Zaskakujący, sześciometrowy mural ze Stańczykiem pojawił się na jednym z budynków przy zbiegu Rue de Montmorency i Rue Saint-Martin. Wśród paryżan błazen w czerwieni nie budzi raczej skojarzeń z polskim oryginałem, tym łatwiej było artyście przemycić tu własne przesłanie. Pojawienie się muralu nie jest bowiem akcją związaną z propagowaniem polskiej kultury i sztuki, lecz manifestem Pascala Boyarta, znanego jako PBoy. Grafficiarz wychowany w okolicy La Chapelle – miejsca, gdzie narodziło się europejskie graffiti – za pośrednictwem odniesień do dzieła Matejki krytykuje obecny konsumpcjonizm. Wystarczy zwrócić uwagę na detale, które pojawiły się w otoczeniu Stańczyka.
Przemyślenia czerwonego błazna

"Stańczyk w czasie balu na dworze królowej Bony, kiedy wieść przychodzi o utracie Smoleńska" to ikona polskiego malarstwa. Obraz z 1862 roku, przedstawiający zatrwożonego błazna, nawiązuje do wydarzeń z XVI wieku, kiedy wojewoda smoleński skapitulował przed wojskami Wasyla III – wielkiego księcia moskiewskiego. Jak sam autor wskazuje, ówczesna arystokracja niewiele sobie z tego robiła, balując, podczas gdy jedyną – paradoksalnie – poważną, zainteresowaną losami kraju postacią, był nadworny błazen. Stańczyk. Matejko tworzył ten obraz setki lat po wojnie litewsko-moskiewskiej, dlatego pozwolił sobie też na odrobinę symboliki, zwiastującej upadek Polski. W dziele Boyarta jej jednak nie znajdziemy.
Malując graffiti, PBoy zrezygnował choćby z okna, za którym widoczne były wieża i kometa – symbolizujące zniszczenie naszego kraju. Na stole, w miejscu listu informującego o sytuacji na Wschodzie, leży tablet. Dookoła Stańczyka rozrzucone są natomiast banknoty o nominale 100€. To – jak pisze sam autor – "dodatki z naszej epoki". Celem jest natomiast zwrócenie uwagi na konsumpcjonizm i problemy współczesnego świata. Sam jednak – czy to przekornie, czy zupełnie na poważnie – dzieło zwieńczył kodem QR, który pozwala przechodniom wesprzeć finansowo jego twórczość.
PBoy wybrał dobre miejsce

Historyczny malunek dobrze pasuje do malowniczego Le Marais. Swój nietypowy (jak na część współczesnej metropolii) wygląd miejsce to zawdzięcza burzliwej historii. Dawne przedmieścia Paryża zasiedlili w XVI wieku arystokraci, później życie towarzyskie przeniosło się jednak w okolice Luwru. Tereny te przypadły natomiast biedocie, następnie przemysłowi, znów biedocie, później Żydom, a po II wojnie światowej także artystom. Dawne posiadłości marniały, kolejne budynki niekoniecznie były z nimi spójne stylistycznie. Wbrew pozorom te losy sprawiły jednak, że w Le Marais zachowało się wiele klasycznych budowli, których renowację zapoczątkował w latach 60. XX wieku prezydent Georges Pompidou. Dziś to tętniąca życiem dzielnica historyczna, która przyciąga tak Francuzów, jak i turystów.
Nowego graffiti ze Stańczykiem trudno natomiast nie zauważyć. Co prawda Rue de Montmorency to wąska i miejscami nieciekawa uliczka, ale przy jej skrzyżowaniu z Rue Saint-Martin nic nie rzuca się w oczy tak, jak polski błazen we francuskim wydaniu. PBoy słynie zresztą z malarskich odniesień, choć zazwyczaj sięgał po światowe klasyki (np. van Gogha) czy dzieła swoich rodaków (np. Gustave'a Courbeta czy Eugène'a Delacroix). Nie tak dawno przerobił choćby "Wolność wiodącą lud na barykady", otaczając symboliczną postać osobami w charakterystycznych, żółtych kamizelkach. Skąd więc nagłe zainteresowanie Matejką?