W piątek 30 stycznia dotarła do nas tragiczna informacja. W wieku trzydziestu pięciu lat zmarła SOPHIE – jedna z najbardziej intrygujących postaci współczesnej muzyki elektronicznej. Smutne wieści poruszyły całą rzeszę osób. Media społecznościowe zostały zapełnione postami zszokowanych fanów oraz innych twórców wspominających artystkę. Wszystkie te wypowiedzi łączył żal po utracie kogoś, kto swoją kreatywnością nieustannie wpływał na rozwój popkultury.
Współpracowniczka wytwórni PC MUSIC zdążyła pokazać światu jedynie ułamek swojego potencjału
Artystka wydała zaledwie jeden pełnoprawny album, mixtape i kilka EP-ek. Niewielka dyskografia SOPHIE jest jednak na tyle fascynująca, że trudno podważyć jej znaczenie dla sceny elektronicznej. Naszpikowane futurystycznymi dźwiękami kompozycje z "Product" czy "Oil of Every Pearl's Un-Insides" konstruowały bardzo odważną narrację. Pożyczały cukierkową estetykę popu i prastarych soundtracków gier wideo po to, by doprowadzić ją do skrajnych granic.
Utwory autorstwa SOPHIE przełamywały barierę dobrego smaku, podnosząc słodycz melodii do maksimum. Brawurowe zabiegi produkcyjne zrodziły hiperpop – niepokojące, lecz fascynujące monstrum napędzane węglowodanami ery informacji. Spazmatyczne brzmienie odzwierciedlało rzeczywistość zdefiniowaną przez dominację iPhone'a. Taką, w której przeładowanie rozkoszą treści w końcu doprowadza do bólu przegrzanych receptorów.
Dzieła brytyjskiej producentki oraz wokalistki w pewnym momencie złamały również charakterystyczny dla innych reprezentantów podobnych nurtów fetysz anonimowości. Każde wydawnictwo symbolizowało kolejny krok w drodze znalezienia własnej tożsamości. Początkowo abstrakcyjnym kolażom dźwiękowym towarzyszyło jedynie logo oraz imię. Z czasem, gdy utwory stawały się coraz dojrzalsze i pewniejsze własnej struktury, SOPHIE pozwalała odbiorcom dostrzec kontury swego ciała oraz jednocześnie kontury swej osobowości.
Wreszcie – wraz z premierą (niestety) ostatniego albumu w 2018 roku – artystka całkowicie wyswobodziła się z ograniczeń. Po latach spędzonych na rysowaniu szkiców postanowiła namalować pełnokrwisty autoportret. Zaprezentowała słuchaczom płytę celebrującą akceptację samej siebie – ciała, umysłu oraz twórczości. Opowiedziała nam niesamowitą historię o sztuce, pięknie filozofii dekonstrukcji i transpłciowości.
To osobowość sceniczna, która pozostanie w pamięci jako reformatorka definicji naturalności i sztuczności
Zarówno w swej twórczości, jak i w życiu codziennym aktywnie demaskowała konserwatywne rozumienie wspomnianych pojęć. Ogólnie przyjęte normy interpretowała jako społeczne koncepcje duszące innowacyjność. Natomiast to, co wiele osób nazywa sztucznym, bądź nienaturalnym, SOPHIE uznawała za przejaw inwencji oraz niezależności jednostki.