News will be here
Sufjan Stevens – "Reflections", fot. Asthmatic Kitty Records

Singer-songwriter to zmyślna zbitka słowna, która określa wieloletnią amerykańską tradycję muzyczną. Tym chwytliwym hasłem określało się (i dalej określa) takie tuzy jak Bob Dylan, Lou Reed czy Leonard Cohen. Ów "piosenkopisarz" lub "piosenkopisarka" to po prostu twórca wybitnie osobistej, autorskiej muzyki definiowanej przez dwa fundamentalne elementy...

Mowa oczywiście o silnej inspiracji folkowo-bluesową tradycją Stanów Zjednoczonych oraz równie silnym skupieniu się na treści wyśpiewywanych słów. Do nieco bardziej współczesnego grona kontynuującego projekt wszystkich Cohenów tego świata zalicza się również bohater niniejszego tekstu – Sufjan Stevens. Dzięki tak wyśmienitym albumom, jak “Seven Swans”, “Illnois” czy “Carrie & Lowell”, na stałe wpisał się on do kanonu poetów z gitarą.

Kultowy wręcz status, jaki uzyskał dzięki swoim najsłynniejszym płytom, nie ma jednak nic wspólnego z tym, co artystę interesuje obecnie. Od mniej więcej sześciu lat obdarzony anielskim głosem twórca coraz bardziej oddala się od piosenkowej estetyki na rzecz eksperymentów. Większość ostatnich płyt Stevensa skłaniało się ku awangardowej elektronice, a to, co prezentuje słuchaczom w tym roku, jest z kolei flirtem z muzyką poważną.

“Reflections” to trzydziestominutowa muzyczna ilustracja baletu

Odsłuch całego albumu

Kooperacja z Timo Andresem i Conorem Hanickiem wydaje się ostatecznym dowodem na to, że Sufjan zerwał z etykietkę singer-songwriterską. Na zawartych tu kompozycjach nie uświadczymy zapadających w pamięć melodii, lirycznych tekstów czy przejmujących wokali artysty. Zamiast tego otrzymujemy siedem średniej długości kompozycji, które chyba lepiej sprawdzają się jako tło spektaklu niż dźwiękowy spektakl sam w sobie.

Muzyka poważna w jego wydaniu jest eksperymentem, ale jedynie połowicznie. Owszem, w zestawieniu z innymi dokonaniami artysty wybór akurat takiej formy przekazu kreatywnych myśli wydaje się zupełnie osobny. Brzmi to przecież tak, jakby Sufjan Stevens – jeden z najważniejszych współczesnych singer-songwriterów – w końcu zaniemówił i pośrednio ogłosił śmierć gatunku.

Z drugiej jednak strony, przysłuchując się “Reflections” nieco poza kontekstem zaskakującej wolty, można dojść do wniosku przeciwnego. Otóż wszystkie te refleksyjne utwory są tak skrajnie bezpretensjonalne, zwiewne i lekkie, że aż porażają swoją niezobowiązującą stylistyką. Szokuje natomiast nie tyle sama zmiana formy, ile niemiłosierna letniość materiału.

Sufjan być może odszedł od melodyjności popu, ale wpadł w objęcia muzyki poważnej o jeszcze bardziej nieznośnie przystępnym obliczu

Sufjan Stevens podczas wykonywania jednego z utworów na żywo

Jego kompozycyjna wrażliwość tym razem okazuje się wrażliwością kuratora playlisty stworzonej na zlecenie właściciela luksusowego hotelu poszukującego eleganckiej nieinwazyjności sonicznej w tle. Na pewno należy oddać autorowi słynnego “Illnois”, że jest twórcą poszukującym. Jego mistrzowie, tacy jak Cohen czy Dylan, nie byli nawet w połowie tak eklektyczni. Wydaje się jednak, że różnorodność estetyczna jego ostatnich albumów nie idzie w parze ze wzmożoną kreatywnością. Niestety, Sufjan Stevens chwyta się nowych gatunków, ale już od jakiegoś czasu nie potrafi schwytać nowych inspiracji.

Łukasz Krajnik

Łukasz Krajnik

Rocznik 1992. Dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling

News will be here