Na księgarskie półki trafiła powieść graficzna "Słyszeliście, co zrobił Eddie Gein?" Harolda Schechtera i Erica Powella. To prawdziwa historia mężczyzny, który był inspiracją dla wielu kinowych morderców, między innymi Normana Batesa z "Psychozy" Hitchcocka. Sprawdzamy, czy jego komiksowe wcielenie jest równie przerażające, co to utrwalone na taśmie celuloidowej.
Album “Słyszeliście, co zrobił Eddie Gein?” przybiera postać klasycznego biopicu. Na przestrzeni ponad dwustu stron czytelnik ma okazję poznać całe życie tytułowego bohatera – od dzieciństwa naznaczonego brakiem akceptacji ze strony rówieśników, przez chorobliwą miłość do despotycznej matki, aż wreszcie po makabryczne zbrodnie i zesłanie do psychiatryka.
Nie licząc krótkiego prologu z czasu premiery “Psychozy”, historia jest opowiadana linearnie, dzięki czemu czytelnik może śledzić stopniowe osuwanie się w szaleństwo Eddiego Geina. W drugiej połowie tomu album może kojarzyć się z dokumentami w stylu true crime – pojawiają się dziennikarze prowadzący śledztwo, a ludzie z otoczenia mordercy oraz psychiatrzy wypowiadają się na temat jego stanu psychicznego.
Eddie Gein – protoplasta seryjnych morderców z Hollywood

Niepozorny Eddie Gein, traktowany jak wioskowy głupek, był jednym z pierwszych seryjnych morderców, którego proces śledziła cała Ameryka. W drugiej połowie lat pięćdziesiątych XX wieku w jego domu odnaleziono zmasakrowane zwłoki kobiety, szczątki przynajmniej kilku trupów oraz wyroby z ludzkiej skóry. Nic dziwnego, że mężczyzna szybko stał się inspiracją dla kinowych morderców. Właśnie jego przypadek sprawił, że najsłynniejsi dziś psychopaci stali się ikonami horrorów.
Pierwszy był Alfred Hitchcock, który postanowił zaadaptować książkę Roberta Blocha. W “Psychozie” (1960) wykreował postać Normana Batesa – cichego mężczyzny, którego najlepszą przyjaciółką była jego własna matka. Mężczyzna rozmawiał ze zwłokami rodzicielki i mordował młode kobiety, przebierając się w jej ubrania. Gein stanowił również niewątpliwą inspirację dla przerażającego Leatherface’a z serii “Teksańska masakra piłą mechaniczną” – tak jak on gustował w tworzeniu masek z ludzkiej skóry. Swój odpowiednik znalazł również w postaci Buffalo Billa z “Milczenia owiec”.
Zaproszenie do umysłu psychopaty

Ze względu na podejmowany temat komiks nie jest przyjemną lekturą. Choć porusza kwestie oklepane (brak akceptacji ze strony rówieśników, chorobliwa miłość do despotycznej matki, fiksacje seksualne – to wszystko już gdzieś widzieliśmy), kolejne strony połyka się w zastraszającym tempie. Całość utrzymano w upiornym, ponurym klimacie, co potęguje oparta na szarościach warstwa graficzna. Charakterystyczny styl rysowania Erica Powella, choć nie tak przegięty, jak w jego bardziej rozrywkowych komiksach, pogłębia makabryczność prezentowanych wydarzeń. Fabuła została opowiedziana z dystansem – autorzy nie grają na emocjach czytelników, brak tu sentymentalizmu czy usprawiedliwiania mordercy.
Gein odcisnął wielkie piętno na popkulturze i kinie grozy. Jednocześnie jego prawdziwa historia jest równie tragiczna i sensacyjna, co stworzone na jej bazie głośne horrory i thrillery. Album “Słyszeliście, co zrobił Eddie Gein?” pieczołowicie odtwarza fakty z przeszłości. W dodatkach, które znajdziemy na końcu tomu, widać, ile pracy włożono w drobiazgowe śledztwo i odnalezienie materiałów źródłowych. Dzięki temu powieść graficzna Harolda Schechtera (specjalisty od literatury true crime) i Erica Powella (autora serii “Goon”) jest równie fascynującą, co przerażającą podróżą w głąb umysłu psychopaty. Polecam, bo album z Wydawnictwa KBOOM to kawał solidnie zrealizowanego komiksu, ale sięgacie po niego na własną odpowiedzialność.