Kadr z filmu "Wilkołak" (reż. George Waggner, 1941), fot. Universal Pictures

Znany z legend i kina grozy wilkołak archetypicznie kojarzy nam się raczej z osobliwością, czymś nieludzkim. Tymczasem okazuje się, że jest w nim więcej człowieczeństwa, niż mogłoby się wydawać.

Wilkołak, choć nie ma w sobie wampirzej elegancji, intensywności upiora czy niepokojącej apatii żywego trupa, jest jedną z najbardziej interesujących postaci mniej lub bardziej współczesnych mitów. Bohater między innymi słowiańskich albo germańskich legend, a także licznych popularnych horrorów, charakteryzuje się bowiem rysem charakterologicznym, który aż się prosi, by skojarzyć go z psychologicznym konturem nowoczesnego człowieka.

Owszem, wilkołacze oblicze z “Amerykańskiego wilkołaka w Londynie” może razić przerysowaniem; z kolei “Wilk” z Jackiem Nicholsonem w roli tytułowej prezentuje ową istotę aż nazbyt umownie. Sama idea wilczego człowieka sugeruje jednak mnóstwo interesujących możliwości interpretacyjnych. Takich, które wykraczają poza banał hollywoodzkiego filmu czy archaicznej przypowieści.

Wilkołaczą esencję wyznacza koncepcja sekretnej, prawdziwej tożsamości

Kultowa scena transformacji w filmie “Amerykański wilkołak w Londynie” (reż. John Landis, 1981)

W przypadku większości znanych historii związanych z tym archetypem protagonista za dnia udaje człowieka, natomiast nocą, gdy nastaje pełnia, przeobraża się w owłosionego potwora, tym samym egzekwując swoje prawo do własnej osobowości. Tego rodzaju standardowy bohater kina i literatury grozy prowadzi więc życie, które można rozumieć dwojako.

Da się tu zauważyć klasyczny, manichejski dualizm przypisujący syntezę Dobra i Zła naturze całego wszechświata, a więc także człowiekowi. Wedle tej teorii, wszyscy jesteśmy osobnikami wiodącymi podwójną egzystencję. Rozdarci między dwoma stronami medalu, stąpamy po ziemi schizofrenicznym krokiem, wiecznie tocząc bój z niewygodną, mroczną stroną naszej osobowości.

Wilkołak zupełnie inaczej wygląda jednak z perspektywy zainspirowanej choćby ideologami surrealizmu

Klip z filmu “Wilk” (reż. Mike Nichols, 1994)

Wtedy należałoby ocenić wewnętrzną relację człowieka jeszcze-nieprzeobrażonego z już-przeobrażonym w zupełnie odwrotny sposób. Nagle mogłoby się okazać, że wspomniane monstrum nocy jest w istocie reprezentacją naszej najszczerszej tożsamości. Tak zwany żywot dzienny byłby zaś hamulcem zaciągniętym przez ciasne normy kulturowe i społeczne. Animalistyczna, nieskrępowana energia po księżycowej transformacji symbolizowałaby więc zew wolności wyzwolony z jakiejkolwiek konwencji – obywatelskiej, płciowej, rasowej – i tak dalej.

Ważne, by podkreślić też gorycz towarzyszącą bytowi wilkołaka. Jego codzienność jest słodko-gorzkim koszmarem. Dzień zawsze rozpoczyna jako więzień oczekiwań świata zewnętrznego po to, by w nocy zrzucić kajdany, a następnie nazajutrz znów powtórzyć tę udrękę. Syzyfowa droga wilkołaczych bohaterów przekazuje nam dość bolesną prawdę. Otóż okazuje się, że chcąc przetrwać, jesteśmy skazani na skromną ½ wolności – margines swobody manifestowany jedynie w sytuacji intymnej alienacji, gdy nikt nie patrzy.

Być może chodzi o porę snu, być może o chwilę spędzoną sam na sam z własnymi myślami. W każdym razie o krótki wycinek z całego dnia, gdzie figura Innego (uosobionego przez oczy rodziny, przyjaciół, znajomych, obcych i oczy kultury, społeczności, prawa) na chwilę przestaje mieć znaczenie. Niestety, to wycinek, który dzięki rozwojowi naszej cywilizacji nie ma prawa stać się czymś więcej niż wycinkiem.

Trzeba też przyjrzeć się nocnemu pejzażowi, zazwyczaj towarzyszącemu spektakularnej transformacji

Fragment pionierskiego filmu “Wilkołak” (reż. George Waggner, 1941)

Pozornie analogia nasuwa się sama. Noc jest w końcu żywym symbolem mrocznej tajemnicy, zła, nikczemności. Wilkołak zazwyczaj rodzi się z sugestywnej materii sennego koszmaru. Przytoczona powtarzalność sekwencji wprost nawiązuje do motywu powracającej mary – budzącej nas z sypialnianych objęć fantasmagorii lub rozgrywającej się na jawie traumie, która wciąż podświadomie zatruwa nasze powszednie wybory. Jednakże wilkołaczą dolę można odczytać zupełnie inaczej.

Jej nocny wymiar przywodzi na myśl nie tylko koszmar, ale też marzenie senne. Taki sen o absolutnej wolności, który należałoby traktować czysto eskapistycznie (o ile nie jest generowany przez kulturową naiwność). Uczucie wyobcowania wśród mroku da się zrozumieć jako wyraz absolutnego komfortu. Tymczasowa alienacja może przecież również oznaczać pełnię niezależności – stan czystej kartki pozwalający, choćby przez chwilę, odseparować siebie samego od żądań świata zewnętrznego.

Wilkołak jest więc wdzięcznym archetypem i to nie tylko ze względu mistycznych kontekstów historycznych, ale też biorąc pod uwagę jego uniwersalną, psychologiczną strukturę. W człowieku-wilku nietrudno dostrzec kondycję ludzkości. Od nas zależy tylko to, czy dostrzeżemy człowieka w człowieku, czy raczej człowieka w wilku.

Łukasz Krajnik

Łukasz Krajnik

Rocznik 1992. Dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling