News will be here
"The Division" znalazło się w dziwnym miejscu

Kto ryzykuje, ten nie pije szampana – przez lata zdawali się powtarzać szefowie Ubisoftu, niebędący przecież w branży odosobnieni. Powielanie schematów, które dały na sobie zarobić, to dziś jedna z największych zmór tego z założenia kreatywnego środowiska. Francuski gigant jest zresztą mistrzem growego recyklingu, czego przez lata dowodziły kolejne odsłony "Assassin's Creed" i "Far Cry'a". Zwłaszcza ta pierwsza seria pokazała jednak, że jeśli Ubi chce, to potrafi dokonywać odważnych zmian. Te zaś przez sporą część graczy były równie mocno krytykowane, co wtórność wcześniejszych odsłon. Inaczej miało być z "The Division" – a jak się skończy?

Dywizja Toma Clancy'ego sporo namieszała

Pretekstem do tych rozważań są ostatnie informacje, jakimi z graczami podzielił się Ubisoft. Okazuje się bowiem, że "The Division", choć to obecnie jedna z najmniejszych marek studia, czeka wielopłaszczyznowy rozwój. Nie poznaliśmy co prawda dat, ale wiemy już na pewno, że w drodze są kolejne rozszerzenia zawartości zaprezentowanej w 2019 roku części drugiej. Na horyzoncie majaczą już także dwie kolejne gry, ale też powieść osadzona w tym świecie i film realizowany we współpracy z Netflixem. Rozmach robi więc wrażenie, zważywszy, że dotąd otrzymaliśmy tylko dwie odsłony tej serii.

"The Division" jest zresztą ciekawym przypadkiem na wielu płaszczyznach. Sam fakt, że markę przyłączono do niezwykle rozległego, rozwijanego od lat 90. uniwersum, którego korzenie sięgają jeszcze lat 80., można postrzegać dwojako. Z jednej strony inne sygnowane przez słynnego, amerykańskiego pisarza serie wyraźnie różniły się od – z braku lepszego słowa – mainstreamowych tytułów studia. "Rainbow Six", "Ghost Recon" czy "Splinter Cell" to w sumie kilkanaście świetnych gier, które do dziś mają swoich wiernych fanów. Szeroko pojęta tematyka wojenna to główny wyróżnik każdego tytułu opatrzonego przedtytułem Tom Clancy's – a w "The Division" owej nie brakuje. Z drugiej zaś to jasne, że przynależność do większej całości miała zachęcić graczy do zakupu zupełnie nowej marki.

Kiedy w 2016 roku wypuszczaliśmy na rynek »Tom Clancy's The Division«, zespół Ubisoft Massive i nasze pozostałe studia rozsiane po całym świecie wiązały z tym tytułem duże nadzieje. Była to pierwsza od 2009 roku nowa marka pod parasolem Toma Clancy'ego, przede wszystkim jednak była to gra ambitna, jakiej nigdy wcześniej nie stworzyliśmy.

– Alain Corre, dyrektor wykonawczy Ubisoft EMEA

Ambicje to jedno, ale "The Division" dało też na sobie zarobić

Tom Clancy's The Division, Ubisoft
Plany rozwoju marki "Tom Clancy's The Division", fot. Ubisoft

Rzeczywiście "The Division" w dużym stopniu zaskakiwało – zwłaszcza realistycznym odwzorowaniem Nowego Jorku, gdzie toczyła się akcja. Mimo wielu ambitnych aspektów gra nie uniknęła oczywiście dość poważnych potknięć. Pobiła przy tym jednak sporo rekordów sprzedażowych, ostatecznie dając Ubisoftowi solidnie zarobić. Dwójka natomiast realizowała wiele aspektów jeszcze lepiej. Na szczególną pochwałę zasługuje tu zresztą fakt, że studio zdało egzamin z kontaktów z odbiorcami.

Liczne poprawki, które wprowadzono, to właśnie zasługa społeczności. Otrzymaliśmy tu także kolejne świetnie odwzorowane miasto – Waszyngton. Główne założenia rozgrywki oraz mechaniki nie uległy znacznym modyfikacjom, ale to jeszcze nie recykling. Nawet to, że jedno z DLC zabrało nas z powrotem do Nowego Jorku, wciąż nie zasługuje na to miano. Fabuła co prawda nie każdemu przypadła do gustu, ale mimo wszystko mogła się podobać.

