Na wstępie muszę zaznaczyć, iż będzie to wpis emocjonalny, opierający się w dużej mierze na nostalgii i bazujący wyłącznie na moim własnym guście. Coś mi jednak mówię, że z wieloma osobami mogę znaleźć wspólny język.
Filmy z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, to filar mojego postrzegania kina. Wynika to z tego, że w tamtych czasach się wychowywałem i to właśnie wczesne produkcje mnie kształtowały. Teraz chętnie do wielu z nich powrócę, ponieważ niektóre można obejrzeć na platformie streamingowej Netflixa – jedne już są w katalogu od dłuższego czasu, inne pojawiły się kilka dni temu. W każdym razie, czeka mnie wiele przyjemnych seansów.
Maska Zorro (1998)
Przyznaję, że to właśnie ten tytuł zainspirował mnie do pisania słów, które właśnie czytacie. Kiedy byłem dzieckiem uwielbiałem japońskie anime o przygodach Zorro, serial z lat pięćdziesiątych oraz czytałem książki o Lisie (lis po hiszpańsku oznacza zorro). Bardzo cieszył mnie fakt, że powstał nowy film i wiedziałem, że obejrzę go w kinie. Anthony Hopkins, Antonio Banderas i Catherine Zeta-Jones – wspaniała obsada. Do tego dochodziła wartka akcja, klimat dziewiętnastowiecznej Kalifornii i humor. Ten film był esencją kina końcówki XX wieku i kilka lat później pojawiła się jego kontynuacja. Za reżyserię odpowiadał Martin Campbell, twórca między innymi GoldenEye, Casino Royale czy innego hitu z cyklu przygód Jamesa Bonda.
Rodzina Addamsów
Jedna z pozycji, które widziało się wielokrotnie, ale wciąż chce się do niej wracać. Czarna komedia o dość nietypowej rodzinie, której codzienne życie byłoby horrorem dla „zwyczajnych ludzi“. Jednocześnie całość wypełniona jest świetnym humorem i nazwiskami, jakimi jak Anjelica Huston, Raul Julia czy młoda Christina Ricci. Na platformie znajdzie również część drugą.
Robin Hood: Faceci w rajtuzach
Kto nie oglądał najlepszej wersji Robin Hooda w dziejach, niech pierwszy rzuci kamieniem! Klasyczna komedia Mela Brooksa, wypełniona absurdalnym poczuciem humoru i dystansu do wszystkiego wokół. Osobiście kocham ten film i mogę go oglądać o każdej porze dnia i nocy. Oczywiście nie muszę wspominać, że całość znam na pamięć. Jednak najbardziej pamiętam kwestie, które były czytane przez lektora z wersji telewizji Polsat, gdzie film widziałem największą liczbę razy.
Wolny dzień Ferrisa Buellera
Któż nie marzył o wagarach, kiedy jeszcze chodził do szkoły? Ferris Bueller (Matthew Broderick) to przykład wagarowicza idealnego, któremu dzień wolny się upiecze. Dodatkowo taki dzień wolny chętnie każdy z nas chciałbym mieć. To naprawdę rewelacyjna komedia o nastolatkach, w wykonaniu mistrza gatunku – Johna Hughesa. Jeżeli ktoś tego filmu nie oglądał, to weekend będzie idealną okazją na nadrobienie tej klasyki.
Książę w Nowym Jorku
Na koniec smaczek, który widział każdy, kto nie żył przez ostatnie 30 lat pod kamieniem. Klasyk, w którym Eddie Murphy potwierdził swój niekwestionowany talent komediowy. Opowieść o afrykańskim księciu, który postanawia przyjechać do Ameryki w poszukiwaniu dla siebie idealnej kobiety i poślubieniu jej… z miłości. Całość jest przeceniona wyśmienitym humorem i zdecydowanie warta powtarzania – nie tylko wtedy, kiedy mamy gorszy dzień.