Okładka albumu Young Fathers – "Heavy Heavy", fot. Ninja Tune

Brytyjska formacja Young Fathers wraca z czwartym studyjnym albumem. "Heavy Heavy" to ekscytujący gatunkowy miks, który porozumiewa się ze słuchaczem językiem jazzowej energii i artystycznej bezkompromisowości surrealizmu.

W 1936 roku Theodor Adorno napisał niesławny esej “O jazzie”, w którym podjął się brutalnej (i z perspektywy upływających lat wyjątkowo niesprawiedliwej) krytyki gatunku uprawianego przez wszystkich genialnych Coltrane’ów, Davisów i Bakerów tego świata. Kontrowersyjny artykuł był jednak produktem bardzo specyficznego myślenia o muzyce. Niemiecki filozof próbował analizować dokonania jazzmanów według akademicko-intelektualnego klucza.

Po przefiltrowaniu ich spontanicznej energii przez kontekst ideologiczny Adorno doszedł natomiast do wniosku, że legendarna jazzowa swoboda środków wyrazu wcale nie ma wolnościowego potencjału politycznego i socjologicznego. O najnowszym albumie Young Fathers autor “Dialektyki negatywnej” miałby prawdopodobnie podobne zdanie. Podobnie jak ikony jazzu, brytyjskie trio również wyrasta z tradycji uformowanych przez afrykańską kulturę. Kulturę, której muzyczne oblicze jest do cna antyintelektualne oraz antyakademickie.

Już na poprzednich płytach Young Fathers można było dostrzec silne wpływy gospel, soulu, bluesa oraz hip-hopu

Na “Heavy Heavy” owe inspiracje kreślą jednak znacznie bardziej radykalny obraz. Trzydziestominutowy krążek jawi się jako coś na kształt garażowego R&B zdefiniowanego przez chwytliwe melodie zanurzone po uszy w trzeszcząco-szumiącej produkcji. Surowy tembr albumu wykracza poza estetyczny standard studyjnego przedsięwzięcia. To projekt, którego chropowata witalność zbliża się nawet nie do wigoru nagrań koncertowych, a do pierwotnej, ognistej ikry duchowego rytuału. Obrzędowy rytm tych kompozycji kontestuje natomiast sens przytoczonej wcześniej rozumowej relacji z dziełem muzycznym.

Idąc tropami Adornowskimi, można stwierdzić, że Young Fathers mylnie utożsamiają możliwość egzekwowania autonomicznej artystycznie wizji z praktykowaniem formalnego chaosu. Można również dodać, że bardzo jednolite stylistycznie “Heavy Heavy” szybko wpada w pułapkę przewidywalności, która przecież jest głównym wrogiem propagowanej przez trio idei kreatywnej instynktowności. Byłyby to bardzo sensowne argumenty. Niewykluczone, iż sami artyści nie mieliby problemów z ich zaakceptowaniem.

Choć trudno nie zgodzić się ze wspomnianymi uwagami, warto jednak zastanowić się, czy są one uczciwe

Głównym założeniem czwartego albumu Young Fathers jest wytworzenie uniwersalnej muzyki popędów, a więc zdaje się, że akurat w tym przypadku kliniczna krytyka to działanie cokolwiek absurdalne. Te utwory charakteryzuje krańcowa prymitywność, która jednak zostaje pozbawiona swojego powszechnego, pejoratywnego sensu. To proste, ale nie prostackie piosenki, które pachną namacalną, fizyczną żywotnością. Odwołują się jednocześnie do tradycji jazzowej oraz surrealistycznej – buzują w nich żywioły afrykańskiej impulsywności oraz bezwiednego transu koncepcji sztuki automatycznej.

Syntezę obu namiętności w latach sześćdziesiątych umiłował sobie Ted Joans – afroamerykański poeta, muzyk i malarz, autor wybitnego tomiku wierszy “Black Pow-Wow”. Nieco zapomniany w Stanach Zjednoczonych i kompletnie nieznany w naszym kraju artysta musiał być (świadomym lub nie) drogowskazem podczas procesu powstawania “Heavy Heavy”. Jego słynna wypowiedź: “Jazz jest moją religią, a surrealizm punktem widzenia” spokojnie mogłaby natomiast funkcjonować jako motto najświeższego dzieła Brytyjczyków.

Jazz traktowany jako religia oznacza uczynienie z absolutnej spontaniczności egzystencjalnego fundamentu

Opowiadając o otaczającym ich świecie, trzej panowie z Edynburga decydują się na brawurowy gest. Ich sztuka nie ma ambicji konstrukcji systematycznego, spójnego osądu rzeczywistości. Wręcz przeciwnie – stworzone przez nich melodie opiewają fascynującą niedoskonałość teraźniejszości. Szkicują anarchiczne narracje przekładające duchową potencję rytualnego impulsu nad intelektualną frajdę, jaką daje uporządkowana refleksja.

Choć Young Fathers zdecydowanie są twórcami ukształtowanymi przez erę internetu, to charakteryzująca “Heavy Heavy” twórcza pasja nie urodziła się za biurkiem. Z kolei ich surrealistyczny punkt widzenia objawia się w pewnego rodzaju nieracjonalności tego albumu. Wydaje się, że nagrywając czwarty longplay, muzycy, wzorem popleczników André Bretona, całkowicie zignorowali swoje Świadome i po artystyczną konsultację zgłosili się do Nieświadomego.

Podobnie jak surrealiści (w tym również Joans) uprawiający nieplanowaną, przypadkową sztukę, Kayus Bankole, Graham Hastings i Alloysius Massaquoi bezgranicznie zaufali własnemu, nielogicznemu i nierozsądnemu przeczuciu. Wymyślili tym samym projekt ku chwale nieprzemyślanych decyzji artystycznych. Nafaszerowali go nierozważnymi repetycjami oraz gorączkowymi, prowadzącymi donikąd aranżacjami. Pozwolili sobie na zachłyśnięcie się chaotycznym hałasem po to, by dotrzeć do zakamarków własnej twórczej podświadomości – miejsca, którego wielu muzykom po prostu nie wypada odwiedzać.

Możemy zgadywać, co na temat “Heavy Heavy” sądziłby Theodor Adorno. Możemy się również domyślać, co na temat “Heavy Heavy” sądzą współcześni wyznawcy akademickiej krytyki muzycznej. Cóż jednak z tego? Jest to płyta nierówna, nieuporządkowana i nieprzemyślana, ale jednocześnie nieposkromiona, nieskrępowana i po prostu niezwykła.

Łukasz Krajnik

Łukasz Krajnik

Rocznik 1992. Dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling