Taco Hemingway – "1-800(OŚWIECENIE)", fot. Taco Corp/2020

Czołowy przedstawiciel polskiego "inteligentnego i świadomego" hip-hopu wraca po krótkiej przerwie. Mogłoby się więc zdawać, że te kilka lat milczenia powinno zaprocentować albumem głodnym komercyjnego i artystycznego sukcesu nagranym przez twórcę stęsknionego za możliwością publicznej wypowiedzi.

Nic bardziej mylnego!

Najnowsze dzieło warszawskiego rapera jest konceptualnym albumem pozbawionym konceptu. Piętnaście utworów oraz niedostatecznie zabawnych przerywników teoretycznie funkcjonuje pod wspólnym mianownikiem słuchowiska radiowego, jednakże w istocie owa klamra narracyjna sprawia wrażenie nieudolnie sklejonego post factum, a nie precyzyjnie wdrożonego w życie przemyślanego planu.

Najnowsze dzieło warszawskiego rapera jest też pop rapem pozbawionym popu.

Jeden z utworów z najnowszej płyty

O dotychczasowych dokonaniach połowy duetu Taconafide można mieć rozmaite opinie, lecz jedno jest pewne - zdarzało mu się (i to kilkukrotnie) popełniać utwory co najmniej chwytliwe, czy wręcz przebojowe. Owszem, nigdy nie dosięgał lirycznego Olimpu, ani też nie startował do wyścigu o laur najbardziej charyzmatycznego współczesnego pieśniarza (udział Taco w takich zawodach byłby przecież kompletną abominacją), jednakże od czasu do czasu potrafił trafić w dziesiątkę, jeśli chodzi o potencjalną szlagierowość refrenów. Tymczasem na “1-800-OŚWIECENIE” Taco nie jest w stanie zaoferować nam nawet tego. Nie udaje mu się wypracować absolutnego minimum, jakiego oczekuje się od najpopularniejszego rapera w kraju.

Wreszcie, najnowsze dzieło warszawskiego rapera nie jest wcale najnowsze.

Jeden z premierowych utworów

To, że kompozycyjnie wypada jak odbitka przejrzałego piosenkopisarstwa, można jeszcze wybaczyć. W końcu nie należy oczekiwać od gwiazdy porzucenia receptury, która uczyniła z niej gwiazdę. Natomiast towarzyszący brzmieniowemu recyklingowi społeczno-polityczny komentarz jest elementem sprawiającym znacznie bardziej intensywny ból poznawczy. Taco, po raz siódmy (albo -nasty, jeśli policzymy też EPki) opowiada identyczną anegdotę o wielkomiejskim życiu wykształconego młodego człowieka, ukształtowanego przez zniekształcające esencję doświadczenia codziennego idee zaczerpnięte ze stronic popularnych tygodników opinii. Od wydanego w 2016 “Marmuru” w tej kwestii nie zmieniło się właściwie nic. Filip Szcześniak dalej szpikuje swoje wersy neoliberalnym, konsumpcjonistycznym antykonsumpcjonizmem, poddającym kapitalizm powściągliwej prawiekrytyce, zaczynającej się i kończącej na intelektualnej wydajności gestu estetycznego. Demokracja, ekologia, hedonizm, laicyzacja - Taco Hemingway żongluje tymi pojęciami z wulgarnością milionera publicznie oddającego skrawki swojej fortuny na cele charytatywne.

Krótko mówiąc, nie da się potraktować tytułowego oświeceniowego hasła inaczej niż ironicznie. Światopoglądowe iluminacje autora plasują się bowiem gdzieś pomiędzy wstępniakami "Newsweeka" i społecznie zaangażowaną gałęzią rodzimego stand-upu - chełpią się maksymalną progresywnością fraz obdarzonych poziomem świadomości ideologicznej równemu zeru.

Łukasz Krajnik

Łukasz Krajnik

Rocznik 1992. Dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling