Komiks "Na wschód od zachodu" to tytuł tak bogaty w pomysły i gatunkowe roszady, że trudno opisać go w kilku słowach. To alternatywna wizja Stanów, które się nie zjednoczyły. Gdy podczas wojny secesyjnej w ziemię uderzył meteoryt, państwo podzieliło się na siedem odrębnych politycznie i terytorialnie rejonów. Zaawansowana technika miesza się z krajobrazem Dzikiego Zachodu, a jakby tego było mało – świat przemierza Czterech Jeźdźców Apokalipsy. Szkopuł w tym, że jeden – Śmierć – porzucił swą misję i zamiast mordować, szuka zemsty po stracie ukochanej. Dużo wszystkiego? A to dopiero początek pierwszego tomu, czyli ⅓ całej serii.
Bogata diegeza

Scenarzystą "Na wschód od zachodu" jest Jonathan Hickman – autor między innymi przygód "Fantastycznej Czwórki", "Avengers" czy serii "Black Monday Murders". W swojej autorskiej serii puszcza jednak wodze fantazji. Powyższy akapit, próbujący pokrótce przedstawić świat komiksu, daje pewne wyobrażenie, że scenarzysta się nie ogranicza.
Hickman wrzuca do fabuły pomysły z różnych rejestrów, miesza w kotle i otrzymuje zaskakujący efekt. Mimo że to historia rozrywkowa, posiadająca spektakularne sceny chociażby rewolwerowych pojedynków, to całość jest dość wymagająca. Pieczołowicie zaplanowane polityczne tło oraz mnogość postaci, wątków i wydarzeń wymagają od czytelnika skupienia.
Mocna, przejrzysta kreska

Całość zilustrował Nick Dragotta, a kolory położył Frank Martin. Pod względem wizualnym "Na wschód od zachodu" robi wrażenie. Plansze są schludne, nie brak im dynamiki i rozmachu. Dragotta świetnie łączy różne estetyki. Brudny od kurzu Dziki Zachód płynnie przechodzi w sterylne, futurystyczne metropolie. Zachód łączy się ze Wschodem, stare z nowym, pierwotna magia miesza się z zaawansowaną techniką.
Mimo patchworkowego charakteru całość pozostaje spójna. Projekty postaci, budynków i miejsc są przemyślane, pomysłowe i różnorodne. Kadrowanie, niekiedy szybkie, dynamiczne, innym razem wyciszone, skupione na budowaniu atmosfery, świetnie współgra z opowieścią, której tempo dynamicznie się zmienia. Wizualnego sznytu dopełnia klimatyczna kolorystyka: westernowe pomarańcze i brązy oraz szaro-niebieskie elementy futurystyczne.
"Na wschód od zachodu" oszałamia

Pierwszy tom "Na wschód od zachodu" potrafi oszołomić mnogością wątków i bogactwem świata. Imponuje skrupulatnie zaplanowaną polityczną intrygą. Daje także radochę z oglądania Śmierci przemierzającego Dziki Zachód na mechanicznym wierzchowcu i wdającego się w liczne potyczki ze stającymi mu na drodze wrogami o magicznych mocach.
Komiks jednych zachwyci, inni nie będą mieli dla niego cierpliwości. Jedni zaakceptują gatunkowy miks westernu, horroru i sci-fi, dla innych będzie niestrawny. Mimo wszystko uważam, że warto dać komiksowi Hickman i Dragotty szansę i samemu sprawdzić. To seria, która stoi na własnych nogach, choć czerpie z wielu źródeł. Widać, że od samego początku twórcy mieli na nią wyrazisty pomysł i konsekwentnie idą w zakładanym kierunku.
W pierwszym zbiorczym wydaniu z Image Comics, które było podstawą polskiej edycji, dostajemy ponad pięćset stron komiksu, czyli piętnaście oryginalnych zeszytów oraz kilkadziesiąt stron dodatków. To wystarczająco, by w pełni zanurzyć się w świecie wykreowanym przez Hickmana. Cała seria liczy czterdzieści pięć zeszytów i zamknie się w trzech wydaniach zbiorczych. Komiks po polsku ukazał się nakładem wydawnictwa Mucha Comics. Drugi tom ma mieć premierę jeszcze w tym roku, a finałowy w 2023.