“The Morning Show” – 3. sezon to zdecydowany powrót do formy [Recenzja]

„The Morning Show“ to jeden z flagowych produkcji Apple TV+. Serial miał swoją premierę wraz ze startem platformy w listopadzie 2019 roku i od razu zyskał sympatię widzów. Znakomita obsada i ciekawy scenariusz, były niemal gwarantem sukcesu. Jednakże kolejna seria byłą całkowitym przeciwieństwem pierwszej i niemal przekreśliła los produkcji.

Na wstępie napiszę, że nie byłem wielkim fanem pierwszego sezonu „The Morning Show“. Owszem, była to produkcja dobra, z naprawdę świetną obsadą, jednak hype na nią był tak wielki (jak na całą usługę Apple TV+), że po obejrzeniu wszystkich odcinków, czułem lekki niedosyt i rozczarowanie. Czekałem więc na kontynuację tej historii, by przekonać się, czy twórcy postanowili nieco to wszystko usprawnić. Niestety, powiedzieć, że drugi sezon był tragiczny, to jak nic nie powiedzieć.

Reese Witherspoon i Billy Crudup w serialu “The Morning Show” (2023) fot. Apple TV+

WSZYSTKO PRZEZ COVID-19

Realizacja drugiego sezonu „The Morning Show“ przypadła na czas światowej pandemii COVID-19. Twórcy postanowili więc, że odcinki zostaną całkowicie przepisane, a ich akcja będzie ściśle powiązana z tym, co działo się wówczas na świecie. Jednak tworzenie wszystkiego na prędce od nowa, nie przysłużyło się serialowi. Fabuła była w wielu miejscach naciągana, historia momentami wydawała się sztucznie poprowadzona, a bohaterowie wyprawiali na ekranie rzeczy, które większości widzów cieżko byłoby sobie wyobrazić. Nie jestem odosobniony w takich ocenach, ponieważ fala krytyki na twórców serialu spadła w zasadzie z każdej możliwej strony. Pojawiło się nawet ryzyko, że „The Morning Show“ nie będzie kontynuowane. Tak się jednak nie stało, a sami twórcy wzięli sobie chyba uwagi widzów do serca, bo można śmiało powiedzieć, że trzeci sezon rekompensuje poprzedni, a w moim przypadku momentami nawet i pierwszy.

Karen Pittman w serialu “The Morning Show” (2023) fot. Apple TV+

KULISY TELEWIZJI ŚNIADANIOWEJ

Serial „The Morning Show“ skupia się na zakulisowej obserwacji tytułowego programu śniadaniowego, jednej z największych sieci telewizyjnych. Oczywiście zobaczymy tu również inne programy oraz walkę o władzę w zarządzie firmy. Pierwszy sezon przedstawia nam sytuację, kiedy na światło dzienne wychodzi, że jeden z głównych prowadzących program (w tej roli Steve Carell), przez lata dopuszczał się nadużyć na tle seksualnym względem swoich podwładnych lub współpracowniczek. Był to tak naprawdę pierwszy tak duży serial, który wszedł w erę #metoo. Na pierwszy plan wychodzą dwie bardzo silne postaci kobiece (Jennifer Aniston i Reese Witherspoon), które postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce i nieco „posprzątać“ wszystkie brudy w stacji.

Kiedy już zmiany wydawały się nieuniknione, przyszła pandemia – również dla bohaterów serialu – który rzecz jasna pokrzyżowała wszystko. Pomysł na drugi sezon w założeniu nawet nie był zły, jednak w wykonaniu widać było pośpiech, w którym zmieniono całą koncepcję i przede wszystkim zabrakło w tym dokładnego dopieszczenia.

Julianna Margulies i Reese Witherspoon w serialu “The Morning Show” (2023) fot. Apple TV+

3. sezon na ratunek!

Właściwie przez cały czas od momentu ogłoszenia premiery kolejnego sezonu, aż do połowy jego emisji (zacząłem go nadrabiać nieco później, niż się rozpoczął), podchodziłem do tej produkcji mocno sceptycznie. Poprzednia seria odcisnęła tak negatywne piętno, że cieżko mi było uwierzyć, iż jakoś się poprawi – zresztą, tak jak pisałem wcześniej, pierwszego sezonu również wielkim fanem nie byłem. Zwłaszcza że w najnowszych odcinkach nie pojawia się już postać Steve’a Carella, co moim zdaniem mogło tylko zaszkodzić. Jednak tę lukę postanowiono sprawnie uzupełnić.

Większość bohaterów, których znamy z poprzednich sezonów, tutaj też się pojawiają. Właściwie poza kilkoma pobocznymi postaciami, ekipa jest ta sama. Brak postaci granej przez Carella wypełnia tutaj Jon Hamm, wcielający się w narcystycznego, wątpliwego moralnie multimilionera, posiadającego prywatne przedsiębiorstwo w przemyśle kosmicznym – brzmi jak ktoś, kogo wszyscy znamy?

Jon Hamm i Jennifer Aniston w serialu “The Morning Show” (2023) fot. Apple TV+

W najnowszych odcinkach ekipa UBA musi zmierzyć z zamiarami sprzedaży stacji oraz z cieniami przeszłości. Wielu bohaterów próbuje odnaleźć się w nowych rolach. Jednak wiele rzeczy, które miały miejsce w drugim sezonie, tutaj jakby się nie wydarzyły. Mam wrażenie, że twórcy świadomie się odcięli od poprzedniej serii i starali się nawiązywać do wydarzeń z niej, w stopniu naprawdę minimalnym. Dla mnie to akurat dobrze.

Trzeci sezon „The Morning Show“ znów stawia ten serial do pionu. Moim zdaniem jest lepszy nawet niż pierwszy i w końcu stała się to produkcja, która jest jakaś. Bohaterowie dostali tutaj krew i kości, a ich zmagania i problemy stały się realne, nawet jeśli wciąż dzieją się w świecie bardzo bogatych ludzi pracujących na Manhattanie. Przez wszystkie odcinki czuć napięcie i rosnącą stawkę. Emocje momentami sięgają zenitu, a podczas oglądania finału, można w zasadzie robić to na stojąco. Bardzo mnie cieszy, że twórcy wyciągnęli lekcje z niepowodzeń i dali nam naprawdę kawałek świetnej telewizji jakościowej.

Jan Urbanowicz

Jan Urbanowicz

Kinem jestem zafascynowany niemalże od kołyski, a przygody z nim zaczynałem od starych westernów i musicali z lat pięćdziesiątych. Kocham animacje Disneya, amerykańską popkulturę, "Gwiezdne wojny" i "Powrót do przyszłości". W filmach uwielbiam, że mogę spoglądać na świat z czyjejś perspektywy. Od wielu lat tworzę i współprowadzę podcasty o tematyce filmowej.