Atmosphere – "So Many Other Realities Exist Simultaneously", fot. Rhymesayers

Legendarny duet Atmosphere powraca z nowym albumem. To płyta, która stanowi esencjonalny dowód na nieuchronny tragizm, jaki rządzi losem niemalże każdego undergroundowego (w tym wypadku indie-rapowego) projektu muzycznego.

Choć “So Many Other Realities Exist Simultaneously” kusi spektakularnym tytułem, to już jego zawartość jest nieco mniej spektakularna. Kolejne dzieło Anta i Sluga jest po prostu solidnym wyrobem dźwiękowym. W 2023 roku podziemny hip-hop w wykonaniu tego duetu jest firmowany przysłówkiem dość. Album o długiej nazwie proponuje utwory dość emocjonalne, dość chwytliwe, dość interesujące. Znany fanom Atmosphere ascetyczny, brudny rap o perypetiach wrażliwej jednostki wepchniętej w objęcia niewrażliwego świata jest tym razem jedynie robotą na tróję z plusem, a nie artystycznym objawieniem w rodzaju kultowego “God Loves Ugly”.

To trajektoria kariery charakterystyczna dla większości artystów, których (nieco upraszczając) można zaliczyć do pojemnej kategorii podziemia

Odsłuch całego albumu

Sztuka niezależna jest budowana na fundamencie negatywności. Zdobywa estymę poprzez swoją osobliwą dialektykę – dopisuje bezkompromisową antytezę tezie sztuki głównego nurtu. Jednakże jej antagonizm nie ma wiecznej daty ważności. W pewnym momencie te zasoby energii krytycznej wyczerpują się i artysta undergroundowy musi porzucić negatywność na rzecz afirmacji.

Atmosphere brzmi obecnie właśnie jak duo unikające konfrontacyjnej formuły ze względu na to, że ta formuła już się wyczerpała. Tragizm polega jednak na tym, że decydując się na akcję afirmatywną, próbuje skonstruować narrację, nie mając odpowiednich narzędzi. Te bowiem nie mogły zostać wykształcone przez lata posługiwania się narzędziami krytycznymi.

Ponieważ artyści podziemni (w przeciwieństwie do głównonurtowych) świadomie lub nieświadomie biorą udział w procesie powolnego i metodycznego zaniku, ich afirmacja wydaje się w pewnym momencie koniecznością

Klip do singla promującego album

Uparte obstawanie przy taktyce dialektycznej w momencie, gdy ich niszowość pogłębia się, zamiast zmniejszać, a siła rażenia słabnie, zamiast się wzmacniać, wypadłoby co najmniej groteskowo. Byłby to niezależny odpowiednik podstarzałej gwiazdy rocka, która w XXI wieku wciąż zachowuje się, jakby hasło sex, drugs & rock’n’roll miało mieć nieironiczne znaczenie. W rezultacie muzycy tacy jak Atmosphere dochodzą do skrajnie paradoksalnego punktu bez wyjścia.

Ponieważ reprezentują undergroundowy etos, który ceni sobie przede wszystkim honor i pewien (niekomercyjny) prestiż, nie mogą sobie pozwolić na popadanie w śmieszność. Nie mogą więc wciąż udawać potężnych krytyków status quo, kiedy status quo przestaje interesować ich krzyk sprzeciwu. Z tego powodu popełniają dzieła letnie, bardziej umiarkowane formalnie i emocjonalnie.

Tym sposobem stają się pokorniejsi i filozoficznie zbliżają się do ideologii głównego nurtu, wobec której kiedyś mieli wyłącznie zastrzeżenia. Tragizm tej sytuacji jest podwójny. Nie dość, że Atmosphere nie ma możliwości odtworzenia wigoru swoich najsłynniejszych dokonań, to na dodatek zwrot ku bezpiecznej afirmacji nie zapewni im wcale masowego sukcesu, bo na taki obrót sprawy jest już zdecydowanie za późno.

Nowa propozycja od Atmosphere wyraża więc moment, który w końcu nadchodzi w życiu każdego niszowego artysty

Teledysk do jednego z utworów

To moment pokory wobec własnej, świadomie wybranej artystycznej ścieżki. Ścieżki, która ostatecznie więcej zabiera, niż daje. Pozostaje mieć jednak nadzieję, że było warto.

Łukasz Krajnik

Łukasz Krajnik

Rocznik 1992. Dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling