Ryuichi Sakamoto – "12", fot. Milan Records

Kolejny projekt Ryuichiego Sakamoto jest przedsięwzięciem niezwykle poruszającym. Album zatytułowany "12" to spirytualna odyseja w głąb krainy Tanatosa.

Wieloletnia kariera Ryuichiego Sakamoto obfituje w znakomite albumy spod znaku szeroko pojętej muzyki elektronicznej. Artysta przez lata uprawiał sztukę z pogranicza ambientu, synthpopu oraz elektro, często zahaczając o poziom muzycznego arcydzieła. Dziś natomiast legendarny muzyk proponuje nam swoją prawdopodobnie najbardziej dojrzałą płytę.

“12” jest tytułem dość wyjątkowym, gdyż wiąże się z życiem osobistym autora. Materiał zainspirowała bowiem trudna sytuacja, w jakiej znajduje się obecnie ten słynny japoński muzyk. Członek kultowego zespołu Yellow Magic Orchestra od jakiegoś czasu walczy z rakiem i choć jego publiczne wypowiedzi na ten temat nie są obciążone fatalistycznym tonem, na pewno jest to bardzo wyczerpująca i tragiczna bitwa.

Wydaje się, że tą płytą Sakamoto pragnął dokonać aktu absolutnej akceptacji własnej śmiertelności

Atmosfera całego krążka jest mocno medytacyjna. Spokojne, niespieszne kompozycje raczej żyją w zgodzie z kojącą ciszą, niż próbują ją zagłuszyć. Takie podejście do spraw ostatecznych jest rodzajem spełnienia, nie tyle artystycznego, ile po prostu ludzkiego. Sakamoto jawi się jako osoba, która dopiero teraz stała się charakterologicznie i egzystencjalnie pełna, ponieważ jest w stanie stoicko rozmawiać z Tanatosem. Słuchacze są zaś cichymi obserwatorami tych wyjątkowych scen dialogowych.

Wypływająca z “12” refleksję na temat śmierci możemy uznać za miarę życia. Artysta nie popada w otchłań. Jego utwory nie noszą znamion spirytualnego horroru, jakiego możemy się spodziewać podczas konstruowania myśli dotyczących końca. W tych utworach pulsuje raczej pewien rodzaj paradoksalnej witalności. Takiej, która może zostać osiągnięta, dopiero kiedy jej śmiertelny cień zostanie w pełni zaaprobowany przez człowieka.

Patronująca albumowi oszczędność formalna przywodzi na myśl wywodzącą się z azjatyckiej tradycji filozoficznej ideę Wu Wei

Rozmowa z Ryuichim Sakamoto

Koncepcja, którą zrodziła starożytna myśl zen, polega na duchowym poddaniu się działaniu uniwersum. Nie chodzi tu o absolutną bierność, a raczej pozwolenie sobie na dryfowanie wśród codzienności, niewkładania nadproduktywnego wysiłku w dzień powszedni. Tyczy się to wszystkich sfer życia – pracy, czasu wolnego czy także mierzenia się z tak trudnymi tematami, jak śmierć.

Melodie, które ozdabiają “12” również dryfują. Nie narzucają się uwadze słuchacza i nie starają się z całych sił przekonać o swojej wyjątkowości. Z drugiej strony mają w sobie ukryte, subtelne piękno, które tożsame jest z lekkością formy przypominającą etykę przytoczonego wcześniej prastarego konceptu. Niemalże wszystkie utwory są ułożone według chronologii ich powstawania. Nie mają tytułów – są oznaczone osobliwymi, anonimowymi numerami.

Sprawiają wrażenie wyimków z muzycznego dziennika. Notesu, w którym Sakamoto zapisał serię cichych duchowych rytuałów. Taka stylistyka nadaje płycie bardzo intymnego charakteru. Wręcz wydaje się, że obcujemy z czymś, co najintymniejsze – żywymi, podskórnie pulsującymi myślami autora. Dzięki temu “12” wywołuje satysfakcję, której nie da się porównać z niczym innym. Nie jest to standardowa frajda spowodowana odsłuchem interesującego albumu, a raczej przyjemność kontemplacji, mogąca potencjalnie przeobrazić się w spirytualne uniesienie.

Łukasz Krajnik

Łukasz Krajnik

Rocznik 1992. Dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling