabrakło Jonathana Nolana, który przez większość kariery towarzyszył bratu i zawsze wplatał to coś w tekst.

Perfekcyjna realizacja to najwidoczniej za mało

Na tle innych produkcji, jakie wyszły spod ręki Brytyjczyka, widać wciąż bardzo wysoką jakość realizacji. To jest nadal jeden z najwyższych poziomów w branży i absolutnie warto iść do kina dla samego cinematic experience. W kwietniu miałem okazję powtórzyć sobie całą nolanowską filmografię, gdyż nagrywaliśmy odcinek podcastu Inna Kultura, poświęcony właśnie osobie reżysera. No i przykro mi pisać, że pod względem scenariuszowym jego najnowszy film bardzo mocno odstaje od reszty.

"Tenet" jest dla mnie rozczarowaniem, ale nie jestem nim zdruzgotany. Ma on bardzo wiele świetnych elementów, które powinni zachęcić do pójścia do kina. Biorę jednocześnie pod uwagę, że moje zdanie o filmie może się poprawić po kolejnym seansie. Niestety, obecna sytuacja pandemiczna raczej sprawi, że nie zobaczę go ponownie w kinie. Poczekam kilka miesięcy na wydanie UHD i zobaczę film na domowej kanapie. Niemniej, warto go zobaczyć ponowie, kiedy już znamy fabułę i możemy skupić się na rzeczach, które mogły nam umknąć przy pierwszym seansie. Christopher Nolan dał nam film dobry. Jak na niego to trochę za mało, ale jednocześnie to jeden z lepszych filmów akcji, jakie można było ostatnio zobaczyć.

Jan Urbanowicz

Jan Urbanowicz

Kinem jestem zafascynowany niemalże od kołyski, a przygody z nim zaczynałem od starych westernów i musicali z lat pięćdziesiątych. Kocham animacje Disneya, amerykańską popkulturę, "Gwiezdne wojny" i "Powrót do przyszłości". W filmach uwielbiam, że mogę spoglądać na świat z czyjejś perspektywy. Od wielu lat tworzę i współprowadzę podcasty o tematyce filmowej.