News will be here
Ktoś tu ma dobry humor! (Tyler, the Creator – "Call Me If You Get Lost")

Teraźniejsze oblicze tego artysty to efekt artystycznej ewolucji rozpoczętej przez płytę "Wolf" i kontynuowanej na kolejnych trzech krążkach. Obecnie Tyler, the Creator jest już po uszy zanurzony we wszystkich przyjemnościach dźwiękowego eskapizmu. Najnowszy projekt Amerykanina może pochwalić się wręcz imprezową stylistyką. Nawet bardziej agresywne numery jak "Lemonhead" odznaczają się gładką, prawie taneczną produkcją. Wypolerowane, lekkie jak piórko aranżacje zbliżają go do jego idoli – Pharrella i Kanye.

To album wyrażający tęsknotę za beztroską zabawą definiującą amerykański hip-hop lat zerowych

Tyler, the Creator z zamierzchłych czasów - postać z Waszych koszmarów

Skrzące się optymizmem melodie stanowią antidotum na współczesny, mroczny dekadentyzm spod znaku Future'a i pierwszych nagrań The Weeknd. Już rozpoczynające płytę okrzyki DJ-a Dramy (autora esencjonalnych dla wspomnianych idyllicznych czasów mixtape'ów) przywołują ducha tej przaśnej zabawy. Co więcej, następujące po nich muzyczne momenty eskalują sielankową atmosferę. Tyler, the Creator pozwala na złapanie oddechu odbiorcom zmęczonym wampirycznością dzisiejszego głównonurtowego rapu. Obcując z niewinnie radosnym "Call Me If You Get Lost", można wręcz stwierdzić, że artysta nareszcie dojrzał do tego, by zdziecinnieć.

W całym tym energetycznym, funkowym kolażu nie zabrakło jednak miejsca na szczyptę introwertyczności w stylu nastoletnich projektów Tylera. Warstwa instrumentalna nawołuje do tańca, lecz jednocześnie liryka co jakiś czas zahacza o tematykę problematycznych perypetii sercowych. Zderzenie ekstrawertycznych dźwięków z introspekcją słowną przed laty skutkowało u tego artysty sztuką nasączoną pierwotną agresją. Obecnie połączenie dwóch żywiołów kieruje Tylera ku jaśniejszym refleksjom. Autor kultowego "Yonkers" osiągnął stan zen i nauczył się podchodzić do swego emocjonalnego dualizmu ze stoickim spokojem. Dwoistość określa również strukturę narracyjną jego nowego albumu.

"Call Me If You Get Lost" buduje kompromis pomiędzy kompilacyjnym charakterem muzyki XXI wieku i prastarym sentymentem do albumów koncepcyjnych

Tyler w barwnym klipie promującym jego najnowszy album

Tak jak w przypadku większości projektów Tylera, ta płyta również snuje całkiem spójną opowieść, składającą się z precyzyjne ułożonych elementów. Zwartość nie jest jednak konstruowana przy pomocy sztywnych zasad. Raczej powstaje niejako samoistnie dzięki utworom, które nie boją się szaleństwa. Amerykański producent i raper z wielobarwnych, dynamicznych fragmentów montuje naprawdę schludnie poukładaną całość.

Oto płyta będąca ukoronowaniem funkowo-soulowego etapu twórczości Tylera

Tylerowska kreatywna bomba audiowizualna

Jej zawartość udowadnia, że frontman grupy Odd Future właśnie w tej stylistyce odnajduje pełnię swojego potencjału. Okazuje się, że horrorcore oraz popisy Eminema były dla Tylera jedynie szczeniackimi fascynacjami, a już jako dojrzały artysta szuka inspiracji zupełnie gdzie indziej. Wypada więc kibicować jego kolejnym poczynaniom, nawet jeśli miałyby pozostać wierne tej samej, pogodnej estetyce. W końcu żadne inne projekty nie rozjaśniają szaroburego krajobrazu nowoczesnego hip-hopu tak skutecznie, jak te tylerowskie.

Łukasz Krajnik

Łukasz Krajnik

Rocznik 1992. Dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling

News will be here