Adam Rusek kontynuuje badania na temat polskiego komiksu. W książce "W królestwie Tytusa de Zoo" skupia się na cyklicznych historyjkach obrazkowych publikowanych w Polsce w latach 1956-1967. Sprawdzamy, czy warto sięgnąć po tę publikację!
Na trzystu dziewięćdziesięciu stronach książki “W królestwie Tytusa de Zoo” Adam Rusek analizuje seriale obrazkowe, które ukazywały się w prasie dla dorosłych i dzieci, a także jako samodzielne wydania w formie książeczek (dziś nazwalibyśmy je albumami). Badania opiera natomiast na stu czternastu tytułach ukazujących się w latach 1956-1967. Przygląda się także autorom ówczesnych komiksów, których jednak nie określano tym mianem (ze względu na niechęć Władzy do ideologicznych konotacji pochodzącego z Zachodu słowa).
Jednocześnie Rusek pochyla się nad sposobami rozpowszechniania oraz popularnością poszczególnych serii. Wskazuje cechy formalne publikowanych serii (pozwalające odróżnić m.in. powieści obrazkowe od komiksów). Kataloguje także chętnie realizowane gatunki (od kryminałów i westernów po formaty reklamowe) oraz typy bohaterów komiksowych. Wszystko uzupełnia o bogaty kontekst historyczny, pokazujący nie tylko jak na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych wyglądała prasa codzienna w Polsce, ale i postrzeganie popkultury.
“W królestwie Tytusa de Zoo” – komiksowa archeologia

Czytając kolejne rozdziały “W królestwie Tytusa de Zoo”, trudno nie czuć respektu dla tytanicznej pracy autora. Adam Rusek ma nie tylko olbrzymią wiedzę, którą potrafi usystematyzować i atrakcyjnie przedstawić czytelnikowi. Posiada również ogromny zapał do pracy, ambicje i zamiłowanie do tytanicznej pracy. Drobiazgowe badania prasy sprzed plus-minus sześćdziesięciu lat to zajęcie żmudne i niewdzięczne – zwłaszcza że imponujący efekt researchu zainteresuje tylko garstkę zapaleńców.
Poza warstwą merytoryczną, która na każdym kroku robi wrażenie, “W królestwie Tytusa de Zoo” może natomiast zaskarbić sobie uznanie czytelników dzięki formie wydania. Wydawnictwo Komiksowe, stojące za publikacją omawianej książki, nie tylko stanęło na wysokości zadania pod kątem edytorskim, ale zadbało również, by suche fakty nie przytłoczyły czytelników.
Tom jest również bogato ilustrowany archiwalnymi materiałami prasowymi. Na kolejnych stronach można oglądać paski komiksowe, pojedyncze rysunki, całe plansze oraz mniejsze i większe fragmenty komiksów z omawianego okresu. Pozwala to uzmysłowić sobie różnorodność publikowanych treści, a także przeczytać fragmenty historyjek, o których z takim zapałem pisze Rusek.
Dwie twarze Tytusa

Tu warto zadać sobie zasadnicze pytanie: do kogo skierowana jest publikacja Ruska? Czy “W królestwie Tytusa de Zoo” ma szansę zainteresować szeroką publikę? Odpowiedź wydaje się skomplikowana. Z jednej strony większość opisywanych w tomie publikacji to ramotki, opowiadane nieudolnie przy użyciu archaicznych środków wyrazu. Często nieudane eksperymenty, które dzisiejszego czytelnika mogą obchodzić tyle, co zeszłoroczny śnieg. Z drugiej strony należy pamiętać, że w opisywanym okresie na łamach prasy publikowali tacy artyści jak Papcio Chmiel, Janusz Christa czy Jerzy Wróblewski.
To nazwiska słusznie uznawane dziś za żelazną klasykę polskiego komiksu. Ich dzieła wznawiane są do dziś i wciąż cieszą się popularnością wśród kolejnych pokoleń czytelników. Te najbardziej rozpoznawalne tytuły mogą przyciągnąć czytelników nostalgią – nieprzypadkowo właśnie Tytus trafił na okładkę książki. Jednocześnie taki skok na główkę w przeszłość to fascynujące doświadczenie. Ciekawie jest zestawić ze sobą dzisiejsze standardy tworzenia i wydawania opowieści obrazkowych z nieraz partyzanckimi realiami, o których pisze Rusek.
Lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte były przedziwnym okresem w historii rodzimej popkultury. Autorzy często poruszali się po omacku, a zachodnie inspiracje na zmianę były ideologicznie potępiane lub okazywały się kluczem do sukcesu. Wiele serii tworzono w starym stylu (obrazkom towarzyszyła wierszowana narracja umieszczona pod kadrami), bojąc się formalnych eksperymentów. Niektóre powstawały z potrzeby serca, inne na zamówienie w celach czysto zarobkowych, jedne tworzyli wykształceni plastycy, drugie publikowano anonimowo.
Skarbnica wiedzy o polskim komiksie

Dla mnie książka “W królestwie Tytusa de Zoo” okazała się fascynującą lekturą. Mimo że sam urodziłem się na początku lat dziewięćdziesiątych i wychowałem na komiksach TM-Semic, “Kaczorze Donaldzie” oraz ukrywanych przed rodzicami “Produktach”, to ogrom wiedzy, jaką Adam Rusek upchnął na stronach swojej książki, jest porywający. Choć nie patrzę nostalgicznie na opisywane komiksy, trudno mi nie docenić pracy, jaką autor włożył w powstanie omawianej publikacji.
Opowieść Ruska jest często porywająca, zwłaszcza gdy traktuje o starciu bezdusznych, PRL-owskich realiów z kreatywnością twórców. W zalewie nieudolnie zrealizowanych komiksów narodziło się wówczas kilka kultowych tytułów, które – choć artystycznie dojrzalsze i po prostu ciekawsze – wpisywały się w szerszy obraz komiksowego rynku. Książka ta zawiera zatem konkretną dawkę wiedzy i niemal sto stron przypisów, zestawień, tabel oraz indeksów.
Mimo naukowego charakteru “W królestwie Tytusa de Zoo” to przede wszystkim barwna opowieść o czasach dawno minionych i raczkującym odłamie polskiej popkultury. Stanowi gratkę zarówno dla prawdziwych fascynatów, którzy chcą uzupełnić już posiadaną wiedzę, jak i dobry punkt wyjścia dla wszystkich zainteresowanych specyfiką rodzimego rynku sprzed wielu lat oraz ewolucją komiksowego medium.