News will be here
Kręcąc się w kółko (The Weeknd – "Dawn FM")

The Weeknd przyznał w jednym z wywiadów, że niemożność stworzenia następcy hitowego krążka "After Hours" doprowadziła go na skraj depresji. Po dwóch latach nieudanych prób autor "Starboya" postanowił zmienić plany. Wybrał mniej wymagającą ścieżkę, zamiast bić się z widmem komercyjnego sukcesu z 2020 roku. Tak powstał projekt pozbawiony pretensji do podbijania rankingów.

Swobodne podejście artysty do swojego dzieła okazuje się jednak kijem o dwóch końcach

Wybuchowy klip do jednego z singli

Owszem, Abel przerwał swój wielomiesięczny impas twórczy, a być może nawet zreperował kondycję psychiczną. Przy okazji nagrał jednak piosenki zbyt zadowolone z siebie, by mogły dostrzec własną niechlujność. Efektem ubocznym owej kreatywnej niestaranności jest niezwykle konwencjonalna struktura albumu. Spuszczając z tonu, Abel spuścił powietrze ze swojej popowej pomysłowości.

W 2022 roku muzyczna narracja podawana w formie słuchowiska radiowego jest niczym innym jak formalnym sflaczałym balonem. Tę koncepcję można nazwać antynostalgicznym retro – czymś odwołującym się do idei, za którą nikt tak naprawdę nie tęskni. Nic dziwnego, że w rolę DJ-a wciela się tu Jim Carrey. Popularny aktor jest przecież żywym symbolem przeterminowanych, popkulturowych wspomnień.

The Weeknd odpuszcza sobie też jakiekolwiek kombinacje brzmieniowe i aranżacyjne

Pełny odsłuch płyty

Znów zupełnie bezcelowo biega w synthpopowym kołowrotku, w którym zadomowił się sześć lat temu. Współzałożyciel wytwórni XO celuje w tytuł najbardziej ekologicznej gwiazdy dekady. Bezczelność jego kompozytorskiego recyklingu zawstydza bowiem nawet największych orędowników sztuki pastiszu jak Anderson .Paak czy Tyler, the Creator (który zresztą pojawia się na płycie). Synthpop, dance-pop, disco – gatunki, które dawno temu kojarzyły się z eksplozją kreatywności, tutaj przypominają niemrawe duchy snujące się od głośnika do głośnika w poszukiwaniu choćby jednego oryginalnego refrenu.

"Dawn FM" kompletnie nieświadomie kpi sobie z trendu wskrzeszania dźwięków lat osiemdziesiątych. To nie żaden pastisz czy hołd, a niezamierzona parodia. Wyraz kapitulacji artysty, który przerażony blokadą twórczą zdecydował się wygenerować nowy album w punkcie ksero. Jeśli jeszcze kilka lat temu dostrzegaliście kreatywną witalność w nowoczesnych symulakrach myśli Giorgio Morodera, to dziś powinniście schować te złudzenia do kieszeni. Żyzna gleba stała się bowiem surową pustynią, a świeżość tych reinterpretacji to jedynie atrakcyjna fatamorgana.

Epileptyczne wideo do pierwszego singla z płyty
Łukasz Krajnik

Łukasz Krajnik

Rocznik 1992. Dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling

News will be here