News will be here
Yves Tumor – "Praise A Lord Who Chews But Which Does Not Consume; (Or Simply, Hot Between Worlds)", fot. Warp Records

Być może ciężko w to uwierzyć, ale Yves Tumor jest projektem na wskroś internetowym. Pierwsze albumy, w przeciwieństwie do najświeższych dokonań sygnowanych tą nazwą, czarowały półamatorską, kameralną elektroniką. Eksperymentalny ambient z czyjegoś przedpokoju, czyli to, co dziś pełni jedynie funkcję miłego, Tumorowskiego interludium, stanowił fundamentalny budulec owych płyt.

W poprzedniej dekadzie większość przedsięwzięć Seana Bowiego przywodziła na myśl sztukę tych użytkowników Soundclouda czy Bandcampa, którzy potrafią wycisnąć kreatywne soki z maszynerii swoich osobistych laptopów. Sytuacja uległa jednak zmianie w 2018 roku, po premierze “Safe in the Hands of Love”. Po introwertycznej personie anonimowego mistrza samplingu działającego jak Yves Tumor nie było już śladu.

Te kompozycje nie powstawały już bowiem za biurkiem i przestały służyć samotnemu, słuchawkowemu doświadczeniu. Tworząc singiel “Noid”, Yves Tumor zwiastował natomiast nowy, trwający do dziś etap swojej artystycznej działalności. Etap odzwierciedlony przez ekstatyczne, czasem prawie glam rockowe hymny oraz wylewny wizerunek sceniczny. “Praise A Lord Who Chews But Which Does Not Consume; (Or Simply, Hot Between Worlds)” umacnia obraz rzeczonej metamorfozy dwunastoma utworami spod znaku pełnokrwiście postmodernistycznego rocka.

Chciałoby się rzec, że przydługi tytuł albumu jest w tym wypadku znakomitym autokomentarzem

Autokomentarz ten dotyczy zawartości płyty – przeładowanej, przerysowanej i nade wszystko przeszarżowanej. Całość opiera się bowiem na wywołującej ból głowy mnogości cytatów. Internetowe powinowactwo artysty daje o sobie znać w całej gamie intertekstualnych gier. Słyszymy postpunkowe standardy, elementy stadionowego rocka, ale też rozedrganą psychodelię. Kolekcja odniesień, które imponują niejednemu dziennikarzowi muzycznemu ma natomiast stricte sieciowy charakter.

Yves Tumor stawia bowiem na skojarzenia, które cechują się specyficzną dwuwymiarowością. Tak jak produkty cyberprzestrzennej kultury są w pewnym sensie pastiszami pastiszów. Tumorowskie dźwięki nie czerpią z brzmienia materiałów kanonicznych, lecz opierają się na dorobku odtwórczym. To piosenki o memicznym rodowodzie – zainfekowane podwójnym dnem kopii kopii, autotematycznie przytaczające najzdolniejszych przepisywaczy ubiegłych dekad.

W pajęczynie estetycznych konotacji znajdują się np. The Strokes, Arctic Monkeys, The Flaming Lips czy Bloc Party. Kolejny hashtag zjada poprzedni, następny mem wymazuje wcześniejszy, jutrzejsza melodia przykrywa wczorajszą. To proces wtórnego nadpisywania, w którym nowy znak popełnia absurdalną niemożliwość, równocześnie pochłaniając i reprodukując poprzednika, a potem poprzednika poprzednika, poprzednika poprzednika poprzednika i tak dalej.

E-kulturowe korzenie twórcy uwydatniają się również w ironicznej spójnej niespójności albumu

“Praise a Lord…” wyraża internetową politykę lepiej niż wszystkie twitterowe konta. Muzyczna wyobraźnia tej płyty jest z jednej strony nieposkromionym, chaotycznym żywiołem (rozmaite rodzaje sensów i wrażliwości biorą tu udział w gigantycznej, transgatunkowej kraksie), a z drugiej zamkniętą w queerowo-freakowym kluczu operetką, bezwstydnie ucampiawiającą znaczenie tożsamościowej płynności.

Choć na Tumorowski obraz składa się plejada różnorodnych szkiców, to jednak wychodzi on spod jednolitej, grubej kreski. To swobodna wariacja na temat logiki internetowego łańcucha sugestii i rekomendacji – niekończącego się mariażu ekscytującego wrażenia wielorakości z błogą jednorodnością porządkującą informacyjne rozpasanie.

Yves Tumor w ekstrawertycznej odsłonie uosabia rock na miarę XXI wieku

Dostajemy gitarową symfonię pod patronatem kulturowego potomstwa idei Web 2.0 – kompilacyjną, kolażową, referencyjną względem samej siebie. Wzorem najważniejszych wyrobów memosfery “Praise a Lord…” nie porywa się na konstruowanie nowej historii. Tak naprawdę promuje zjadanie własnego ogona i postuluje afirmatywne spojrzenie na powszechnie pejoratywny wydźwięk tego idiomu.

Łukasz Krajnik

Łukasz Krajnik

Rocznik 1992. Dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling

News will be here