News will be here
Okładka płyty “Lata dwudzieste" Dawida Podsiadły

Dawid Podsiadło powraca z nowym albumem, którego największą wartością jest chyba to, że zupełnie przez przypadek diagnozuje najistotniejsze problemy obecnej dekady.

“Lata dwudzieste”, czyli czwarty album Dawida Podsiadły, to projekt naszpikowany emblematami dekady. Młody twórca szkicuje na nim swój aktualny autoportret oraz portret współczesności w ogóle. Portret tyleż interesujący, co nieudany albo udany dzięki swojemu nieudaniu.

Z premierowych piosenek wyłania się esencjonalny obraz dzisiejszego dwudziestokilkulatka

Postironiczna akcja promocyjna płyty “Lata dwudzieste”

Najnowsze kompozycje Podsiadły odmalowują oblicze jednostki zagubionej w rytmie pośpiechu, oszołomionej deficytową nostalgią oraz wysterylizowanej charakterologicznie przez własną postironiczną apolityczność. W niedostatkach aranżacyjnych, a także tekstowych, niczym w zwierciadle odbijają się fundamentalne problemy pokolenia. Podsiadło nie jest jednak głosem generacji (to zakładałoby w pełni świadomą moc sprawczą jego sztuki), a raczej jej efektem ubocznym.

“Lata dwudzieste” definiuje melodia gorączkowej gonitwy. Niecierpliwe utwory nie dają sobie czasu na budowanie napięcia. Natychmiast przeprowadzają spektakularny desant na wrażliwość odbiorcy. Skrzą się od pstrokatości dance- i synthpopowej, która zostawia w uszach słuchacza wrażenie zagracenia teksturami. Pośpiech jest wyczuwalny również w śpiewanych przez autora wersach.

Podsiadło ściga się z niedoścignioną rzeczywistością i próbuje schwytać wszystkie swoje myśli w sieć parasocjologicznych obserwacji. Efekt jego lirycznych starań jest niedoskonały, gdyż potrzeba aktualności wypiera w nich potrzebę dogłębnej refleksji. Muzyczne i tekstowe nadtempo jest bezpośrednim odzwierciedleniem FOMO (Fear Of Missing Out) – choroby symptomatycznej dla XXI wieku, a objawiającej się uczuciem kolejnych sekund przeciekających nam przez palce.

“Lata dwudzieste” to również płyta wyrażająca wiecznie niespełnione pragnienie

Podsiadło mierzy się z pojęciem nostalgii

Dotyka problemów typowych dla dzisiejszych dwudziestokilkulatków – tęsknoty za prawdziwą tęsknotą, nostalgii do idei pełnokrwistej nostalgii. Autor słynnego “Małomiasteczkowego” szafuje artefaktami przeszłości, przywołując na przykład ikoniczne dla lat dziewięćdziesiątych tazosy, a także zestawia minioną już dziecinno-nastoletnią niewinność z realiami dorosłości. Natomiast jego retroaktywne namysły przywodzą na myśl pozbawione zniuansowania przypisy, które same siebie wyrzucają gdzieś poza margines uwagi odbiorcy.

Brak im choćby odrobiny rewizjonistycznego ducha. Są własnymi, bezkrytycznymi pastiszami. Oto więc kolejny symptom przeżywania swoich lat dwudziestych w epoce lat dwudziestych – permanentne zawieszenie w martwym punkcie pomiędzy pokoleniem starszym (tym, które ma przywilej odtwarzania analogowej melancholii) i pokoleniem młodszym (tym, które ma pełne prawo do odrzucenia wczorajszych żądz i zastąpienia ich zcyberpunkizowanymi, ztiktokowanymi wykrzyknikami).

Wreszcie, jest to album w pewnym sensie apolityczny

Podsiadło mierzy się z socjologiczną publicystyką

Nie dosłownie, albowiem Podsiadło dość często nawiązuje do aktualnych społecznych problemów (rezultat wspomnianej wcześniej FOMOmizacji jego przekazu). Chodzi raczej o konkretny rodzaj wygodnego cynizmu, jakim posługuje się jednostka żyjąca w bieżącej dekadzie XXI wieku. ”Lata dwudzieste”, gdy już wchodzą w jakąś polemikę światopoglądową, robią to raczej hasłowo, a nie obszernie, raczej z dystansem, a nie emocjonalnie i raczej centrystycznie niż radykalnie.

Innymi słowy, artysta wyrabia sobie niezwykle poręczną pozycję zdroworozsądkową – nie może przegrać, ponieważ nie rości sobie pretensji do triumfu. Neutralna temperatura jego sądów sugeruje, że nie jest po stronie ani Tych, ani Tamtych. Stosuje więc współczesną taktykę postironiczną – świadomie opowiada słuchaczowi dowcip bez puenty, aby uniknąć ryzyka kompromitacji, jakie niesie ze sobą potencjalnie nieśmieszna puenta.

Niedoskonałość “Lat dwudziestych” należy nie tyle uznawać za wadę, ile rozumieć ją jako dziejową konieczność. Czwarta płyta Dawida Podsiadły jest bowiem dokładnie taka, jaka być powinna – ulepiona z symboli 2022 roku. Być może ten patchworkowy pejzaż nie jest do końca satysfakcjonujący, ale za to szczery w swoich intencjach.

Łukasz Krajnik

Łukasz Krajnik

Rocznik 1992. Dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling

News will be here