News will be here
Kadr z klipu do promującego EP-kę utworu "Sadza" (reż. Monika Brodka/Kajetan Plis), fot. Kayax

Monika Brodka prezentuje nam swoją najnowszą EP-kę. Jest to projekt żałobny, opłakujący nieudane wizje znajdujące się na jej poprzednich, jeszcze długogrających dokonaniach.

Najnowsza propozycja od Moniki Brodki to dwudziestodwuminutowa EP-ka nawiązująca do dwóch poprzednich płyt artystki – “Clashes” i “Brut”. Oczywiście “Sadza” nie jest dosłowną reinterpretacją tych albumów, ani też nie jest żadnym frywolnym autopastiszem. Natomiast wymiar brzmieniowy oraz tekstowy miniprojektu wraz z wymiarem wizerunkowym autorki tworzą tu trójwymiar rozczarowania i utraty złudzeń względem ambicji tytułów z 2016 i 2021 roku.

Brodka reżyseruje istny spektakl rezygnacji

Klip do tytułowego singla

W mniej niż dwa kwadranse udaje jej się zrezygnować ze wszystkiego, o czym fantazjowała do tej pory. Nie ma już śladu po spektakularnych narracjach, kosmopolitycznych pragnieniach i performatywnym imago scenicznym. Jedyna, prawdziwa zwyciężczyni “Idola” zupełnie odcina się od quasi-Orwellowskich, quasi-Atwoodowskich opowieści o dystopijnych nadbudowach codzienności. Po Brut-owych grach w skojarzenia, które próbowały przekonać słuchacza do wiary w ciężar gatunkowy pop-socjologii, nie ma już śladu.

Wokalistka uznaje je za całkowicie przeterminowane i postanawia zatomizować swoją Kayaxową poezję. Nie mówiąc już o wielościach, skupiając się na sobie samej (jednostkowej, intymnej, egoistycznej), przyznaje się do porażki spektakularnych aspiracji poprzedniego projektu. Co więcej, po ponad dekadzie angielskich wojaży lirycznych artystka wraca do języka polskiego. W duchu patriotycznego zrywu kolegi po fachu (“10 piosenek, które napisałem i zaśpiewałem po polsku”), Brodka aż siedem razy wyznaje miłość frazie ojczystej.

Ten ruch również możemy nazwać aktem kapitulacji odnoszącym się do “Clashes” i “Brut”. Marzenie o kulturowej kolonizacji Zachodu prysło jak bańka mydlana. Zangielszczone wersy oraz zangielszczona produkcja dały niezbyt upragniony rezultat – funkcjonowanie jako zangielszczona polska artystka słuchana przez polskich słuchaczy i promowana w polskich mediach. Klęska eksportowego planu jest więc teraz opłakiwana bardzo smutną miarą – bardzo niedobrymi tekstami po polsku na “Sadzy”.

Dojmującą nutę rozczarowania odnajdujemy też w molowym, trip-hopowym brzmieniu EP-ki

Teledysk do drugiego singla promującego “Sadzę”

Brodka posiłkuje się tu producenckim warsztatem 1988 – muzyka znanego przede wszystkim z eksperymentalnego duetu hip-hopowego Syny. Wokalistka śpiewa, rapuje i melodeklamuje do gęstych, ślamazarnie snujących się bitów wskrzeszających brytyjskie upiory lat dziewięćdziesiątych. Inspiracja spuścizną Massive Attack i Tricky’ego jest odbiciem podwójnie smutnej artystycznej katastrofy.

Po pierwsze, oznacza ona ostateczny akt desperacji po nieudanych flirtach z progresywnym potencjałem art-popowych rekwizytów. Artystka decyduje się na rozpaczliwy krok ku zachowaniu pozorów niesztampowości, sięgając po stylistykę umarłą. Robi to jednak tylko dlatego, że nie sięga po nią nikt inny. Po drugie, Brodka podświadomie wybiera gatunek ewokujący słodycz stanu niebycia, estetykę rozmytego, wegetującego dźwięku. Wręcz naturalnie przychodzi jej na myśl obwieszczenie własnej artystycznej porażki przy pomocy muzyki kojarzącej się z zamrożonymi w czasoprzestrzeni napisami końcowymi do kroniki śmierci ludzkiej witalności.

Swoistym podsumowaniem refleksji nad własną kreatywną porażką jest wizerunkowa zmiana, a raczej przejście z wizerunku w antywizerunek

Wywiad z Moniką Brodką

Polemizujący z androgenicznością image Brodki z “Clashes”, a także Brodka jako upopowiony, neototalitarny cyborg z “Brut” to koncepcje, które już dawno rozpłynęły się w powietrzu. W klipach do “Sadzy” oraz wywiadach ją promujących artystka jest po prostu normalsem. Nie mogąc (mimo szczerych chęci) przywdziać kameleonowych skór Davida Bowiego czy Marilyna Mansona, postanawia ubrać uniform powszedniości.

Po dostrzeżeniu banału wyzierającego z dotychczasowych prób wizerunkowej performatywności decyduje się na pogodzenie się z nim poprzez unicestwienie intertekstualnych pretensji. Zamiast tego Brodka wybiera egzystowanie w ramach gołej trywialności scenicznego oblicza. “Sadza” jest więc poniekąd dziełem rozliczeniowym. Popowa megagwiazda przyznaje się w nim do tego, że nie udało jej się wyjść poza szablon lokalności, w jakim tkwi od swojego fonograficznego debiutu.

Owa lokalność ma znamiona geograficzne (polska piosenkarka nieumiejąca sprzedać swojej sztuki poza granicami kraju), ale też czysto kreatywne (autorka śniąca o progresywności własnej wizji zderza się z naskórkowym schematyzmem swoich inspiracji). Brodce wystarczą więc zaledwie dwadzieścia dwie minuty, by obwieścić klęskę, którą ponosi nie tylko ona, ale też znaczna część rodzimego popowego uniwersum.

Łukasz Krajnik

Łukasz Krajnik

Rocznik 1992. Dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling

News will be here