Jak to zresztą w przypadku ubisoftowego uniwersum Toma Clancy'ego bywa, zapowiedziano już powstanie powieści. Może tam ukojenie znajdą osoby, które rozczarował scenariusz. A skoro już o scenariuszach, Rafe Judkins pisze taki dla filmowej adaptacji uniwersum. Reżyserem produkowane przez Netflixa tytułu został Rawson Marshall Thurber, a przed kamerą pojawią się między innymi Jake Gyllenhaal oraz Jessica Chastain. Zapowiada się więc ciekawie, choć gracze wiedzą, jak to jest z filmowymi adaptacjami gier. Sam Ubisoft ma zresztą na sumieniu kiepskie "Assassin's Creed", którego nie odratowali nawet Michael Fassbender i Marion Cotillard.

Recykling idei nowym znakiem czasów?

Tom Clancy's The Division: Heartland, Ubisoft
"Tom Clancy's The Division: Heartland", fot. Ubisoft

Powielanie mechanik czy nawet assetów to już przeżytek. Ubisoft wciąż w wielu przypadkach woli stawiać na dość powtarzalne, schematyczne rozwiązania, lecz próbuje je maskować coraz to nowszymi elementami. Taka odmiana, którą sprawdzono na serii "Assassin's Creed", przydałaby się obecnie zwłaszcza "Far Cry'owi", ale jakiekolwiek działania w tej materii dowodzą, że studio widzi problem i rosnące oczekiwania graczy. "The Division", które na tle zdecydowanie większych serii nie ma wspomnianych problemów, może jednak wpaść w nieco inną pułapkę – swoisty znak naszych czasów.

Z zapowiedzi Alaina Corre'a wynika bowiem, że pozazdroszczono finansowych sukcesów królowi battle royale, jakim jest "Fortnite", ale i odświeżonemu równie skutecznie, co Asasyni, konkurencyjnemu "Call of Duty". Znienawidzony przez opinię społeczną internetu tytuł Epic Games od lat zarabia krocie. Firmę stać nawet na to, by buntować się wobec zasad mobilnego duopolu Apple-Google! Z kolei Activision|Blizzard dzięki ryzykownemu, bo darmowemu i skupionemu na battleroyalowych założeniach "CoD: Warzone" oraz "CoD: Mobile" zarobiło w zeszłym roku gigantyczne pieniądze (mówi się nawet o dziesięciu miliardach dolarów).

Nie muszę chyba dodawać, że obie te odsłony kultowego przecież "Call of Duty" niejako wywracały do góry nogami całą serię. Battle royale i model free-to-play to jednak rzecz szalenie obecnie popularna. Gry mobilne natomiast, choć nienawidzone przez tru graczy, przynoszą dziś większe zyski, niż te tradycyjne – wydawane na konsole czy komputery. I zgadnijcie co... "The Division" – marka dość unikatowa wśród gier wideo – także w to wejdzie.

Poza powieścią i filmem możemy na razie liczyć na kolejny dodatek do "The Division 2" oraz dwa nowe tytuły. Jeden to "The Division Mobile" – na razie nieco bardziej odległy, a drugi to już zapowiedziane "The Division Heartland". Tytuł zadebiutuje pod koniec tego bądź na początku przyszłego roku i będzie oferowany w modelu free-to-play.

Na razie nie wspomniano o formacie rozgrywki, a jedynie o poszerzaniu perspektywy na uniwersum Toma Clancy'ego. Tytuły darmowe muszą jednak na siebie zarobić, zatem podstawą jest tu multiplayer. Druga sprawa to oczywiście wciągający na dłużej model rozgrywki. Musi on czy to ciekawą zawartością, czy też możliwością rywalizacji z innymi zachęcić gracza do inwestowania czasu – i pieniędzy. Hasło battle royale co prawda nie padło, ale trudno o inne skojarzenia. Szczegóły niestety nie znamy, ale Ubisoft dał nam możliwość udziału w testach tytułu. Tutaj można się na nie zapisać, by z niewielkim wyprzedzeniem przekonać się, jaka jest przyszłość serii "The Division".

Damian Halik

Damian Halik

Kulturoholik, level 99. Czas na filmy, książki, komiksy i gry, generowany gdzieś między pracą a codziennymi obowiązkami, zawdzięcza opanowaniu umiejętności zaginania czasoprzestrzeni.

News will be here