Idris Elba, Tilda Sinton

George Miller – twórca serii "Mad Max" – powraca do wysokobudżetowego kina, prezentując film "Trzy tysiące lat tęsknoty". Czy po siedmiu latach tęsknoty za produkcjami autora "Na drodze gniewu", najnowsze dzieło Australijczyka spełnia oczekiwania?

Dr Alithea Binnie (Tilda Swinton) jest narratolożką, która w poszukiwaniu fascynujących opowieści zwiedza dalekie zakątki globu. Podczas jednej z takich wypraw w jej ręce trafia starodawny flakonik. Przypadkowo uwalnia zamkniętego w środku dżina (Idris Elba), który spełni jej trzy życzenia, by zyskać wolność. Czego zażyczy sobie kobieta i jakimi historiami uraczy ją liczący tysiące lat dżin? Na te pytania znajdziemy odpowiedzi w filmie “Trzy tysiące lat tęsknoty”.

Siła tkwi w opowieści

Tilda Swinton, Trzy tysiące lat tęsknoty, George Miller, 2022, Metro-Goldwyn-Mayer
Tilda Swinton w filmie “Trzy tysiące lat tęsknoty” (reż. George Miller, 2022), fot. Metro-Goldwyn-Mayer

Film “Trzy tysiące lat tęsknoty” to antyteza największego sukcesu George’a Millera – produkcji “Mad Max: Na drodze gniewu”. Tam akcja gnała na łeb na szyję, a widowiskowość zapierała dech. Nowemu filmowi Australijczyka bliżej do baśni opowiadanej na dobranoc. Mając w pamięci inne produkcje Millera, “Tupot małych stóp”, “Czarownice z Eastwick” czy scenariusz do “Babe’a – świnki z klasą”, zmiana azymutu nie powinna dziwić. Może jednak zaskoczyć, jest to bowiem film pełen niespodzianek.

Narratolożka i dżin siedzą w hotelowym pokoju. On opowiada historie ze swojego długiego życia, ona słucha z zapartym tchem. Pierwsza połowa filmu to popis nieskrępowanej wyobraźni, gdy wraz ze słowami dżina przenosimy się do magicznych światów sprzed tysięcy lat. Odwiedzamy Konstantynopol, poznajemy królową Sabę i króla Salomona, spędzamy czas w towarzystwie dziewczyny, która mogłaby być następnym Da Vincim.

Nie brakuje rozmachu, ekran mieni się wieloma barwami. Magia miesza się z historią, a opowieści dżina dotykają tematów takich jak nieszczęśliwa miłość, samotność, niepohamowana żądza władzy czy potrzeba wolności. W to wszystko wpisany jest pewien kicz, chociażby ze względu na przejaskrawioną stronę wizualną filmu, jednak jest to na tyle świadomy zabieg, że nie powinien przeszkadzać w odbiorze. To w końcu melodramat rozciągnięty w czasie na tysiąclecia i doprawiony szczyptą magii – trudno, by nie był więc choć trochę kiczowaty.

“Trzy tysiące lat tęsknoty” za lepszym filmem?

Tilda Swinton, Idris Elba, George Miller, Trzy tysiące lat tęsknoty, Metro-Goldwyn-Mayer
Tilda Swinton i Idris Elba w filmie “Trzy tysiące lat tęsknoty”, fot. Metro-Goldwyn-Mayer

Dzieło George’a Millera pozostawia pewien niedosyt. Najlepsze jest wtedy, gdy puszcza wodze fantazji i korzysta z wielomilionowego budżetu. Gdy jednak nadchodzi trzeci akt i historia zmierza w bardziej kameralną stronę, całość traci parę i na wierzch wychodzą szwy. Relacja bohaterów pod koniec filmu wydaje się umotywowana, nomen omen, na życzenie scenarzystów.

Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że takie zakończenie może być dla wielu widzów satysfakcjonujące. Po prostu nie do końca rezonuje z moją wrażliwością, wydaje się odstawać od reszty filmu. Jak na dzieło o poszukiwaniu zrozumienia, spełniania i różnych twarzach miłości, jest to wszystko dość banalne, zaserwowane pospiesznie, emocjonalnie skłaniające do wzruszenia ramionami. Wielkie tematy nie wybrzmiewają, a główna oś fabuły (spotkanie bohaterki z dżinem) zdaje się przeszkodą w snuciu szalonych wizji rodem z baśni tysiąca i jednej nocy.

Jeśli za wartość samą w sobie uznamy umiejętne snucie opowieści, to Miller wychodzi z zadania obronną ręką. Film angażuje, jest porządnie zagrany i wygląda naprawdę dobrze. Zabrakło jednak mocniejszego akcentu i satysfakcjonujące puenty, które złączyłaby odmienne tonacyjnie fragmenty filmu i pozwoliły wybrzmieć niejasnej metaforze. “Trzy tysiące lat tęsknoty” jest z pewnością udanym ćwiczeniem warsztatowym, które jednak nie do końca sprawdza się na poziomie emocjonalnym, po seansie pozostawiając widza obojętnym.


Zdjęcie u góry strony: Fragment plakatu promującego “Trzy tysiące lat tęsknoty” (reż. George Miller, 2022), fot. Metro-Goldwyn-Mayer

Jan Sławiński

Jan Sławiński

Absolwent Filmoznawstwa (I i II stopień) oraz Tekstów Kultury (II stopień) na Uniwersytecie Jagiellońskim. Publikuje w internecie, prasie specjalistycznej („Ekrany”, „Czas Literatury”, „Zeszyty Komiksowe”) oraz tomach zbiorowych („1000 filmów, które tworzą historię kina”, „Poszukiwacze zaginionych znaczeń”). Od ponad dziesięciu lat prowadzi autorskiego bloga jako Anonimowy Grzybiarz.