Dwudziestego pierwszego stycznia odszedł od nas Terry Jones, czyli jedna z najważniejszych postaci telewizji oraz kinematografii ostatnich lat. Brytyjski aktor i komik był związany z kultową grupą Monty Pythona, która swym specyficznym, absurdalnym humorem przekłuwała bańkę nadętości rządzącą nie tylko angielską, ale też globalną rzeczywistością. Gdyby nie współtworzone przez niego projekty słynnej komediowej trupy, współczesna definicja dowcipu miałaby zupełnie inny smak.
Cała pythonowska drużyna miała akademickie korzenie, ale jedynie Terry’ego można było śmiało nazwać ekspertem w swojej naukowej dziedzinie.
Zainteresowanie Walijczyka historią, (zwłaszcza, ale nie tylko epoką średniowieczną) odcisnęło znaczące piętno na jego medialnych dokonaniach. Ta pasja zainspirowała na przykład kultową już parodię rycerskiej baśni “Monty Python i Święty Graal” albo nowotestamentową reinterpretację zawartą w kontrowersyjnym “Żywocie Briana”. We wspomnianych filmach, a także skeczach “Latającego Cyrku”, widać ogromną chęć dekonstrukcji dawnych mitów. Pod płaszczykiem absurdu, Jones chował interesującą polemikę z wyidealizowanymi kliszami na temat Wielkich Przywódców z Wielkimi Zasługami. Podobne rewizjonistyczne zapędy prezentował w swoich książkach oraz filmach dokumentalnych poruszających tematykę historyczną.
Kreatywność Jonesa nie ograniczała się jednak tylko do interpretacji wydarzeń z przeszłości.
Według relacji wielu członków Cyrku Monty Pythona to właśnie on w dużej mierze odpowiadał za surrealistyczny ton najsłynniejszych gagów. Sztuka komediowa autorów “Sensu Życia” z założenia balansowała na granicy abstrakcji i czystego nonsensu. Jonesowski wkład często jednak przechylał szalę w stronę radykalnej ekscentryczności. Odpowiedzialny m.in. za “Piosenkę drwala” i skecz o “Mielonce”, a także odgrywający rolę przerywającego gagi “Nagiego pianisty” satyryk, nieustannie wciągał widzów w grę wyobraźni funkcjonującą według nadrealnych zasad.
Paradoksalnie, mimo największych ciągot ku purnonsensowi, zmarła ikona brytyjskiej komedii, w przeciwieństwie do temperamentnych kolegów z drużyny, niezwykle twardo stąpała po ziemi. Z szeregu wywiadów przeprowadzonych z członkami pythonowskiej ekipy wynika, że Jones często formował z chaosu pomysłów koherentne, skończone wizje. Na dodatek potrafił przy tym znajdować zadowalające kompromisy, łagodzące wewnętrzne konflikty artystycznych interesów. Właśnie dlatego, wraz z Terrym Gilliamem, odpowiadał za reżyserię filmów pełnometrażowych Monty Pythona. Urodzony w Colwyn Bay komik skutecznie trzymał w bezpiecznych ryzach chaos oraz autodestrukcję, które tliły się gdzieś pod powierzchnią komediowego konglomeratu.
Fascynująca jest też różnorodność ról “cichego lidera” formacji.
Eklektyzm jego skeczowych kreacji wychodził poza standardy zwykłego dowcipnisia. Potrafił wcielić się zarówno w absolutnie szalonych bohaterów, jak i tzw. “straight mana”, czyli ultrapoważną, nabzdyczoną personę budującą zabawny kontrast z absurdalnym charakterem sceny. Będąc aktorem, wyznawał podobną filozofię jak podczas pisania scenariuszy, czy reżyserowania - nie było dla niego rzeczy niemożliwych. Sprawiał wrażenie człowieka kilku żywiołów, spełniającego się w wielu dziedzinach jednocześnie, niczym artysta rodem z epoki renesansu.